Po kwestiach politycznych, hodowla zwierząt domowych stanowi najulubieńszy przedmiot rozmowy zarówno u stołu bogatego właściciela ziemskiego, gdy damy już wstaną, a zostaną sami mężczyźni, jako też w oberży miejskiej podczas jarmarku, i w karczmie wiejskiej w dniu świątecznym. Myśliwi, wracając z polowania z chartami, najchętniej rozmawiają o sposobach, polepszenia rasy koni, o krzyżowaniu ras i wyścigach. Myśliwi, odpoczywając po polowaniu na ptactwo błotne, koniecznie muszą rozprawiać o sztuce układania wyżłów. Farmerzy, wracając w niedzielę ze mszy przez pola, chętnie od uwag nad kazaniem przechodzą do uwag nad stanem powietrza, żniwami i inwentarzem; a kończą zwykle na rozprawie o rozmaitych rodzajach karmu i jego własnościach pożywnych. Rozprawiając o hodowli trzody chlewnej, włościanie starają się dowieść, iż dobrze są obeznani ze sposobami tej hodowli i że wiedzą, jak najlepiej wieprza utuczyć. Nie tylko dla mieszkańca wsi urządzenie psiarni, stajni, obory lub owczarni stanowi ulubiony przedmiot rozmowy. I w miastach młodzi ludzie, którym środki pozwalają używać rozrywki polowania i psy utrzymywać, zarówno jak ich bardziej poważni ojcowie, rozprawiający o postępach rolnictwa, czytający sprawozdanie roczne p. Nechi i korespondencję p. Caird do »Timesa«, wszyscy razem stanowią dość znaczną część ludności.
Weźmy dorosłych mężczyzn z całego Królestwa, a przekonamy się, że większość ich chętnie zajmuje się kwestiami krzyżowania, hodowli i wychowania zwierząt tego lub innego rodzaju. Lecz czyż się komu zdarzyło, w takiego rodzaju zgromadzeniach towarzyskich, chociażby jedno słówko posłyszeć o wychowaniu dzieci? Czyż się kiedy zdarza, aby obywatel ziemski, po zwiedzeniu stajni i obory i wydaniu rozporządzeń względem karmienia i utrzymywania zwierząt, zajrzał następnie do dziecinnego pokoju i chciał się tutaj dowiedzieć, w jakich godzinach dzieci jego jedzą, co na obiad lub na śniadanie dostają, czy pokój ich dostatecznie bywa przewietrzany? W bibliotece jego znajdujemy rozprawę »O kuciu koni« White’a; »Podręcznik dla dzierżawców« Stephens’a; »Rozprawę o polowaniu« Nemroda, i zwykle treść tych dzieł bywa mu mniej więcej znaną; lecz czy kiedy czytał jakie dzieła, traktujące o wychowaniu małych i starszych dzieci? Własności pożywne makuchów rzepakowych i konopnych, pożywność siana i sieczki, niebezpieczeństwo używania koniczyny w zbyt wielkiej ilości: oto są rzeczy, znane dobrze każdemu obywatelowi ziemskiemu, każdemu koloniście i włościaninowi. Lecz któryż z nich zapytał siebie kiedy, czy właściwym jest pokarm, jaki swym dzieciom daje, czy sprzyja on fizycznemu rozwojowi ich ciała? Dla wytłumaczenia tego nienaturalnego zjawiska, powiedzą, być może, że ludzie ci dbają tak o zwierzęta i tak się niemi zajmują jedynie dlatego, że zwierzęta te są dla nich pożyteczne.
Tłumaczenie to nie jest wystarczającym, bo postępują w ten sposób ludzie wszelkich stanów, a więc i ludzie zamożni. Pomiędzy mieszkańcami miasta, mało kto o tym nie wie, że niedobrze jest konia zaprzęgać do pracy natychmiast po nakarmieniu; a jednak nie wiem, czy pomiędzy ojcami dużo się znajdzie takich, którzy by się zastanawiali nad tym, jak szkodliwym jest dla zdrowia dzieci zasadzanie ich do nauki natychmiast po jedzeniu. Jeżeli zechcemy kwestię tę gruntownie zbadać, przekonamy się, że zawsze prawie mężczyzna uważa, że to, co się w dziecinnym pokoju dzieje, dla niego zupełnie obcem pozostać musi. «Eh! pozostawiam to wszystko kobietom!« oto jest odpowiedź, jakiej zwykle spodziewać się możemy; ton zaś, z jakim te słowa wymawia, dostatecznym już jest dowodem, że takie zajęcie uważa jako niezgadzające się z godnością mężczyzny.
Z każdego innego punktu widzenia, prócz tego, z jakiego przyjęto zapatrywanie się na świat i postępowanie ludzi, wydać się musi rzeczą niezmiernie dziwną, że podczas, gdy np. hodowli pięknych byków ludzie rozumni tyle czasu i pracy poświęcają, wychowanie pięknej rasy ludzi milcząco bywa uważane jako rzecz, której nie warto uwagi najbardziej nawet rozumnych ludzi poświęcać. Na matki, które się nigdy niczego, oprócz języków i muzyki nie uczyły, jak również na niańki, mające głowę zapchaną starymi zabobonami, patrzymy jak na sędziów nieomylnych w kwestii karmienia, ubierania i ćwiczeń cielesnych dzieci. Ojcowie zaś tymczasem czytają książki i artykuły z gazet, zgromadzają się razem, robią doświadczenia, wszczynają rozprawy, a to wszystko w celu wynalezienia najlepszego sposobu tuczenia wieprzów, przeznaczonych na wystawę. Widzimy, jak wielkie usiłowania czynią się w celu wytworzenia wyścigowca, zdolnego wielką stawkę wygrać, i jak się nic nie przedsiębierze w celu wytworzenia współczesnego atlety. Gdyby Guliwer opowiadał, że Laputanie starają się wzajemnie prześcignąć w umiejętności najlepszego wychowania młodych pokoleń innych stworzeń, nie troszcząc się wcale o wychowanie fizyczne własnych swych dzieci, wydałoby się to nam równie śmiesznym i niedorzecznym, jak wszystko co o obyczajach i życiu Laputanów podaje.
A tymczasem sprawa to nader ważna. Jakkolwiek powyższy fakt, sam przez się, może się wydać bardzo śmiesznym, niemniej jednak wyniki jego nader smutne być muszą. Jak to słusznie pewien myśliciel zauważył, pierwszym warunkiem powodzenia w świecie jest być zdrowym zwierzęciem; dla pomyślności zaś narodu potrzeba przede wszystkim, aby naród ten składał się ze zdrowych, dobrych zwierząt. Nie tylko w wojnie pomyślny lub niepomyślny koniec zawisł od siły i odwagi żołnierzy, lecz nawet w walce przemysłowej zwycięstwo sprzyja sile fizycznej i wytrwałości wytwórców. Dotychczas nie mieliśmy powodu obawiać się przewagi innych ludów na tych rozmaitych polach walki, lecz słusznie można przewidywać, iż wkrótce będziemy na cięższe daleko próby wystawieni. Walka o byt, w czasach najnowszych, stała się tak uporczywą, że mało jest ludzi, którzy by z niej potrafili wyjść zwycięsko. Już teraz tysiące ludzi padają pod ciężarem zbyt wielkim, którymi podołać nie są w stanie. Jeżeli ciężar ten będzie się ciągle zwiększał, a tego można się łatwo spodziewać, niewątpliwie dotknie on najbardziej nawet silne i potężne budowy. Nabiera więc szczególnego znaczenia wychowywanie dzieci takie, aby nie tylko okazały się zdolnymi do prowadzenia walki umysłowej, jaka ich w przyszłości oczekuje, lecz aby także mogły stawiać czoło tym niezmiernym wysiłkom i zmęczeniu fizycznemu, z jakimi w życiu koniecznie będą się musiały spotkać.
Na szczęście, ludzie zaczynają już nad tym się zastanawiać. Prace p. Kingsley’a wykazują, że w publiczności objawia się reakcja przeciwko zbyt wczesnemu umysłowemu kształceniu dzieci, reakcja która jak zresztą wszystkie reakcje, posuwa się, być może, zbyt daleko. Od czasu do czasu jakiś list lub artykuł, w pismach publicznych, dowodzi zajęcia się wychowaniem fizycznym; powstanie zaś szkoły, przezwanej charakterystycznie szkołą »muskularnego chrześcijaństwa«, stanowi dowód, że ogół zaczyna już żałować tego, iż w zwykłym trybie wychowania dzieci, nie dość zwracał uwagi na wychowanie fizyczne i na wynikające stąd korzyści.
Celem, do któregośmy powinni dążyć nasze desideratum, być musi pogodzenie porządku przyjętego w wychowaniu domowym i w szkole, czyli tak zwanej dyetyki dziecięcej, z zasadami nauki tegoczesnej. Czas już, aby nie tylko byki i owce, lecz i dzieci nasze mogły korzystać z odkryć naukowych, poczynionych w pracowniach chemicznych. Nie podając wcale w wątpliwość znaczenia hodowli ulepszonej rasy koni i świń, sądzimy jednak, że i wytwarzanie pięknych mężczyzn i kobiet też pewną wartość przedstawia, i że zasady naukowe, stwierdzone przez praktykę, zarówno w tym drugim, jak i w pierwszym przypadku przydać się mogą. Wielu zapewne zdziwi, a nawet być może obrazi takie zestawienie pojęć. Lecz faktem jest niezaprzeczonym, na który każdy zgodzić się musi, że człowiek ulega tym samym prawom ustrojowym, jakim ulegają twory niższe. Każdy anatom, fizjolog i chemik bez wahania przyzna, że to, co pod względem biologicznym da się o zwierzęciu powiedzieć, to samo da się powiedzieć i o człowieku. Ze szczerego przyznania tej zasady ta korzyść wynika, iż wszelkie uogólnienia, wynikające ze spostrzeżeń i doświadczeń, nad zwierzętami, możemy z korzyścią do człowieka zastosować. Chociaż nauka o życiu dotąd tak mało jeszcze jest opracowaną, doszła ona już jednak do poznania wielu zasad niezmiernie ważnych, które tłumaczą rozwój wszelkiego ustroju, a więc i ustroju człowieka. Zastanówmy się obecnie nad wpływem tych zasad na wychowanie dzieci i młodzieży.
Wyraźna w życiu społecznym skłonność do przerzucania się z jednego kierunku do kierunku wprost przeciwnego, z jednej ostateczności do drugiej, skłonność, pod której wpływem despotyzm następuje po rewolucjach, epoki postępu i reform po epokach konserwatyzmu, wieki ascetyczne po wiekach rozwiązłości obyczajowej, która w handlu sprowadza kolejno ufność bez granic lub też popłoch powszechny, która ludziom od jednej do drugiej ostateczności przerzucać się każe; skłonność ta wywiera wpływ swój nawet na nasze nawyknienia gastronomiczne, a tym samem i na przepisy, jakie pod tym względem do dzieci stosujemy. Po okresie, w którym potężnie jedzono i więcej jeszcze wypijano, nastał okres stosunkowej wstrzemięźliwości, a powstałe w tym ostatnim okresie sekty »umiarkowanych«[1] i ludzi »używających tylko pokarmów roślinnych«, stanowią najwyraźniejszą przeciwko nie-umiarkowaniu czasów poprzednich protestacją.
Ze zmianą nawyknień osób dorosłych, nastąpiła też zmiana w postępowaniu z dziećmi. Ojcowie nasi byli przekonani, że im więcej dziecko zjeść może, tym szczęśliwiej to na zdrowie jego musi oddziałać; a dziś nawet, pomiędzy włościanami w prowincjach odległych, gdzie zawsze dłużej się przechowują zastarzałe pojęcia, znaleźć można rodziców, zmuszających swe dzieci jeść aż do obżarstwa. Lecz w wyższych warstwach ludności, gdzie zwrot ku wstrzemięźliwości jest bardziej widocznym, da się raczej dostrzec kierunek pojęć wprost przeciwny. Prawda, że wstręt, jaki te klasy ludności czują do obżarstwa i opilstwa czasów dawniejszych, objawia się daleko więcej w sposobie postępowania z dziećmi, niż w sposobie zachowania się osób dorosłych; bo dorośli odstępują sami ciągle od zasad tego kłamanego ascetyzmu, dla zaspokojenia swych zachcianek, lecz nieubłagani są względem dzieci i zmuszają je ciągle do uległości tym ascetycznym zasadom. Dlatego to nieraz rodzicom się zdaje, iż lepiej jest, aby dzieci głodne od stołu wstawały, niż aby jadły zbyt wiele.
Oczywistą jest rzeczą, że jedzenie w zbyt małej ilości, zarówno jak i zbyteczne objadanie się, są zarówno szkodliwe. Z dwojga złego jednak, daleko gorszym jest pierwsze. Jak to powiedział pewien uczony, którego w tym względzie jako powagę uważać możemy, »skutki niestrawności, byle ona nie była ciągłą, mniej są zgubne i łatwiej się dadzą naprawić, niż skutki wycieńczenia[2]. Co więcej, jeżeli dorośli nie zachęcają dzieci do obżarstwa, te ostatnie same rzadko się aż do niestrawności objadają. »Niewstrzemięźliwość w jedzeniu jest raczej wadą osób dorosłych, niż dzieci; dzieci rzadko bywają łakome i chciwe, chyba je do tego przyzwyczaiły osoby starsze«. Ten system wstrzemięźliwości zbytecznej, tak często do dzieci stosowany, oparty jest na doświadczeniach niedokładnych i na błędnym rozumowaniu. Zbyt wielka liczba przepisów odnoszących się do trybu postępowania z dziećmi, zarówno jest szkodliwą, jak dla państwa szkodliwą jest zbyt wielka liczba ustaw i rozporządzeń ustawodawczych; do na zgubniejszych zaś należy powstrzymywanie dzieci od jedzenia w dostatecznej ilości. »Lecz, powiedzą, czyż należy pozwalać, aby dzieci przeładowywały żołądki, opychały się łakociami, a następnie, co musi niezawodnie nastąpić chorowały?« Na zapytanie w ten sposób sformułowane, jedną tylko możemy dać odpowiedź, która zresztą mieści się już w samem tym zapytaniu. Utrzymujemy, że ponieważ głód jest niewątpliwym przewodnikiem dla wszystkich zwierząt i ludzi wszelkich ras, a to zarówno dla niemowląt, osobników chorych i dla osobników dorosłych, prowadzących normalny tryb życia; stąd przeto możemy stanowczo wnioskować, że dla dzieci również musi on być przewodnikiem niemniej pewnym. Dziwnym by było, zaiste, gdyby w tym jedynym wypadku przewodnik ten ufności nie wzbudzał.
Być może, ktoś z niecierpliwością odpowiedź tę przeczyta w przekonaniu, iż potrafi przytoczyć przykłady, będące w zupełnej sprzeczności z naszym twierdzeniem; a jednak twierdzenie nasze niczym obalić się nie da. Rzecz cała na tym polega, że nadużycia, które by chciano na obalenie naszego twierdzenia przytoczyć, zwykle bywają właśnie wynikiem potępionego przez nas systemu zbytecznej wstrzemięźliwości. Są to oddziaływania zmysłowe, wywołane zbytecznym ascetyzmem i sztuczną powściągliwością. Stwierdzają one tę zasadę ogólną, że ci, którzy w dzieciństwie poddani byli najbardziej surowym środkom karnym, następnie przerzucają się do największych ostateczności i dopuszczają się niezmiernych nadużyć. Mają one wspólną przyczynę z tak pospolitym niegdyś w życiu klasztornym, a tak ohydnym zjawiskiem, a mianowicie, że zakonnice od niezmiernej surowości obyczajowej przechodziły do szatańskiej niemal rozwiązłości. Dowodzą one nieprzezwyciężonej siły długo tłumionych pragnień.
A teraz zastanówmy się nad skłonnościami dzieci i nad tym, jak się z niemi obchodzą. Gust do słodyczy w dzieciach bardzo jest wyraźny i pospolity. Niewątpliwie, dziewięćdziesiąt dziewięć osób na sto sądzi, iż on jest tylko wynikiem przyjemnego podrażnienia zmysłu smaku, i że zatem jak wszelkie uczucie zmysłowe, powinien być powstrzymywanym. Fizjolog tymczasem, który ciągłym odkryciom coraz to gruntowniejszą znajomość natury ludzkiej zawdzięcza, przypuszcza, że upodobanie do rzeczy słodkich musi być wynikiem nie tylko przyjemnego podrażnienia nerwów smaku, lecz innych jeszcze przyczyn, a poszukiwania jego wkrótce rzeczywiście przypuszczenie to stwierdzają. Odkrywa on, że cukier niezmiernie ważną gra rolę w rozwoju organizmu. Materie cukrowe i tłuszczowe ciągle się w naszym ciele utleniają, a z tego wywiązuje się ciepło. Wiele innych ciał złożonych musi wprzód się w cukier zamienić, dla możności dostarczenia ciału naszemu ciepła zwierzęcego; takie zaś tworzenie się cukru odbywa się we własnym naszym ciele. Nie tylko, że krochmal podczas trawienia zamienia się w cukier, lecz, jak to Klaudiusz Bernard dowiódł, wątroba nasza jest narządem przeznaczonym do przerabiania na cukier cząstek składowych naszego pokarmu. Cukier dla ciała tak jest potrzebny, iż tworzy on się nawet z pierwiastków azotowych, jeżeli się inaczej do żołądka dostać nie może. Jeżeli zaś obok tego, że dzieci widocznie okazują upodobanie do rzeczy słodkich, jako będących tak obfitym źródłem ciepła zwierzęcego, zaznaczymy inny fakt, a mianowicie, że niemniej wyraźny czują wstręt do pokarmu, wytwarzającego podczas swego utleniania największą ilość ciepła t. j. do wszelkich materii tłuszczowych, słusznie stąd możemy wnosić, że zbytek pierwszych wynagradza brak drugich, że organizm więcej cukru potrzebuje, ponieważ nie może z łatwością tłuszczów przetworzyć.
Również dzieci lubią kwasy roślinne. Wszelkie owoce stanowią dla nich przysmak pożądany, a w braku lepszego, chętnie zjadają niedojrzałe porzeczki i najbardziej cierpkie jabłka. Otóż, kwasy roślinne, zarówno jak i kwasy mineralne, użyte w ilości umiarkowanej, nie tylko, że wzmacniają ciało, lecz nadto, przyjmowane przez organizm w postaci naturalnej, inne jeszcze korzyści przedstawiają. »Dojrzałe owoce, powiada lekarz Andrew Combę, w większym są daleko na lądzie, niż u nas, użyciu, i skuteczne są bardzo przy leczeniu narządów trawienia«. Spójrzmy teraz, jaka zachodzi sprzeczność pomiędzy tymi naturalnymi potrzebami dzieci a sposobem, w jaki się z niemi zwykło postępować. Te dwa upodobania, o jakich dopiero co mówiliśmy, są objawem pewnych potrzeb natury dziecięcej, a jednak, nie tylko, że się o te potrzeby nie troszczymy, lecz jeszcze sprzeciwiamy się im zwykle. Trzymamy się ściśle chleba i mleka na śniadanie, herbaty i chleba z masłem na podwieczorek, lub innych równie niesmacznych dla dziecka pokarmów. Wszelkie zadowolenie podniebienia uważamy za rzecz niepotrzebną a nawet występną. Cóż stąd wynika? Oto, jeżeli w dnie świąteczne dzieciom uda się dopaść do przyjemnego dla nich pokarmu, jeżeli podarunek pewnej kwoty pieniężnej daje im możność zakupienia tych wszystkich specjałów, jakie na wystawie sklepowej cukiernika widzą; lub jeżeli im pozwolą swobodnie biegać po ogrodzie owocowym: wówczas pragnienie zbyt długo tłumione popycha je do wielkich nadużyć. Są to dla nich niespodziane zapusty, które zawdzięczają chwilowemu ustaniu ciągłego rygoru; rozkoszują się też jak mogą, w przewidywaniu, że potem znowu długi post nastąpi. Kiedy zaś, skutkiem takiego przeładowania, dostają niestrawności, my utrzymujemy, że nie należy dzieciom pozwalać rządzić się własnymi zachciankami i upodobaniem!
Te smutne wyniki sztucznej wstrzemięźliwości następnie przytaczamy zwykle na poparcie twierdzenia, że jeszcze większy rygor potrzeba nad dziećmi rozciągnąć. Naszym jednak zdaniem, dowodzenia, podawane w celu usprawiedliwienia tego systemu kontroli nieustannej, są zupełnie mylne. Przekonani jesteśmy, że gdyby pozwolono dzieciom codziennie używać tych bardziej pożywnych i smacznych pokarmów, których ich organizm potrzebuje, rzadko by dopuszczały się takiego nieumiarkowania w jedzeniu, jakiego się obecnie nieraz dopuszczają. «Gdyby owoce, jak mówi dr. Combę, stanowiły część codziennego pożywienia dzieci (jedzone, podług jego rady, nie w przerwach pomiędzy godzinami jedzenia, lecz w czasie śniadania, obiadu, podwieczorku), nie znałyby dzieci tej chciwości, która im każe pożeraj niedojrzałe jabłka i śliwki«. To samo da – się i o innych tego rodzaju wypadkach powiedzieć.
Nie tylko mamy słuszne zasady, które nam każą a priori ulał upodobaniom i gustom dziecinnym; nie tylko .powody, przytaczane na poparcie zdania przeciwnego w żądnej wartości nie posiadają; nadto utrzymujmy jeszcze, iż w tym wypadku nie można by znaleźć żadnego innego przewodnika, żadnej innej wskazówki, którym by można zaufać. Bo jakąż może być wartość tych tak rozmaitych sądów rodzicielskich, podnoszonych nieraz do znaczenia powagi w, kwestii wychowania? Na czym swe zdanie opiera matka lub nauczycielka, odpowiadając «nie można« dziecku, które prosi, aby mu po raz drugi pozwolono wziąć smacznej potrawy? Oto, sądzi, iż dziecko dość już jadło; lecz na jakiej zasadzie tak sądzi? Czy wie, co się w żołądku dziecka dzieje? Czy może posiada zdolność jasnowidzenia, i przy pomocy tej zdolności rozpoznaje cielesne potrzeby dziecka? Jeżeli nie, w takim razie, jak może z taką pewnością wyrokować! Czyż nie wie, o tym, że potrzeba pokarmu zależy od wielu niezmiernie powikłanych przyczyn, że się zmienia wraz ze zmianą temperatury, ze stanem nasycenia powietrza wilgocią lub elektrycznością; że również oddziaływają na nią poprzednie ćwiczenia i zabawy, ilość spożytego poprzednio pokarmu, szybkość trawienia tego pokarmu itd. W jakiż więc sposób może obliczyć wyniki tylu i tak różnorodnych przyczyn?
Pewien ojciec, mówiąc o swym pięcioletnim dziecku, które głową przerosło wszystkich rówieśników, a jednocześnie było silnie zbudowane, zdrowe i różowe, tak się wyrażał: »Nie mogę znaleźć żadnej sztucznej miary, która by mi dała możność poznania jak wielkiej ilości pokarmu potrzebuje. Jeżeli mówię: »tyle pokarmu wystarczy«, będzie to tylko przypuszczenie; a przypuszczenie może być równie mylnym, jak słusznym. Skutkiem tego, nie ufam sobie i pozwalam dziecku jeść tyle, ile mu się podoba«.
Niewątpliwie, musimy przyznać słuszność takiemu ojcu, jeżeli będziemy sądzili podług wyników jego postępowania. W rzeczy samej, ta niczym niezachwiana wiara w siebie, z jaką rodzice dyktują prawa żołądkom swych dzieci, dowodzi, iż obce im są zupełnie prawa fizjologii: gdyby je byli lepiej znali, nie postępowaliby z taką pewnością. „Zarozumiałość z nauki jest niczym w porównaniu z zarozumiałością nieuctwa«. Gdyby się’ kto chciał przekonać, jak mało należy polegać na, sądach ludzkich, a natomiast jak należy zaufać istniejącemu w przyrodzie porządkowi rzeczy, niech porówna płochość niedoświadczonego lekarza z ostrożnością lekarza najbardziej słynnego, albo niech przejrzy dzieło Sir John Forbes’a:o naturze i sztuce leczenia chorób; zobaczy wówczas, że w miarę nabywania coraz głębszej znajomości praw życia, ludzie coraz mniej ufają samym sobie, a natomiast coraz bardziej ufają przyrodzie.
Przechodząc od kwestii ilości do kwestii jakości pokarmów, spostrzegamy, że i pod tym względem istnieje ascetyczny kierunek wychowania. Ludzie nie tylko sądzą, iż należy dzieciom dawać pokarm w ilości niedostatecznej, lecz jeszcze są przekonani, iż potrzeba go używać w gorszym gatunku. Powszechnie sądzą, iż dzieci mało pokarmu zwierzęcego potrzebują. W mniej zamożnych Warstwach ludności, przekonanie to zdaje się być natchnionym względami oszczędności: tutaj ludzie uwierzyli temu, czego pragnęli. Rodzice, którym na mięso nie starczy, odpowiadają dzieciom: »Mięso szkodzi małym dzieciom«; a to co, w początku było tylko zręczną wymówką, skutkiem ciągłego powtarzania, stało się artykułem wiary. Klasy zamożne, które nie potrzebowały krępować się takimi względami oszczędności, uległy wpływowi, już to większości, już to nianiek wyszłych z ludu, już to po części reakcji przeciwko zwierzęcości dawniejszych pokoleń. A jednak rozsądnych podstaw zdanie to nie posiada wcale. Jest to dogmat, który ludzie powtarzają i przyjmują, nie pytając się o jego dowody, tak samo jak dawniej bez wszelkiej krytyki przyjmowali zasady spowijania dzieci.
Być bardzo może, iż dla małych dzieci, których żołądek nie ma jeszcze dość wyrobionych mięśni, mięso, potrzebujące dla przemiany swej w soki pożywne mechanicznego roztarcia na miazgę, nie jest jeszcze pokarmem właściwym. Lecz zarzutu tego nie można zrobić pokarmom zwierzęcym, z których usunięto części włókniste, ani też stosować go do wieku późniejszego, bo żołądek dzieci, po upływie dwu lub trzech lat, posiada już znaczną siłę mięśniową. Podczas, gdy dowody przytaczane na poparcie powyższego dogmatu, tylko odnośnie do wieku bardzo małych dzieci jakąkolwiek wartość przedstawiają, zresztą zaś wszelkiej podstawy są pozbawione (co jednak nie przeszkadza podług zasad tego dogmatu wychowywać dzieci starsze), do wody przeciwne są mocne i niewątpliwe. Sąd nauki i powszechne mniemanie w zupełnej z sobą sprzeczności zostają. Zapytywaliśmy dwóch najznakomitszych naszych lekarzy i kilku niemniej rozgłośnych fizjologów, a wszyscy jednomyślnie przyznali, iż pokarm dzieciom dawany powinien być równie, a być może bardziej nawet pożywnym, jak pokarm, przez osoby dorosłe używany.
Słuszność tego zdania jest bardzo widoczną, a jego dowodzenie niezmiernie prostym. Dość jest porównać czynności żywotne dziecka i człowieka dorosłego, ażeby się przekonać, iż pierwsze daleko większej ilości pokarmu potrzebuje. Człowiek dorosły potrzebuje pokarmu, bo ciało jego codziennie ulega utracie tkanki komórkowej, skutkiem czynności trzewi, mięśni, nerwów i mózgu; tkanka zaś, w ten sposób zniszczenia, potrzebuje być odnowioną. Codziennie więc skutkiem promieniowania, ciało jego traci pewną ilość ciepła, a ponieważ dla czynności żywotnych, potrzebnym jest ciągłe podtrzymywanie pewnego stopnia temperatury, przeto ta strata musi się wynagradzać wytwarzaniem się coraz nowego ciepła. W tym właśnie celu odbywa się ciągłe utlenianie pewnych części składowych naszego ciała. Tak więc, człowiek dorosły potrzebuje pokarmu jedynie dla powetowania przez odżywianie ciągłej straty tkanki komórkowej i ciepła organicznego.
Przyjrzyjmy się teraz organizmowi dziecka. Ciało, jego również zużywa cząstki swej tkanki komórkowej wskutek rozmaitych czynności, a dość jest przypomnieć sobie niezmierną ruchliwość dziecka, ażeby zrozumieć, że w stosunku do swej objętości, ciało jego traci codziennie prawdopodobnie tyle tkanki, ile traci ciało człowieka dorosłego. Dziecko również wskutek promieniowania, traci ciągle pewną ilość ciepła; ponieważ zaś ciało jego, w stosunku do masy, przedstawia powierzchnię daleko większą, niż ciało człowieka dorosłego, i ponieważ skutkiem tego utrata ciepła jest daleko szybszą, przeto też, ilość pokarmu potrzebnego do wytworzenia ciepła, stosunkowo daleko większą być musi. Tak więc, gdyby nawet dziecko ulegało tym tylko czynnościom życiowym, jakim ulega człowiek dorosły, już w takim razie, w stosunku do swej wielkości, potrzebowałoby większej daleko ilości pokarmu. Lecz organizm dziecka potrzebuje pokarmu nie tylko dla wynagrodzenia strat w tkance komórkowej i cieple, lecz jeszcze dla wytwarzania nowej tkanki, potrzebnej do dalszego kształcenia i rozwijania budowy cielesnej.
Pokarm, który pozostaje po odnowieniu utraconych cząstek i wytworzeniu odpowiedniego ciepła, służy do wzrostu ciała, tak, iż wzrost ten tylko temu zbywającemu pokarmowi zawdzięczać należy. Jeżeli takiego zbytku pokarmu niema, wzrost odbywa się kosztem ciała i sprawia widoczne osłabienie organizmu. Prawda, że na mocy prawa mechanicznego, którego tutaj tłumaczyć nie będziemy, w małym organizmie istnieje bardziej korzystny stosunek między przyczynami utraty i sposobami przywrócenia sił, niż w organizmie wielkim, i dzięki takiemu właśnie stosunkowi, możliwym jest wzrost ciała. Lecz stwierdza to tylko fakt, że chociaż dziecko może długo i w wysokim stopniu znosić brak odpowiedniej ilości pokarmu, nie tracąc przez to zupełnie nadmiaru sił żywotnych, niemniej jednak ciągłe głodzenie, zmniejszając o wiele ten nadmiar sił żywotnych, powstrzymać musi wzrost organizmu i wpłynąć ujemnie na jego rozwój. Dowodem tego, jak gwałtowną i ciągłą jest potrzeba pokarmu dla organizmu, który się rozwija i rośnie, jest tak zwany »wilczy apetyt« u dzieci, apetyt, nieznany już w późniejszych okresach życia ludzkiego; dowodem tego jest również okoliczność, iż dzieciom tak prędko po jedzeniu znów się jeść zachciewa. Wreszcie, na dowód tego możemy jeszcze przytoczyć fakt, iż podczas głodu, skutkiem rozbicia okrętu lub innych jakich nieszczęść, dzieci umierają pierwsze.
Skorośmy już uznali tę wielką prawdę, że dzieci większej stosunkowo ilości pokarmu potrzebują, pozostaje nam rozstrzygnąć pytanie, jak lepiej tej potrzebie zadość uczynić możemy, czy dając dzieciom większą ilość pokarmu rozrzedzonego, czy też przeciwnie, ilość mniejszą pokarmu zgęszczonego. Pożywność, jaką daje mały stosunkowo kawał mięsa, otrzymać możemy tylko od znacznie większego kawałka chleba lub jeszcze większej ilości ziemniaków itd., bo zawsze ilość pokarmu musi się powiększać w miarę zmniejszania się jego jakości. Czy więc należy dawać dzieciom w dostatecznej ilości pokarm tak pożywny, jakim jest pokarm osób dorosłych; czy też przeciwnie, bez względu na to, iż żołądek dzieci zdolny jest przyjmować większą stosunkowo ilość nawet tego tak pożywnego pokarmu, należy go obładowywać jeszcze większą ilością pokarmu mniej pożywnego?
Odpowiedź jest bardzo jasną. Im mniejsza będzie praca trawienia, tym więcej sił pozostaje na rzecz wzrostu i rozwoju cielesnego. Czynności żołądka oraz kiszek wymagają współudziału krwi i nerwów; znużenie zaś następujące po jedzeniu zbyt obfitym, dowodzi, iż utrata krwi i siły nerwowej zbyt jest wielką i odbywa się kosztem całego ustroju. Jeżeli głód nasz zaspakajamy wielką ilością mniej pożywnych pokarmów, natenczas praca trzewi będzie większą daleko, aniżeli przy spożywaniu pokarmów w ilości mniejszej ale za to bardziej pożywnych. W pierwszym wypadku nadmiar pracy żołądka jest stratą, wynikiem zaś takiej straty w dzieciach być musi osłabienie lub mały wzrost ciała, a nieraz i jedno i drugie zarazem. Z tego więc wynika, że dzieciom, o ile możności, należy dawać pokarm, jak najbardziej pożywny, a zarazem łatwy do strawienia.
Nie ulega wątpliwości, iż można karmić dzieci pokarmem wyłącznie roślinnym. W rodzinach należących do wyższych warstw społeczeństwa, można nieraz widzieć dzieci, którym bardzo mało mięsa dają, a które pomimo to jednak, rosną i zdają się być zupełnie zdrowe. Pokarm zwierzęcy obcy jest prawie zupełnie dzieciom wyrobników, a jednak wyrastają one nieraz na ludzi zdrowych i silnych. Lecz fakty te, pozornie sprzeczne z naszymi poglądami, w rzeczywistości nie mają tak wielkiego znaczenia, jakie im się zwykło przypisywać. Przede wszystkim, nie wynika stąd wcale, aby ci, co się żywią chlebem i ziemniakami, dochodzili do doskonałego rozwoju fizycznego, a porównanie klasy wyrobniczej ze szlachtą w Anglii, lub proletariatu z mieszczaństwem we Francji, wcale nie wyjdzie na korzyść klas, które wyłącznie prawie pokarmów roślinnych używają.
Po wtóre, nie chodzi tu tylko o objętość, lecz także, a może więcej nawet, o jakość budowy ciała. Ciało miękkie na pozór, tak samo prawie wygląda, jak i ciało mocne, muskularne. Lecz chociaż dla oka niedoświadczonego, dziecko mające mięśnie rozlazłe, flakowate, może się wydać równie dobrze zbudowanym, jak dziecko, mające silne, żylaste członki; najmniejsza jednak próba natychmiast wykaże, jak wielka między niemi zachodzi różnica. Otyłość u osób dorosłych nieraz jest oznaką słabości. Atleci i szybkobiegi tracą wagę, przysposabiając się do zapasów lub wyścigów. Tak więc, nie stanowi żadnego jeszcze dowodu ta okoliczność, że dzieci źle odżywiane dobrze nieraz wyglądają. Po trzecie oprócz wzrostu i otyłości, należy też zwracać uwagę na siłę. Pod .tym względem wyraźna istnieje różnica pomiędzy dziećmi, żywiącymi się mięsem, a dziećmi, używającymi za pokarm chleba i kartofli. Dziecko włościańskie stoi zawsze niżej od dziecka szlacheckiego pod względem żywości fizycznej i bystrości umysłu.
Porównanie rozmaitych gatunków zwierząt, oraz rozmaitych ras ludzkich, albo też ludzi i zwierząt, należących do jednej rasy lub gatunku, lecz rozmaitego używających pokarmu, bardziej nas jeszcze utwierdzi w przekonaniu, te stopień siły zależy zawsze od własności pożywnych pokarmów.
Widzimy, że u krowy, która się żywi trawą, t.j. pokarmem stosunkowo mało bardzo cząstek pożywnych zawierającym, niezmiernie wielka ilość spożywanego codziennie pokarmu wymaga złożonego bardzo systemu trawienia; że jej kończyny, małe w stosunku do ciała, zanadto są jego ciężarem obarczone; że znaczna część sił żywotnych musi się wydatkować na dźwiganie tak wielkiego ciała i na trawienie niezmiernej ilości pożywienia; że wreszcie mało pozostaje sił zbywających, skutkiem czego zwierzę jest niezmiernie powolnym. Porównajmy krowę z koniem, zwierzęciem lubo zbliżonym do niej z budowy, lecz żywiącym się zwykle pokarmem, w którym cząstki pożywne bardziej już są skupione. Ciało jego, szczególnie zaś okolica brzucha, w stosunku do kończyn, o wiele mniejszym jest niż u krowy, a kończyny nie mają już tak wielkiego ciężaru do dźwigania; trawienie również nie jest tak trudnym, bo ilość pokarmu stosunkowo znacznie jest mniejszą, skutkiem tego zwierze, samo bardziej jest czynnym, posiada więcej zwinności i żywości, i łatwiej zmienia miejsce pobytu.
Takąż, lecz bardziej jeszcze wyraźną różnicę możemy dostrzec, porównując bezmyślną ociężałość trawożernej owcy z żywością psa, karmiącego się mięsem lub pokarmami mącznymi. Dość jest przypomnieć sobie żywość i zwinność ruchów zamkniętych w klatkach ogrodu zoologicznego zwierząt drapieżnych, oraz ospałość i nieruchomość zwierząt trawożernych, na których nie znać tego nadmiaru sił żywotnych, ażeby zrozumieć, jak dalece stopień siły i żywości w zwierzęciu zawisł od stopnia skupienia w pokarmie cząstek pożywnych.
Że różnice te nie są bezpośrednim wynikiem rozmaitej budowy zwierząt, jak to zapewne niektórzy zechcą utrzymywać, lecz wynikiem rodzaju używanego pokarmu i stopnia jego pożywności, stwierdzają to doświadczenia, robione nad zwierzętami jednego gatunku. Jako przykład możemy przytoczyć rozmaite odmiany koni: porównajmy ciężkiego pociągowego konia, o ogromnym brzuchu, powolnych ruchach, z wyścigowcem lub koniem myśliwskim, mającym wysmukłą postać, i potężne kończyny, i pamiętajmy o tym, że pokarm przez pierwszego używany mniej jest daleko pożywnym, niż pokarm, którym się żywi drugi. Albo też weźmy przykład z pomiędzy ludzi: Australijczycy, Buszmeni, żywiący się korzonkami, jagodami, gąsienicami owadów i inną również lichą strawą, stosunkowo są bardzo mali, mają ogromne brzuchy, mięśnie miękkie i słabo rozwinięte i bezwarunkowo niezdolni są opierać się Europejczykom na polu bitwy, zarówno jak w życiu. Przeciwnie spójrzmy na dzikie plemiona, pięknej budowy ciała, mocne, czynne, jakimi są Kafrowie, Indianie Ameryki północnej, Patagończycy, są to plemiona używające głównie mięsa za pokarm. Hindus, używający lichej bardzo strawy, ulega Anglikowi, którego pokarm więcej cząstek pożywnych zawiera.
Dzieje świata przekonywają nas, że ludy odważne i panujące, zawsze dobrze były odżywiane. Dowodzenie nasze stanie się bardziej jeszcze przekonywającym, jeżeli na to zwrócimy uwagę, że zdolność do pracy jednego i tegoż samego osobnika zmienia się wraz ze zmianą pokarmu. Przekonano się o tym na koniach. Jakkolwiek koń, karmiony trawą, może stać się bardziej tłustym, traci jednak swe siły, co łatwo można dostrzec, używając go wówczas do pracy. »Pierwszym skutkiem karmienia koni świeżą trawą, jest osłabienie ich systemu mięśniowego«. Trawa doskonale przydać się może do utuczenia wołu, przeznaczonego na targ w Smithfieldzie; lecz nie ma żadnej wartości, jako pokarm dla konia myśliwskiego. Rzeczywiście, konie myśliwskie, które w ciągu lata były na pastwisku, musiano następnie w ciągu kilku miesięcy karmić w stajni owsem i sianem, zanim stawały się zdolne do wycieczek myśliwskich; z wiosną dopiero w zupełności do dawnych sił powracały. To też p. Apperley, na zasadzie najnowszych doświadczeń, zaleca, »aby konia myśliwskiego lub wyścigowca nigdy na pastwisko nie oddawać, wyjąwszy chyba szczególne i bardzo przyjazne okoliczności, lecz trzymać go zawsze w stajni«, co znaczy, iż nie należy nigdy dawać mu pokarmu lekkiego.
Znaczna siła wytwarza się tylko dzięki długiemu użyciu pokarmów pożywnych, a zasada ta tak dalece jest prawdziwą, iż podług p. Apperley’a, koń o zwykłej budowie i sile, karmiony przez długi czas pokarmem niezmiernie pożywnym, w pracy może dorównać koniowi pierwszorzędnemu pod względem budowy i siły, lecz którego w zwykły sposób karmiono. Do tych wszystkich dowodów dodajemy jeszcze ten powszechnie .dobrze znamy fakt, że koniowi, który zbyt długo i ciężko pracował, zwykło się dawać groch lub bób, jako zawierające w sobie ilość materii azotowych (t.j. materii służących głównie do wytworzenia tkanki mięśniowej), większą daleko od tej, jaką owies zawiera.
Prawda ta, odnośnie do ludzi, jeszcze bardziej wyraźną się staje. Nie chcemy tu mówić o pokarmie, przez atletów używanym, którzy się ściśle do powyższych zasad stosują. Mówimy tu tylko o doświadczeniach poczynionych przez przedsiębiorców budowy dróg żelaznych na robotnikach, do budowy tej używanych. Od dawna już przekonano się, że robotnik angielski, używając głównie mięsa za pokarm, bardziej jest czynnym i lepiej pracować potrafi, niż robotnik z lądu Europy, żywiący się przeważnie pokarmem mącznym. Powszechnie znanym jest fakt, iż przedsiębiorcy angielscy, którzy się podejmowali budowy kolei żelaznych na stałym lądzie, woleli robotników z Anglii sprowadzić, niż miejscowych używać. Że taką siłę i wytrwałość zawdzięczać należy różnicy używanego pokarmu, nie zaś różnicy plemiennej, dowodzi ta okoliczność, iż robotnicy lądowi, żywieni przez czas długi mięsem, pod względem wytrwałości i siły nie ustępowali prawie robotnikom angielskim. Do powyższych dowodów dodajemy wreszcie własne nasze sześciomiesięczne doświadczenie nad własnościami pokarmu wyłącznie roślinnego, a mianowicie, że nieużywanie mięsa za pokarm pociąga za sobą osłabienie sił fizycznych i umysłowych.
Czyż więc rozmaite te dowody nie wspierają dostatecznie naszego zdania o tym, jaki pokarm dla dzieci jest najwłaściwszym? Czyż nie wynika stąd koniecznie, że, nawet gdyby przez użycie pokarmów mało pożywnych dała się osiągnąć taka zewnętrzna postawa i tusza, jak i przez użycie pokarmów bardziej pożywnych, zawsze jednak wielka by w budowie tkanki mięśniowej zachodziła różnica? Czyż dowody te nie stwierdzają tego wniosku a priori, że chociaż dla dzieci, od których mało czynności umysłowych i cielesnych wymagają, wystarcza pokarm mączny, dla dzieci jednak, oddających się rozmaitym ćwiczeniom fizycznym i umysłowym, potrzebnym jest koniecznie pokarm bardziej pożywny, bo inaczej wzrost ich zostanie wstrzymanym. Czyż nie wynika stąd wreszcie, że pozbawiając dzieci takiego lepszego pokarmu, zgubnie oddziaływamy na ich wzrost i siłę fizyczną, na ich zdolności umysłowe i hart duszy, a to odpowiednio do okoliczności i ich budowy cielesnej? Jesteśmy przekonani, iż żaden człowiek rozumny o tym wątpić nie będzie. Myśleć inaczej, znaczyłoby to potajemnie uprawiać tak rozpowszechnioną niegdyś błędną teorię wiecznego ruchu (perpettium mobile), znaczyłoby to wierzyć w możność wytworzenia siły z niczego.
Zanim skończymy mówić o pokarmach, należy jeszcze słów kilka o potrzebie ich urozmaicenia powiedzieć. Pod tym względem, postępowanie ż dziećmi niezmiernie jest wadliwym. Jeżeli dzieci nie są, jak nasi żołnierze, skazane na »dwadzieścia lat gotowanej wołowiny«, zawsze jednak muszą znosić niezmierną jednostajność w jedzeniu, jednostajność, która również w sprzeczności z zasadami higieny zostaje. Prawda, że na obiad dostają pokarm mniej więcej urozmaicony i zmieniający się dość często. Lecz w każdym dniu tygodnia, w każdym tygodniu i w każdym miesiącu, zawsze a zawsze, bez najmniejszej zmiany, na śniadanie jeść muszą mleko z chlebem albo owsiankę; wieczorem zaś, również bez żadnej zmiany, następuje powtórne wydanie zupy mlecznej, albo czasami herbata z dodatkiem chleba z masłem.
Zwyczaj taki sprzeciwia się zupełnie wskazówkom fizjologii. Przesyt, jaki sprawia potrawa, zbyt często podawana, i przyjemność, wywołana ukazaniem się na stole potrawy, której dawno już nie kosztowaliśmy, nie jest faktem, pozbawionym znaczenia, jak się to wielu ludziom wydaje; owszem jest to sposób, w jaki natura wyraża potrzebę częstej zmiany pokarmów. Liczne bardzo doświadczenia przekonały, że nie istnieje prawie wcale taki pokarm, któryby sam przez się dostarczał w .odpowiedniej ilości wszelkich pierwiastków potrzebnych do podtrzymania życia, z czego znów wynika, iż rozmaitość w pokarmach koniecznie jest dla ciała potrzebną. Niemniej znanym przez wszystkich fizjologów jest ten drugi fakt, że przyjemność, jaką uczuwamy, jedząc ulubiony pokarm, jest środkiem pobudzającym, który, sprawiając przyśpieszone bicie serca i szybszy krwi obrót, tym samem trawienie ułatwia. Prawdy te, przez nas tu przytoczone, zgadzają się z najnowszymi zasadami hodowli zwierząt domowych, gdzie również wymaganą jest kolejna zmiana pokarmu.
Nie tylko kolejna zmiana pokarmu jest pożądana, lecz z tej samej przyczyny pożądanym jest także, aby każdy obiad składał się z rozmaitych pokarmów. Korzyść, jaką stąd otrzymujemy, polega na utrzymaniu równowagi pomiędzy rozmaitymi pierwiastkami pokarmowymi i na zwiększonym pobudzaniu nerwowym. Dla przekonania się o tym, dość jest zwrócić uwagę na stosunkową łatwość, z jaką żołądek trawi obiad francuski, ogromny co do ilości, lecz niezmiernie urozmaicony pod względem potraw. Nie zechce nikt pewno utrzymywać, iż z równą łatwością żołądek mógłby strawić takąż samą co do wagi ilość pokarmu jednego i tegoż samego gatunku, chociażby nawet pokarm ten najdoskonalej został przyrządzony. Inne dowody znaleźć możemy w każdej nowszej rozprawie o hodowli bydła. Zwierzęta daleko są zdrowsze, jeżeli’ każde ich jedzenie składa się z kilku pokarmów rozmaitych. Doświadczenia Goss’a i Stark’a są najbardziej przekonywającym dowodem korzyści, a raczej potrzeby mieszania pokarmów rozmaitego gatunku, dla utworzenia całości, którą żołądek najłatwiej i z największą korzyścią przetrawić zdoła[3].
Gdyby ktoś chciał zarzucić, że dla rodziców zbyt uciążliwą byłaby codzienna zmiana i urozmaicenie potraw; na to mu odpowiedzieć możemy, iż skoro rodzice żadnych starań i trudów w celu najlepszego wychowania umysłowego dzieci, nie szczędzą, przeto nie należy też starań tych żałować, pragnąc dzieci do należytego rozwoju fizycznego doprowadzić. Zresztą smutnym i dziwnym musi się wydać każdemu, iż pracując chętnie nad tuczeniem wieprzów, uważamy jako rzecz zbyt dla nas uciążliwą, prowadzenie dzieci podług zasad fizjologii i higieny.
Mamy tu jeszcze jedną przestrogę dla tych, którzy, podzielając podane przez nas zasady, chcieliby je w życiu zastosować. Zmiana nie powinna być zbyt szybką i gwałtowną, bo pokarm mało pożywny, przez długi czas używany, zwykle do takiego stopnia osłabia organizm, iż następnie przez długi czas nie może się on przyzwyczaić do pokarmu bardziej pożywnego. Niedostateczne odżywianie samo przez się staje się przyczyną trudnego trawienia. Prawda ta stosuje się nawet do zwierząt: »Cielęta, karmione mlekiem zbieranym, serwatką lub innym jakim słabym pokarmem, łatwo ulegają niestrawności«[4]. Stąd więc w wypadku, gdy siły osobnika zbyt są małe, przejście do pokarmu zawierającego wiele cząstek pożywnych, musi się odbywać stopniowo: im więcej sił przybywa, tym więcej można pokarmu takiego dawać.
Należy następnie o tym pamiętać, iż skupienie w pokarmie cząstek pożywnych nie powinno być zbyt wielkim. Potrzeba koniecznie, aby przy jedzeniu żołądek został napełniony pokarmem, z czego wynika, iż pokarm zjedzony, stosunkowo dość znaczną zawsze objętość mieć powinien. To też niewłaściwym jest pokarm tak bardzo pożywny, iż tylko w niezmiernie małej ilości może być użytym bo pokarm taki żołądka napełnić nie potrafi. Chociaż zdolność do trawienia znacznie jest mniejszą u plemion ucywilizowanych, niż u plemion dzikich, i chociaż zdolność ta w przyszłości bardziej jeszcze może się zmniejszyć: jednak w czasach obecnych, objętość pokarmu musi odpowiadać objętości- żołądka. Tak więc, naszym zdaniem, pokarm, dzieciom dawany, musi być w wysokim stopniu pożywnym, musi się często zmieniać i składać się zawsze z pierwiastków różnorodnych; wreszcie, powinien być obfitym.
W kwestii odzieży, zapatrywanie ogółu równie jest błędnym, jak i w kwestii pokarmu. Tutaj także widocznym jest ten zbyteczny ascetyzm. Istnieje na świecie teoria, którą wiele osób chętnie przyjmuje, nie zastanawiając się nad jej wartością, a mianowicie, iż do wrażeń zmysłowych nie należy zbyt, wielkiej wagi przywiązywać! Sprowadzona do swej formy najprostszej, teoria ta uczy, że wrażenia zmysłowe nie mogą w sposób właściwy postępowaniem naszym kierować, lecz przeciwnie, zdolne są zawsze w błąd nas wprowadzić. W gruncie jednak rzeczy, wystawiamy ciało nasze na tle cierpień nie z tego powodu, iż ulegamy tym wrażeniom zmysłowym, lecz raczej dlatego, że posłuszni im być nie chcemy.
Nie jest szkodliwym jedzenie, gdy głodni jesteśmy, lecz przeciwnie szkodliwym jest jedzenie wtedy, kiedy się nam jeść nie chce. Tak samo i w piciu: niedobrze jest opijać się, kiedy się nam pić nie chce, nie zaś wtedy, kiedy jesteśmy spragnieni. Nie-oddychanie powietrzem świeżym, tak miłym dla każdego człowieka zdrowego, może być szkodliwym; lecz przeciwnie szkodliwym jest oddychanie powietrzem zepsutym i chłodnym, pomimo wyraźnego płuc, naszych protestu. Nie mogą zaszkodzić ćwiczenia fizyczne, którym się dzieci chętnie oddają, lecz szkodzi zbyteczny wysiłek i zmęczenie fizyczne, jeżeli się na nie uwagi nie zwraca. Nie jest szkodliwą praca umysłowa, której się dzieci dobrowolnie i chętnie oddają, lecz raczej ta, do której dzieci zmuszamy bez względu na ich znużenie, ból głowy i palenie w twarzy. Praca cielesna sama przez się nie szkodzi, lecz szkodzi praca, która prowadzi do zupełnego sił wyczerpania; Prawda, że dla ludzi, których tryb życia jest nieprawidłowym, wrażenia zmysłowe przestają-być niewątpliwymi przewodnikami. Ludzie, którzy w ciągu lat całych żyją w zamknięciu, którzy wiele pracują umysłowo, zaniedbując wszelkich ćwiczeń cielesnych, którzy jedzą podług zegarka, nie zaś stosując się do potrzeb żołądka, łatwo mogą być przez swe spaczone wrażenia zmysłowe w błąd wprowadzeni; taki jednak stan nienaturalny jest właśnie wynikiem nadużyć popełnionych względem tych wrażeń zmysłowych. Gdybyśmy od dzieciństwa zawsze byli posłuszni temu, co sumieniem fizycznym nazwać możemy, nie przestałoby ono nigdy być naszym najlepszym doradcą.
Do wrażeń zmysłowych, które postępowaniem naszym kierują, policzyć wypada wrażenia ciepła i zimna, to też w wyborze odzieży zawsze je trzeba mieć na względzie. Rozpowszechnione przekonanie iż należy »ciało hartować«, jest tylko smutnym złudzeniem. Wiele dzieci tak doskonale hartowano, że je aż na tamten świat wyprawiono; te zaś, które próbę wytrwały, w ciągu życia całego cierpieć muszą smutne tego systemu następstwa: takie hartowanie albo zdrowie rujnuje, albo tamuje wzrost i rozwój ciała. »Wątła postać dzieci, powiada dr. Combę, dowodzi najlepiej, jak dalece szkodliwym jest ten system wychowania fizycznego, tak częste zaś choroby dziecinne powinny być przestrogą dla nierozważnych rodziców«.
Dowodzenia, na jakich się opiera teorią hartowania ciała, niezmiernie są powierzchowne. Ludzie dostatni, którym się zdarza widzieć, jak dzieci włościańskie bawią się na dworze na wpół nago, a jednak zdrowo wyglądają, taki stąd wniosek wyprowadzają, że zdrowie jest wynikiem lekkiego ubrania i że zatem, własne dzieci należy lekko bardzo ubierać. Zapominają o tym, że dzieci te, bawiące się na ulicach wioski, „pod pewnym względem żyją w okolicznościach przyjaznych, że bawią się ciągle prawie, że w ciągu całego dnia oddychają świeżym powietrzem, i że ustrój ich nie wycieńcza się pracą umysłową. Tak więc, pozory mylą, bo nie zbyt lekkie ubranie jest przyczyną ich zdrowia, lecz owszem, są one zdrowe nawet pomimo nie dość ciepłego ubrania. Sądzimy, że nasz wniosek jest zupełnie słusznym, i że utrata ciepła zwierzęcego, na jaką bywają narażane zbyt lekko ubrane dzieci, zawsze szkodliwie na organizm oddziaływać musi.
Jeżeli dziecko jest tak silnej budowy, że potrafi znieść wszelkie próby i rzeczywiście staje się na chłód wytrzymałem, zawsze jednak hartowanie takie odbywa się kosztem wzrostu i rozwoju organizmu dziecięcego. O prawdzie tej łatwo się przekonać możemy, zastanawiając się nad ludźmi i zwierzętami.
Konie z wysp Shetland, tak zwane kucyki (ponieś), znosić muszą większy daleko chłód, niż konie południowej Anglii; z tego też właśnie powodu są tak małego wzrostu. Owce z gór Szkocji są karłowate w porównaniu z owcami angielskimi. Mieszkańcy krajów podbiegunowych o wiele są niżsi od mieszkańców innych krajów. Lapończycy i Eskimosi są bardzo małego wzrostu, a mieszkańcy Ziemi Ognistej, którzy w bardzo zimnym klimacie chodzą nago zupełnie, podług świadectwa Darwina, tak są szpetni i karłowaci, iż nie chce się wierzyć, aby naszymi bliźnimi być mogli.
Nauka tłumaczy taką karłowatość utratą zbyt wielkiej ilości ciepła zwierzęcego. Rzeczywiście, jakeśmy już to powiedzieli, dla powetowania ciągłego oziębiania się, jakiemu ciało wskutek promieniowania ulega, potrzebnym jest nieustanne utlenianie się pewnych materii, które inaczej, do budowy ciała posłużyć by mogły. Tak więc, im większą jest utrata ciepła, tym większą się staje potrzeba materii, zdolnych do utleniania się w organizmie. Lecz czynność narządów trawienia ma też swe granice; z czego wynika, że kiedy narządy te potrzebują zbyt wielką ilość materiałów dla podtrzymania ciepła w ciele przygotować, zbyt mało mogą przygotować materiałów służących do żywienia ciała. Zbyt wielki wydatek materiałów opałowych pociąga za sobą brak materiałów budulcowych; skutkiem tego ciało nie może się rozwijać, lecz pozostaje małym, wątłym.
Widzimy więc, jak wielkie znaczenie ubranie nasze przedstawia. Jak to powiedział Liebig: »dla człowieka odzież, pod względem temperatury ciała, jest po prostu równoważnikiem pewnej ilości pokarmu^ Zmniejszając utratę ciepła, odzież zmniejsza też ilość opału potrzebnego do podtrzymania w ciele pewnego stopnia temperatury. Wniosek ten stwierdzają liczne doświadczenia, poczynione przez hodowców zwierząt. Zwierzęta znoszą chłód kosztem swego tłuszczu, swych mięśni lub też swego wzrostu, stosownie do okoliczności. »Jeżeli zwierzęta, przeznaczone na utuczenie, będziemy trzymali w nie dość ciepłem pomieszczeniu, proces tuczenia stanie się bardziej powolnym, albo też trzeba będzie o wiele zwiększyć ilość dawanego im pokarmu«[5]. P. Apperley stanowczo twierdzi, iż chcąc konia myśliwskiego w dobrym stanie utrzymać, należy go w ciepłej stajni chować. Hodowcy zaś koni wyścigowych dobrze o tym wiedzą, iż konie należy chronić od chłodu.
Prawda naukowa, stwierdzona w ten sposób przez etnologię i uznana przez rolników i hodowców zwierząt, tym więcej się jeszcze da do dzieci zastosować. Im dzieci są mniejsze i im prędzej rosną, tym bardziej im zimno szkodzi. We Francji nowonarodzone dzieci umierają nieraz z tego powodu, że je zimą noszą do mera dla zapisania do ksiąg ludności. Cjuetelet[6] wykazał, że w Belgii na dwoje dzieci umierających w styczniu, w lipcu jedno tylko umiera«.
W Rosji śmiertelność dzieci jest niezmiernie wielką. Nawet przy zbliżaniu się do wieku dojrzałości, ciało źle rozwinięte, bywa niezdolne do znoszenia wielkiego zmęczenia; dowodem tego wielka ilość młodych żołnierzy, zapadających na zdrowiu lub umierających w czasie trudnych wypraw wojennych. Przyczyna tego bardzo jest jasną. Powiedzieliśmy już, że skutkiem innego stosunku powierzchni do masy ciała, dziecko traci większą daleko ilość ciepła, niż osoba dorosła; obecnie zaś musimy na to zwrócić uwagę, że utrata taka dla dziecka bardzo jest niekorzystną. Lehman powiada: »Jeżeli ilość kwasów jakie dzieci wydzielają, obliczać będziemy podług wagi ich ciała, przekonamy się, że dzieci stosunkowo dwa razy tyle, co osoby dorosłe, kwasu węglanego wydzielając ilość zaś kwasu węglanego, wydzielanego z ciała, prawie zawsze stale odpowiada ilości wytworzonego ciepła. Widzimy więc, że nawet w zwykłych przyjaznych warunkach, organizm dziecka musi podwójną ilość materiałów dla wytwarzania się ciepła dostarczać.
Teraz więc zrozumieć zdołamy całą niedorzeczność zbyt lekkiego ubierania dzieci. Czy którykolwiek ojciec, pomimo, że już jest człowiekiem dorosłym, że przeto mniej traci ciepła zwierzęcego i potrzebuje pokarmu tylko dla podtrzymania dawnych tkanek, nie zaś do budowy nowych, odważyłby się jednak wyjść na chłód z gołymi nogami, rękami i szyją? A lubo sam niezawodnie cofnąłby się przed taką próbą, poddaje jej jednak małe istoty, mniej daleko od niego próbę taką wytrzymać zdolne, albo co najmniej pozwala innym bezkarnie takie próby stosować! Niech pamięta o tym, iż każda uncja pokarmu, wydana na podtrzymanie ciepła organicznego, inaczej byłaby użytą do budowy ciała; i że wynikiem takiego hartowania dzieci, chociaż byśmy rzeczywiście zdołali je przez to od katarów, uderzeń krwi do głowy i innych chorób uchronić, musi być zawsze mniejszy wzrost i bardziej wątła budowa ciała. »Tak więc, nie należy zawsze być jednakowo ubranym, lecz przeciwnie, stosownie do pory roku nosić odzienie takiego rodzaju i takiej grubości, aby zawsze mogło uchronić ciało od najlżejszego chociażby uczucia chłodu«.
Prawidło to, na które dr. Combę szczególną uwagę czytelników swych zwraca, uznają wszyscy bez wyjątku uczeni i praktycy. Ludzie kompetentni, których zapytywaliśmy w tym względzie, wszyscy bez wyjątku potępili metodę obnażania ramion i nóg u dzieci. Metodę taką śmiało możemy nazwać zgubną i pracować nad jej wykorzenieniem.
Smutno zaiste widzieć, jak matki, aby się do niedorzecznej metody zastosować, rujnują zdrowie swych dzieci. Nie dość, że same stosują się niewolniczo do wszelkich dziwacznych wymysłów naszych sąsiadów Francuzów, lecz jeszcze stroją swe dzieci jak arlekinów, podług wskazówek »Petit Courier des Dameso., nie dbając wcale o to, że strojenie takie jest nadzwyczaj niewygodnym i niedostatecznym. Narażają przez to dzieci na mniejszą lub większą niewygodę, na częste choroby; powstrzymują ich wzrost lub podkopują zdrowie; a nieraz nawet śmierć przedwczesną sprowadzają, a to wszystko, ponieważ wydaje im się koniecznym krojenie sukien z materii i podług wzorów, wymyślonych przez modę francuską. Matki, z chęci naśladowania mody, nie tylko zbyt lekko dzieci swe ubierają, lecz nadto dają im suknie tak dziwnego kroju, że dzieci nie mogą się. swobodnie poruszać i naturalnej ruchliwości oddawać. Ażeby dzieci nie mogły powalać lub zniszczyć kosztownego ubrania, matki zabraniają im bawić się swobodnie. »Wstań zaraz, bo powalasz nową sukienkę«, mówi matka do dziecka, tarzającego się po ziemi. »Proszę tam nie chodzić, powalasz pończochy«, woła nauczycielka na dziecko, które zeszło z drożynki i chce się na wał wdrapać. W ten sposób złe staje się podwójnie wielkim.
W celu uczynienia zadość swym pojęciom o elegancji i pięknie, matka sprawia dzieciom ubranie, które je niedość dobrze okrywa i nie grzeje; dla zaszanowania zaś tego lubo lekkiego, ale za to wykwintnego ubrania, krępuje wrodzoną w dziecku a tak potrzebną ruchliwość, nie pozwalając mu biegać i bawić się swobodnie. Ruch, który podwójnie potrzebnym się staje przy braku dość ciepłego ubrania, zostaje dziecku wzbronionym, a to z obawy aby nie podarło lub nie powalało strojnej sukienki. Kiedyż wreszcie ludzie trzymający się niewolniczo tego systemu, poznają całe jego okrucieństwo. Bez wahania utrzymujemy, iż co rok tysiące istot ludzkich, zapadając na zdrowiu, tracąc siły, i łatwiej skutkiem tego ulegając rozmaitym cierpieniom, stają się ofiarą nieszczęścia, a to jedynie z powodu zbyt wielkiego poszanowania dla pozorów i piękna zewnętrznego, inne znów tysiące swą śmierć przedwczesną również próżności matek zawdzięczają. Nie lubimy napomnień surowych, lecz złe jest tak wielkim, iż usprawiedliwia ono, a nawet wymaga, aby ojcowie natychmiast przyszli dzieciom z pomocą i wpłynęli na zmianę trybu postępowania.
Przychodzimy więc do wniosku, że ubranie dziecinne nigdy nie powinno być tak ciężkim, aby miało aż do znużenia ciało rozgrzewać, lecz z drugiej znów strony powinno być o tyle ciepłem, aby mogło uchronić od wszelkiego uczucia chłodu[7]; że zamiast bawełny, płócienek lub jakiejś fantazyjnej tkaniny musi być uszyte z materii, będącej złym przewodnikiem ciepła, na przykład, z grubej materii wełnianej; że powinno być dość mocnym, aby nie ulegało prędkiemu zniszczeniu wskutek swobodnych ruchów i zabaw dziecinnych; że wreszcie takiego powinno być koloru, aby się lada czym nie plamiło.
W ostatnich czasach powszechną zwrócono uwagę na ćwiczenia cielesne. Mniej może potrzebujemy mówić o tym dziale wychowania fizycznego, przynamniej odnośnie do chłopców, niż o wszystkich innych. Szkoły publiczne i prywatne, wszystkie prawie posiadają sale do ćwiczeń i gimnastyki, urządzone dość dobrze; zwykle też część pewną dnia poświęca się przechadzkom na świeżym powietrzu, wszyscy zresztą na to się zgadzają, że wycieczki takie są bardzo dla zdrowia potrzebne. W tym względzie przynajmniej, powszechnie uznaną jest potrzeba stosowania się do instynktu naturalnego chłopców; od niedawna zaś rozpowszechniający się zwyczaj robienia krótkich przerw w ciągu długich porannych i poobiednich lekcji, dowodzi, iż wychowawcy starają się regulamin szkolny do potrzeb fizycznych ucznia zastosować. Mało więc mamy pod tym względem do powiedzenia, i nie wiele możemy rad praktycznych udzielić.
Lecz mówiąc o tym, iż potrzeba ćwiczeń cielesnych powszechnie uznaną została, zmuszeni byliśmy powiedzieć, iż została ona uznaną tylko odnośnie do chłopców«. Na nieszczęście, w wychowaniu dziewcząt dzieje się zupełnie inaczej. Przypadkiem mamy sposobność osobiście robić pod tym względem ciągłe porównania: przed oknami naszymi znajdują się dwie szkoły, jedna dla chłopców, druga dla dziewcząt, a różnica jest godną uwagi. W szkole męskiej, obszerny ogród wysypany piaskiem, przedstawia miejsce bardzo dogodne dla rozmaitych zabaw, dokoła stoją słupy i trapezy, służące do ćwiczeń gimnastycznych. Codziennie przed śniadaniem, następnie o godzinie jedenastej, wreszcie wieczorem po ukończeniu nauk, daleko wkoło słyszeć się dają wesołe krzyki i śmiechy chłopców którzy wybiegają do ogrodu i zaczynają się bawić; dość jest przysłuchać się tym krzykom, dość jest spojrzeć przez okno na ten tłum wesoły i hałaśliwy, aby się przekonać, iż całą duszą oddają się tej miłej dla nich czynności, która krążenie krwi przyśpiesza i przez to ciału zdrowia dodaje. Jakże odmienny widok przedstawia zakład wychowania młodych panien«.
Zanim nas o tym powiadomiono, nie wiedzieliśmy wcale, iż w tak bliskiem sąsiedztwie znajduje się szkoła dla dziewcząt. Ogród, niemniej od tamtego rozległy, nie przedstawia jednak nic takiego, co by zabawę młodzieży ułatwić i uprzyjemnić mogło. Są trawniki, ścieżki wysypane piaskiem, kępy drzew i grzędy kwiatów, jak zresztą we wszystkich ogrodach. W ciągu pięciu miesięcy, nie zdarzyło się nam ani razu posłyszeć wesołego krzyku lub śmiechu. Czasami widać młode osoby, chodzące zwolna po alejach, z książką w ręku, lub przechadzające się parami. Raz tylko widzieliśmy, jak dwie dziewczynki goniły się nawzajem po ścieżkach ogrodu. Z wyjątkiem jednak tego jedynego wypadku, nie zdarzyło nam się nigdy dostrzec, aby się kiedy wychowanice zakładu jakimś żywszym zabawom oddawały.
Skąd pochodzi taka zadziwiająca różnica? Czyż ustrój cielesny dziewczynki tak bardzo się od ustroju chłopca różni, że aż nie potrzebuje tych ćwiczeń ruchliwych? Czy być może, dziewczęta inne mają usposobienia, nie lubią zabaw hałaśliwych? Czy wreszcie, należy przypuszczać, że zamiłowania te, dla chłopców tak bardzo pożyteczne, bo pobudzające ich do ruchliwości, bez której doskonały rozwój cielesny nie jest możliwym, dla dziewcząt na nic się nie zdały, chyba na to, aby dręczyć przełożone i nauczycielki?
Być bardzo może, że źle pojmujemy cel, jaki mają osoby, trudniące się wychowaniem dziewcząt; podejrzewamy je jednak o to, iż nie pragną wcale aby dziewczęta wyrosły na mocno zbudowane i silne kobiety; że mocne zdrowie i siłę w kobiecie uważają jako coś, co się z jej godnością nie zgadza, co stanowi cechę niższego pochodzenia: że podług nich pewna wątłość ciała, siła, wystarczająca tylko do niewielkich jedno lub dwumilowych[8] przechadzek, mały apetyt, który łatwo bardzo najmniejszą ilością pokarmu zaspokoić, wreszcie nieśmiałość, towarzysząca zawsze słabości, bardziej przystają kobiecie światowej. Nie oczekujemy wcale wyznania; zdaje nam się jednak, że nauczycielka, zajęta wychowaniem młodych panien, pragnie, aby mniej więcej były do takiego ideału zbliżone. Jeżeli tak jest rzeczywiście, musimy przyznać, iż system istniejący najlepiej potrzebom odpowiada i najbardziej do urzeczywistnienia takiego ideału może się przyczynić. Myliłby się jednak bardzo kto by sądził, że takim jest ideał kobiety dla mężczyzny. Prawda, iż powszechnie mężczyznom nie podobają się kobiety, zbyt mało do kobiet a zbyt do mężczyzn podobne. Wszyscy się na to zgadzamy, że pewna słabość, wymagająca opieki, niezmiernie jest w kobiecie powabną. Lecz różnica ta, tak bardzo dla mężczyzn przyjemna, jest już z góry ustanowioną i sama się przez się wykaże, bez potrzeby uciekania się do środków sztucznych. Kiedy zaś, skutkiem użycia środków sztucznych, różnica ta przekracza granicę, jaką jej przyroda zakreśliła, i staje się nazbyt wielką, wówczas kobieta przestaje już być dla mężczyzn miłą i odpycha ich raczej, zamiast przyciągać.
»Czyż więc należy pozwalać, aby dziewczynki jak szalone latały, aby jak chłopcy dokazywały«, zawoła jakiś gorliwy stronnik konwenansów. Nam się zdaje, iż tego się właśnie zawsze obawiają przełożone zakładów naukowych. Z pewnego źródła wiemy, iż w tak zwanych »zakładach wychowania młodych panienek«, wszelkie zabawy hałaśliwe, podobne do tych, jakim się codziennie chłopcy oddają, bywają uważane jako wykroczenia karygodne; a przekonani jesteśmy, że dziewczynkom bronią oddawać się tym zabawom z obawy, aby nie rozwinęły w nich nawyków, które się zwykło dla kobiety światowej jako niestosowne uważać. A jednak obawa ta pozbawioną jest .zupełnie podstawy. Bo dlaczegóż wesołe i ruchliwe zabawy, które nie przeszkadzają chłopcom stać się z czasem ludźmi dobrze wychowanymi i mającymi wykwintny układ, mają tak źle na dziewczynki oddziaływać i pozbawiać je układu światowego? Chociaż zabawy chłopców w szkole bywają najmniej wykwintne, nigdy jednak młodzi ludzie, po wyjściu ze szkoły nie wywracają koziołków na ulicy i nie skaczą na jednej nodze w salonie. Wraz ze zrzuceniem kusych porteczek zaprzestają swych gier dziecinnych, i starają się nieraz aż do śmieszności, udawać mężczyzn dorosłych. Jeżeli więc po dojściu do pewnego wieku, uczucie godności człowieka dorosłego zmusza chłopców do zaprzestania gier i zabaw dziecinnych; czyż nie zmusi do tego dziewczynki uczucie skromności niewieściej, przy dojściu do wieku dojrzałości? Czyż kobiety nie więcej jeszcze od mężczyzn na pozory uwagi zwracają? A wskutek tego, czyż nie więcej od mężczyzn będą się starały unikać ruchów gwałtownych i niewłaściwych? Niedorzecznie jest sądzić, że instynkty kobiety same ujawnić się nie mogą, i że do tego potrzebują pomocy surowych środków kar szkolnych.
W tym wypadku, zarówno jak w innych, chcąc naprawić złe, będące wynikiem postępowania nienaturalnego i sztucznego, chwytamy się innych, niemniej sztucznych sposobów postępowania. Ponieważ zabroniono oddawać się ćwiczeniom naturalnym, a następnie dostrzeżono zgubne skutki, wynikające z braku wszelkich ćwiczeń, przyjęto przeto system sztucznych ćwiczeń cielesnych — gimnastykę. Zgadzamy się na to, że zawsze lepszą jest ona niż zupełny brak ruchu; lecz stanowczo utrzymujemy, iż gimnastyka nigdy zabawom naturalnym dorównać nie może i nigdy tak pożyteczną być nie może. Gimnastyka posiada strony dodatnie i ujemne. Przede wszystkim, te ruchy miarowe z konieczności mniej urozmaicone, niż ruchy w zabawie naturalnej, nie zapewniają równego podziału czynności pomiędzy wszystkimi częściami ciała; z czego wynika, że ćwiczenie przypadające tylko na pewną część systemu mięśniowego, męczy ją prędzej od innych. Nawiasem tu możemy zaznaczyć, że zbyt długie oddawanie się takim ćwiczeniom sztucznym prowadzi do zbyt wielkiego i nieproporcjonalnego rozwoju niektórych części ciała. Następnie, ćwiczenia te, jako pozbawione cechy rozrywki, mniej są zbawienne; chociaż nawet nie nudzą uczniów w takim stopniu, jak lekcje właściwe, zawsze jednak nużą swą jednostajnością. Prawda, że zwykle jako bodźcem posługują się tutaj współzawodnictwem; lecz bodziec taki nie może być tak ciągłym i doskonałym jak przyjemność w zabawach naturalnych.
Największy jednak zarzut, jaki gimnastyce uczynić możemy, jest następujący: nie może ona dorównać zabawom naturalnym nie tylko pod względem ilości ćwiczeń mięśniowych, lecz także pod względem ich jakości. Brak przyjemności, który sprawia, iż dzieci tak chętnie ćwiczenia sztuczne porzucają, staje się zarazem przyczyną bardzo niewielkiego ich na ustrój cielesny oddziaływania. Mylnym jest zdanie, jakoby znaczenie miała tylko sama ilość ćwiczeń fizycznych, i jakoby okoliczność, czy ćwiczenia te są przyjemne lub przykre, była zupełnie obojętną. Przyjemne podniecenie umysłu wywiera na ciało wpływ wzmacniający. Spójrzcie, jak działa na chorego dobra nowina lub odwiedziny przyjaciela! Zważcie, jak często lekarze zalecają chorym wesołe towarzystwo! Przypomnijcie, jak zmiana miejsc nieraz na zdrowie oddziaływa. Niezaprzeczoną pozostaje prawdą, iż najlepszym środkiem leczniczym jest szczęście. Wesołość przyśpiesza krwi krążenie, Ułatwia wszelkie inne czynności żywotne i tern samem zdrowym zdrowia dodaje, a chorych uzdrawia. Na tern więc polega oczywiście wyższość zabaw naturalnych nad gimnastyką.
Nadzwyczajne zajęcie, z jakiem się dzieci zabawom oddają, niepohamowana niczym i szczera wesołość, same przez się d1a rozwoju ciała znaczą tyle, co i towarzyszące im ćwiczenia fizyczne. Gimnastyka zaś, której brakuje tej zachęty umysłowej, koniecznie musi pozostać wadliwą. Tak więc przyznając, iż sztuczny ruch lepszym jest od braku wszelkiego ruchu; że następnie można skutecznie nim się posługiwać jako uzupełnieniem ruchu naturalnego, utrzymujemy jednak, iż nigdy nie zdoła W zupełności zastąpić ćwiczeń naturalnych. Zabawy, którym się dzieci pod wpływem instynktu wrodzonego oddają, są koniecznie dla zdrowia dziewcząt, zarówno jak chłopców, potrzebne. Broniąc dzieciom oddawania się tym zabawom, nie pozwalamy im korzystać ze środków, jakie Opatrzność dla ich rozwoju fizycznego obmyśliła.
Pozostaje nam zastanowić się nad jedną jeszcze kwestią; kwestią, która być może, większego od poprzednich wymaga zastanowienia.
Wiele osób jest tego przekonania, że w wyższych warstwach społecznych dorastająca młodzież nie jest ani tak dorodną, ani tak silną jak jej ojcowie. Kiedy nam po raz pierwszy zdarzyło się zdanie to posłyszeć, gotowi byliśmy policzyć je na karb skłonności wielu osób do chwalenia czasów przeszłych i ganienia teraźniejszości. Pomnąc, że ludzie, jak o tern sądzić można ze starożytnych zbroi, obecnie wyżsi są wzrostem od pokoleń dawniejszych, i że statystyka śmiertelności stwierdza większą trochę w naszych czasach długość życia ludzkiego, żadnej prawie nie zwróciliśmy na zdanie to uwagi i uważaliśmy je jako pozbawione wszelkich podstaw. Następnie jednak zmieniliśmy nasze zdanie, przyjrzawszy się lepiej tej kwestii. Pozostawiając na stronie klasę włościańską, zauważyliśmy, iż w większej liczbie wypadków, dziecinie dorównywają swym rodzicom pod względem wzrostu i budowy ciała; pomnąc nawet o różnicy wieku, trzeba przyznać, że stoją one o wiele niżej od rodziców. Lekarze powiadają, iż obecnie ludzie nie zdołaliby znosić takich krwotoków, jakie dawniej znosili. Przedwczesne łysienie teraz częściej się daleko zdarza niż dawniej, a młode pokolenia nadzwyczaj często ulegają psuciu i kruszeniu się zębów.
Zarówno wyraźną jest różnica pod względem ogólnej siły cielesnej. Ludzie zeszłego wieku, pomimo rozwiązłego życia jakie prowadzili, mogli jednak znosić trud i zmęczenie, którym by nie podołały obecne pokolenia, odznaczające się wielką wstrzemięźliwością w życiu. Chociaż pili bez miary, chociaż jedli o każdej porze, mieszkali w źle przewietrzanych domach i zapominali nieraz o czystości, ojcowie nasi jednak aż do późnej starości zdolni byli wiele pracować umysłowo, jak o tym, świadczą kroniki dyplomatyczne i sądowe. My tymczasem, którzy więcej daleko jesteśmy o swe zdrowie dbali, jemy umiarkowanie, nie pijemy do zbytku, troszczymy się o przewietrzanie mieszkań, często się kąpiemy, używamy wiele ruchu, a wreszcie, w każdej chwili korzystać możemy z pomocy nauki lekarskiej, która za naszych czasów tak daleko postąpiła, pomimo to wszystko ciągle upadamy pod ciężarem pracy. Bardziej od ojców naszych zajęci badaniem praw higieny, zdajemy się być słabszymi od nich. Jeżeli zaś o pokoleniu, które po nas nastąpi, mamy sądzić z postaci zewnętrznej i częstego zapadania na zdrowiu dzieci naszych, staje się bardzo prawdopodobnym wniosek, iż będzie ono jeszcze od nas słabszym.
Cóż to wszystko ma znaczyć? Może niezmierne obżarstwo dawnych czasów mniej zdrowiu szkodziło, niż zbyt wielkie umiarkowanie w jedzeniu pokoleń teraźniejszych? Może przyczyny złego należy szukać w użyciu nie dość ciepłego odzienia, jakie pod wpływem błędnej teorii hartowania ciała dzieciom nosić każemy? A może na wyrodzenie się pokoleń obecnych wpływa sztuczne prowadzenie dzieci, powstrzymywanie ich od zabaw naturalnych, od ruchów swobodnych, a to przez wzgląd niedorzeczny na przyzwoitość i elegancją. Naszym zdaniem, każdej z tych przyczyn w pewnym stopniu wpływ przypisać należy[9]; jest jednak inna jeszcze przyczyna zdrowiu naszemu szkodząca; przyczyna może od wszystkich innych potężniejsza: chcemy tu mówić o zbytecznej pracy umysłowej.
Potrzeby życia coraz bardziej ludzi wszelkiego wieku do pracy zmuszają. W rzemiosłach, w sprawach majątkowych, objawia się coraz większe współzawodnictwo; dlatego zaś, aby młodzież do wytrwania w takim współzawodnictwie uzdolnić, każemy im więcej, niż dawniej, umysłowo pracować, Złe więc staje się podwójnie wielkim. Ojcowie, którzy muszą toczyć ciągłą walkę na polu przemy-słowem, handlowym itd., i pracując przy tak nieprzyjaznych warunkach, dostarczać środków dla utrzymania rodziny, naturalnie zmuszeni są w ciągu całego roku, od rana aż do późnej nocy, mozolnie pracować, używają mało ruchu i skracają o ile możności chwile wypoczynku. Dzieci odziedziczają po ojcach nadwątlony zbyteczną pracą ustrój cielesny, a następnie, same będąc już stosunkowo słabe i usposobione do chorób, muszą przechodzić kurs nauk, bez porównania więcej obszerny, niż ten, jaki przechodziły w pokoleniach poprzednich dzieci zawczasu nieosłabione i nieusposobione do chorób.
Widzimy dokoła opłakane skutki takiego wysiłku pracy umysłowej. Dokoła słyszymy o dzieciach lub młodych ludziach,. którzy stracili swe zdrowie skutkiem zbyt gorliwego oddawania się naukom. Tutaj, lekarze nakazali pobyt na wsi w ciągu roku całego, dla wzmocnienia osłabionego w ten sposób organizmu; tam znów widzimy chroniczne zapalenie mózgu, trwające już od kilku miesięcy i niełatwe do usunięcia; ówdzie znów mówią nam o młodym człowieku, którego już raz musiano od nauk oderwać, i który od czasu, kiedy znów do nauk powrócił, ulega częstemu omdlewaniu. Przytaczamy tu fakty, których nie wyszukaliśmy wcale, lecz które same się nam w ciągu paru lat nastręczyły. A fakty te nie wyczerpują jeszcze wszystkiego! Niedawno mieliśmy sposobność robienia spostrzeżeń nad tym, do jakiego stopnia choroba staje się dziedziczną; mówimy tu o pewnej osobie, zrodzonej z rodziców silnych i zdrowych, lecz która w młodości straciła swe zdrowie na pensji w Szkocji, gdzie ją źle karmiono i nie dość ciepło ubierano. Od tego czasu codziennie z rana dostawała zawrotu głowy. Dzieci jej do takiego stopnia usposobienie to, będące skutkiem osłabienia mózgu, odziedziczyły, że umiarkowana nawet praca umysłowa sprawia w nich ból głowy i odurzenie.
Pisząc te wyrazy, mamy przed sobą młodą osobę, której zbyteczny wysiłek w naukach na całe życie zaszkodził. Zawsze tak bardzo ją pracą obarczano, iż nie miała nigdy czasu do ćwiczeń cielesnych; obecnie zaś, po ukończeniu wychowania, jest nieustannie cierpiącą. Apetyt słaby i wybredny; ciągły prawie wstręt do mięsa; kończyny zimne nawet w lecie; łatwe męczenie się przy chodzeniu; bicie serca przy wstępowaniu na schody; wzrok osłabiony, wzrost wstrzymany, wątła budowa, oto są niektóre z pomiędzy wyników jej wychowania. Możemy dodać, że jej przyjaciółka, która razem z nią była na pensyi, także w takim zupełnie znaj duje się stanie; osłabienie tak jest wielkim, że przy najmniejszym hałasie łatwo omdlewa i lekarz stanowczo zabronił jej czymkolwiek bądź się zajmować.
Jeżeli zupełna i wyraźna utrata zdrowia jest tak pospolitą, o ileż pospolitszymi być muszą cierpienia mniejsze i bardziej ukryte! Na jeden wypadek, w którym chorobę stanowczo możemy przypisać zbytecznej pracy umysłowej, przypada co-najmniej sześć innych, w których choroba nie występuje tak jawnie, lecz zwolna się w organizmie rozwija; w których rozstrój czynności zwykliśmy przypisywać raz tej, drugi raz innej przyczynie, najczęściej zaś wątłej budowie ciała. Zwróćmy na to uwagę, jak pospolitymi są wypadki opóźnienia lub wstrzymania wzrostu; jak częstą jest skłonność do chorób umysłowych, skutkiem wysiłku pracy umysłowej w wieku dojrzałym. Dość jest zastanowić się nad tym, jak często zapadają na zdrowiu ludzie, oddający się pracy biurowej lub handlowej, ażeby zrozumieć, o ile zgubniejszymi jeszcze być muszą skutki zbyt wielkiej pracy umysłowej dla niedojrzałego organizmu dzieci, jak często praca ..ta musi ich zdrowie podkopywać. Dzieci nie mogą wytrzymać ani tak wielkiego zmęczenia, ani tak długich ćwiczeń fizycznych, ani tak ogromnej pracy umysłowej, jakie znoszą ludzie dorośli. Jeżeli osoby dorosłe cierpią tak wyraźnie od zbyt wielkiego wytężenia umysłu, osądźcież więc, jak zgubnie musi wytężenie takie na zdrowie dzieci oddziaływać.
Zastanawiając się nad nielitościwym środkiem karności szkolnej, dziwimy się doprawdy, że dotychczas może być ona tolerowaną. Weźmy przykład, jaki nam John Forbes podaje, przykład oparty na własnym jego doświadczeniu. Mówi on o pewnej szkole dla dziewcząt i zapewnia nas, że przyjęty tam tryb postępowania nie jest wyjątkowy, lecz znany jest we wszystkich zakładach Anglii, przeznaczonych do wychowania panien z klasy mieszczańskiej. Pomijając szczegóły, podajemy tutaj w ogólnych zarysach podział czasu w ciągu doby całej.
Spanie zajmuje ………………………… 9 godzin czasu (młodsze 10).
Lekcje i uczenie się na dzień następny 9 «
Roboty kobiece, szycie i sztuki piękne 3 1/2 (młodsze 2 1/2)
Czas przeznaczony na jedzenie . . l 1/2 «
Ćwiczenia na wolnym powietrzu, jak oto przechadzki, często z książką w ręku i tylko w razie pięknej pogody … 1
Razem 24 godzin
Jakież są skutki tego »zadziwiającego postępowania*, jak je nazywa John Farbes? Naturalnie bladość cery, brak ożywienia, stan zdrowia ogólnie niezadowalający. Lecz ważniejszym jeszcze jest zrobione przezeń doświadczenie, że takie zupełne zaniedbanie ciała i zbyt długie ćwiczenia umysłowe sprawiają nie tylko zamieszanie w czynnościach organizmu, lecz prowadzą nawet do nie-kształtności lub ułomności ciała. »Niedawno zwiedzaliśmy powiada, w jednym z naszych miast wielkich, zakład naukowy, w którym się znajdowało czterdzieści panien, i ze smutkiem dowiedzieliśmy się, iż pomiędzy pannami, które się w zakładzie więcej niż dwa lata znajdują (a to takich większość należała), niema ani jednej, która by nie miała figury skrzywionej!«[10].
Być może, że od roku 1833, w którym te słowa były pisane, zaszły pewne zmiany w systemie wychowania panien. Cieszymy się przynajmniej myślą, że tak być musi. Lecz że system ten powszechnie jeszcze jest w użyciu, że nieraz posuwają go aż do ostateczności, o tym sami osobiście zaświadczyć możemy.
Ostatnimi czasy zwiedziliśmy seminarium nauczycielskie, zakład, mający na celu przygotowanie zdolnych nauczycieli do szkół ludowych. Rozkład zajęć w tym zakładzie (pomimo bezpośredniego wpływu rządu, od którego większego światła, niż od przełożonych zakładów prywatnych żeńskich można by się spodziewać) jest następujący:
O godzinie 6 rano budzą uczniów; od 7 do 8 — nauka; od 8 do 9 — czytanie Biblii, modlitwa i śniadanie; od 9 do 12 — nauka; od 12 do l 1/4 — odpoczynek i czas przeznaczony niby na przechadzkę, lecz nieraz dobrowolnie przez wychowańców do nauki użyty; od l*/4 do 2 godziny obiad (jedzenie samo zwykle tylko 20 minut czasu zabiera); od 2 do 5 popołudniu nauka; od 5 do 6 — herbata i podwieczorek; od 6 do 8ł/2 nauka; od 8 1/2 do 9 1/2 uczenie się lekcji, zadanych na dzień następny. O godzinie 10 uczniowie udają się na spoczynek.
Tak więc, w ciągu doby, osiem godzin przeznacza się na spanie; cztery godziny i kwadrans na modlitwę, jedzenie, ubieranie się i krótkie towarzyszące im chwile wypoczynku; w ciągu dziesięciu godzin i pół trwa nauka, a godzina i kwadrans zaledwo pozostaje na ćwiczenia cielesne, nieobowiązkowe i zwykle zaniedbywane. Przy tym urzędowa liczba 10 1/2 godzin nauki, nie tylko zwykle dochodzi do 11 1/2, ponieważ wychowańcy czas wolny od zajęć poświęcają jeszcze uczeniu się, lecz nadto niektórzy z nich wstają o godzinie czwartej rano, aby się dobrze lekcji nauczyć; a do tego zachęcają ich sami profesorowie! Ilość przedmiotów, które przejść trzeba, tak jest wielką, a profesorowie, którym chodzi o to, aby uczniowie dobrze egzaminy zdali, tak się z wykładem śpieszą, iż często bardzo ci ostatni bywają zmuszeni codziennie dwanaście lub trzynaście godzin pracy umysłowej poświęcać.
Nie trzeba być prorokiem, aby zrozumieć, jak bardzo taki tryb życia musi zdrowiu szkodzić, jakoż jeden z wychowańców przyznał się nam, że ci co do zakładu ze zdrową cerą przybywają, prędko bardzo bledną. Choroby są pospolite; brak apetytu i niestrawność zwyczajne. Dyarya zwłaszcza często tu panuje, i często trzecia część wychowańców naraz na nią zapada. Uskarżają się oni, powszechnie na ból głowy, a niektórzy doświadczają go codziennie w ciągu całych miesięcy. Pewna liczba uczniów nie może znieść takiego trybu życia i musi wydalać się z zakładu.
Dziwić się należy, że takim jest tryb postępowania w zakładzie, założonym i zostającym pod opieką najbardziej oświeconych ludzi naszego wieku. Nadzwyczajna surowość egzaminów i mały stosunkowo przeciąg czasu przeznaczonego na przygotowanie się do nich, skutkiem czego uczniowie tak niezmiernie pracować muszą i tak swe zdrowie rujnują, dowodzi okrucieństwa, a co najmniej, smutnej niewiadomości ze strony osób przodujących w kwestii wychowania młodzieży.
Zapewne, przykład to do pewnego stopnia wyjątkowy; taki tryb postępowania w tego tylko rodzaju zakładach napotkać możemy. Lecz już sam fakt, że przykłady tego rodzaju istnieją, aż nadto wymownie świadczy, jak wielkiego wysiłku od umysłu dorastającej młodzieży wymagamy i jak w oświeceńszych klasach ludności przeważa zawsze dążność do zbyt pośpiesznego kształcenia dzieci.
Dziwną jest zaiste rzeczą, iż ludzie, pojmując, jak bardzo szkodliwą jest zbyteczna praca umysłowa dla dzieci, nie chcą zrozumieć, że również szkodliwą jest ona dla młodzieży. Niema rodziców, którzy by w pewnym przynajmniej stopniu, nie wiedzieli o niebezpieczeństwie zbyt wczesnego rozwijania dzieci. Dokoła słyszymy nagany osób, które w bardzo małych dzieciach starają się umysł wykształcić, a im więcej znanym jest złe, jakie stąd wyniknąć może, tym więcej się tego przedwczesnego rozbudzenia umysłowego wystrzegamy. Jako dowód możemy przytoczyć zdanie jednego ze znakomitych profesorów fizjologii, który nas zapewniał, iż syna swego nie każe uczyć aż do ośmiu lat wieku. Lecz podczas, gdy wszyscy dobrze wiedzą o tym, że zbyt pośpieszny rozwój umysłu pociąga za sobą osłabienie cielesne, niedołężność umysłową, albo nawet śmierć przedwczesną, nikt się nad tym nie zastanawiał, że dla młodzieży skutki wysiłku pracy umysłowej niemniej są, jak dla dzieci, zgubne. A jednak, nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Zdolności rozwijają się stopniowo w pewnym stałym porządku. Jeżeli wykład nauki odpowiada temu stopniowemu rozwijaniu się zdolności, w takim razie nie pozostaje nic do życzenia. Jeżeli zaś przeciwnie, wyższe zdolności obarczamy coraz to nowymi wiadomościami, które są bardziej abstrakcyjne i oderwane, niż te, jakie by umysł mógł bez wysiłku przyjąć; albo, jeżeli umysł młodociany kształcimy zbyt wysoko, nieodpowiednio do wieku: w takim razie sztucznie otrzymanej korzyści koniecznie towarzyszyć musi równa jej a nawet większa daleko strata.
Przyroda jest to bowiem nieubłagany rachmistrz, jeżeli od niej w pewnym względzie więcej niż potrzeba zażądamy, potrąci to sobie z innych naszych potrzeb. Jeżeli nie tamując naturalnego jej biegu, poprzestaniemy tylko na dostarczaniu materiałów surowych do umysłowej i cielesnej budowy ciała, a to w ilości odpowiadającej potrzebom każdego wieku, w takim razie przyroda niewątpliwie wytworzy osobnika, którego rozwój we wszystkich częściach będzie mniej lub więcej harmonijnym. Jeżeli będziemy uparcie dążyli do jednostronności, przyroda, po niewielkim oporze, ulegnie; lecz pracując nad tym, cośmy jej nakazali, zaniedba innej, równie potrzebnej roboty.
Nie należy nigdy o tym zapominać, że siły żywotne w każdym okresie życia są ograniczone, i że zatem tylko pewną liczbę wyników otrzymać możemy. W dziecku i młodzieńcu — potrzeby, na jakie te siły żywotne starczyć muszą, bardzo są naglące i rozmaite. Jak to już wyżej powiedzieliśmy, codzienna utrata tkanki mięśniowej skutkiem ćwiczeń cielesnych musi być natychmiast powetowane, zarówno jak muszą być niezwłocznie powetowaną, zniszczone skutkiem pracy umysłowej komórki tkanki mózgowej; dalej, potrzeba materiału do budowy nowych tkanek; a do tego wszystkiego dodać jeszcze należy rozchód siły na przetrawienie stosunkowo tak znacznej ilości pokarmu. Otóż zbyt wielki wydatek siły żywotnej w jednym kierunku, pozbawia inne potrzebnej ilości tej siły. Przekonywa nas o tym zarówno rozumowanie a priori, jak doświadczenie a posteriori. Powszechnie na przykład wiadomo, że trawienie pokarmu ciężkiego sprawia ociężałość ciała i umysłu, która nieraz nawet w sen przechodzi. Wszyscy również wiedzą, że zbytek pracy fizycznej osłabia zdolność myślenia, że upadek sił, będący wynikiem nadzwyczajnych wysiłków lub zbyt dalekich wycieczek, usposabia umysł do lenistwa; że po całomiesięcznej podróży, odbytej pieszo, bezwładność umysłu staje się tak wielką, że potrzeba aż kilku dni, aby ją przezwyciężyć; że wreszcie u włościan, którzy życie całe pracują fizycznie, słabą jest stosunkowo czynność umysłu. Niemniej także znanym jest fakt, że w wypadkach nadzwyczaj szybkiego wzrostu ciała, co się często pomiędzy dziećmi zdarza, następuje podwójny upadek sił: moralnych i fizycznych. Okoliczność, że gwałtowne ćwiczenia fizyczne natychmiast po jedzeniu wstrzymują trawienie i że dzieci, zbyt wcześnie zasadzone do uciążliwej pracy, karłowacieją, również dowodzi, że wysiłek pracy w jednym kierunku pociąga za sobą utratę sił w drugim.
Prawo, tak wyraźne w tych kilku wypadkach, również wyraźnym jest we wszystkich innych. Ten zgubny upadek energii ma miejsce zarówno wtedy, gdy wysiłek pracy jest lubo niezbyt wielki, lecz ciągły, jak i wtedy, gdy wysiłek taki trwa krócej, lecz za to jest niezmiernym. Jeżeli więc w młodości, wydatek sił na pracę umysłową przewyższa skalę naturalną, w takim razie ilość sił, przeznaczonych na inne potrzeby, staje się mniejszą od tej, jaką by być powinna; wynikiem zaś niezawodnie muszą być tego lub innego rodzaju cierpienia. Zastanówmy się nad rozmaitymi rodzajami tych cierpień.
Jeżeli praca umysłowa w nieznacznym tylko stopniu przewyższa skalę naturalną, w takim razie jej wpływ ujemny na rozwój ciała nie będzie też zbyt wielki, wzrost trochę tylko zostanie wstrzymany, albo tylko trochę wątlejszą będzie budowa tkanki. Zawsze jednak skutki te, jakkolwiek niezbyt wyraźne, są nieuniknione. Krew, która w zbyt wielkiej ilości dopływa do mózgu w chwili pracy umysłowej i następującego po niej spoczynku, inaczej zasilałaby członki i wnętrzności. Krew ta zostaje straconą dla wzrostu i dla odnowienia tkanki mięśniowej ciała. Ponieważ takie oddziaływanie fizyczne nie ulega żadnej wątpliwości, pozostaje więc tylko rozstrzygnąć pytanie, czy korzyści zbyt wysokiego wykształcenia umysłowego o wiele przewyższają szkody, będące jego wynikiem; czy nadmiar wiadomości nabytych wynagradza nędzny wzrost ciała lub brak tej doskonałości kształtów, która ciało robi silnym i trwałem.
Jeżeli wysiłek umysłu jest o wiele większym, w takim razie następstwa jego stają się też daleko bardziej zgubnymi, oddziaływają one nie tylko na wzrost ciała, lecz mają wpływ na samą budowę mózgu. Prawo to fizjologiczne po raz pierwszy odkrył p. Izydor Saint-Hilaire, p. Lewes zaś w pracy swej »0 karłach i olbrzymach« usiłował wykazać przeciwieństwo, istniejące między wzrosłem i rozwojem.
W takim przeciwstawieniu pojęć, wzrost oznacza wzrastanie, powiększanie się objętości, rozwój zaś — doskonalenie się budowy; prawo zaś na tym polega, że zbyt wielki wzrost ciała wstrzymuje jego rozwój i na odwrót. Gąsienica i poczwarka dają nam w tym względzie doskonały przykład. U gąsienicy widzimy niezmiernie szybkie wyrastanie ciała; lecz budowa w miarę wyrastania, wcale się nie polepsza. U poczwarki ciało już się nie powiększa, waga zmniejsza się w ciągu trwania tego okresu, lecz rozwój organizmu odbywa się bezustannie. Przeciwieństwo to, tak widoczne w tym wypadku, nie jest już tak wyraźnym u istot wyższych, a to dlatego, że tutaj obie czynności, t.j. wzrost i rozwój, odbywają się jednocześnie. Lecz odnośnie do ludzi, przeciwieństwo to dostrzec możemy, porównując ze sobą obie płci. Dziewczynki szybko niezmiernie rozwijają się jak fizycznie tak też umysłowo, lecz wcześnie rosnąć przestają. Rozwój fizyczny i umysłowy chłopców jest o wiele powolniejszym, lecz za to rosną oni więcej i dłużej. W wieku, kiedy dziewczynki dochodzą już do zupełnej dojrzałości doskonałego rozwoju zdolności, chłopcy, których siły żywotne były do wzrostu ciała użyte, pod względem jego budowy stosunkowo nie są jeszcze doskonali; dowodem tego ich niezgrabne ruchy i umysł nierozwinięty.
Prawo to stosuje się nie tylko do pojedynczych części ciała, lecz i jego całości. Nieprawidłowy a zbyt szybki rozwój pewnego jakiegoś narządu (organu) wzrost jego wstrzymuje, a stosuje się to zarówno do narządów mózgowych, jak i do wszelkich innych. Mózg, który w stosunku do reszty ciała u dzieci jest bardzo wielkim, lecz zarazem bardzo niedoskonałym pod względem swej budowy wewnętrznej, w krótkim przeciągu czasu rozwinie się i wykształci, jeżeli powiększymy o wiele zwykłą jego czynność i każemy dziecku zbyt wiele umysłowo pracować. Ostatecznym jednak wynikiem takiego forsowania być musi niedostateczna wielkość i zbyt mała siła mózgu. Okoliczność ta właśnie tłumaczy, dlaczego dzieci, zbyt wcześnie uczone, które od pewnego wieku celowały w naukach i nie miały współzawodników, następnie nagle się zaczynają źle uczyć i zawodzą wielkie oczekiwania rodziców.
O wiele smutniejszym jeszcze jest wpływ zbyt wielkiej pracy umysłowej na ogólny stan zdrowia.
Najnowsze odkrycia fizjologiczne wykazały, jak niezmiernie wielkim jest wpływ mózgu na czynności narządów ciała. Trawienie, krążenie krwi, i skutkiem tego wszelkie czynności ciała w wysokim bardzo stopniu zależą od pobudzenia umysłowego. Kto widział doświadczenie, po raz pierwszy przez Webera robione, nad skutkami podrażnienia nerwu błędnego, przechodzącego od mózgu do trzewi; kto pamięta, jak serce skutkiem podrażnienia tego nerwu nagle bić przestawało, a następnie, gdy podrażnienie ustało, wracało znów do swych czynności itd., a to po kilkakrotnie: ten zrozumieć po trafi, jak wielkim jest wpływ przygnębiający zmęczonego umysłu na ciało. Przykłady tego rodzaju, które nam fizjologia objaśnia, codziennie widzieć możemy. Bo któż z nas nie doznawał bicia serca w chwilach oczekiwania, gniewu, strachu lub wielkiej radości? Któż nie uważał, jak bardzo czynność serca bywa podniecaną, gdy te wstrząśnienia są silne? I chociaż wielu z pomiędzy nas nie doznało nigdy tego nadzwyczajnego wzruszenia, któremu towarzyszy zawieszenie czynności serca i omdlenie, wszyscy jednak wiemy o tym, że pierwsze jest przyczyną drugiego.
Wiadomo również, że zepsucie żołądka nieraz bywa wynikiem rozdrażnienia umysłowego, przekraczającego pewną granicę. Brak apetytu towarzyszy zwykle zbyt wesołemu albo też zbyt smutnemu usposobieniu umysłu. Jeżeli wiadomość, która nas w bardzo zły humor wprawia, nadchodzi wkrótce po jedzeniu, nieraz się zdarza, że żołądek albo nie chce przyjąć pokarmu zjedzonego, albo go trawi z wielką trudnością. Ktokolwiek się zbyt wiele pracy umysłowej oddawał, może niezawodnie zaświadczyć, że dla wywołania zjawisk takiego rodzaju niekoniecznie są potrzebne wzruszenia, i że sama nawet praca umysłowa do tego wystarczy. Związek pomiędzy mózgiem a ciałem istnieje nie tylko w tych krańcowych, lecz także i we wszystkich innych codziennych wypadkach lubo tutaj mniej może jest wyraźnym.
Jak bardzo silne, lecz chwilowe podrażnienia umysłowe sprawiają wielkie bardzo, lecz chwilowe zamieszania w czynnościach ciała, tak znów podrażnienia umysłu lubo mniej silne, ale ciągle, sprawiają mniej silne, ale za to chroniczne zamieszanie w czynnościach organizmu. Nie jest to przypuszczenie tylko, lecz prawda, którą lekarze dobrze bardzo znają i o której sami, na podstawie długiego i smutnego zarazem doświadczenia, zaświadczyć możemy. Potrzeba nieraz zupełnego wypoczynku w ciągu lat całych, ażeby w pewnym przynajmniej stopniu pozbyć się rozmaitych cierpień, spowodowanych długiem nadużyciem pracy umysłowej. Często bardzo serce bywa dotknięte: doznaje się ciągłego bicia serca, znacznego bardzo osłabienia pulsu: zwykle liczba uderzeń z 72 zmniejsza się do 60 i mniej nawet. Czasami znów cierpi głównie żołądek: trudność w trawieniu, która robi życie nieznośnym i niełatwo da się usunąć. W wielu bardzo razach żołądek i serce bywają dotknięte jednocześnie. Zawsze prawie sen bywa krótki i przerywany i doznaje się w mniejszym lub większym stopniu znużenia umysłowego.
Zastanówmy się więc nad tym, jak wiele złego dzieciom i młodzieży wyrządzamy, pobudzając nad potrzebę ich zdolności umysłowe. Ogólne zamieszanie w organizmie, mniej lub więcej wyraźne, koniecznie i zawsze musi towarzyszyć wszelkim wysiłkom umysłu, które przekraczają miarę potrzebną, i chociaż skutkiem tego niekoniecznie będzie choroba wyraźna, zawsze jednak nastąpić musi powolny upadek sił fizycznych i karłowacenie ciała. Bo w jakiż sposób ciało może się szczęśliwie rozwijać, gdy apetyt jest mały i wybredny, trawienie trudne, a krążenie krwi słabe? Czynność doskonała każdego organizmu zawisła od obfitego przypływu krwi, zawierającej wszystkie pierwiastki potrzebne. Bez dostatecznego dopływu zdrowej krwi żaden gruczoł nie jest w stanie należycie soków wydzielać, żadna część wnętrzności nie może prawidłowo wypełniać swego przeznaczenia. Dla powetowania zużytej tkanki mięśniowej lub nerwowej potrzebną jest koniecznie zdrowa krew w dostatecznej ilości. Jeżeli krew nie zawiera w sobie wszystkich cząstek potrzebnych, wzrost nie będzie ani prawidłowym, ani dostatecznym. Osądźmy, jakie mogą być skutki w wypadku, gdy zepsuty żołądek wytwarza krew nędzną co do jakości, w ilości niewystarczającej, osłabione zaś serce z trudnością i niezmiernie powolnie posyła tę krew do członków, które jej do swej budowy potrzebują.
Jeżeli zaś, jak to muszą przyznać wszyscy, którzy się nad tą kwestia zastanawiali, wyradzanie się i karłowacenie fizyczne jest wynikiem pracy umysłowej, czyż więc nie należy w zupełności potępić tego systemu wychowawczego, polegającego na zbytecznym obarczaniu umysłu pracą, systemu, którego próbki podaliśmy wyżej! Z jakiegokolwiek bądź stanowiska na system ten będziemy się zapatrywali, zawsze błędnym wydać się nam musi. Jest on błędnym pod względem nabywania wiadomości, ponieważ umysł, zarówno jak ciało, pewną tylko ograniczoną ilość materiałów nabyć jest w stanie; z tego powodu, gdy umysłowi zbyt wielką liczbę faktów podajemy, w prędkim czasie znów je odrzuca i zapomina. Tak więc zamiast stać się kamieniem węgielnym budowy umysłowej, fakty te ulatniają się z pamięci natychmiast po ukończeniu egzaminów, dla których jedynie ich się uczono.
Błędnym jest ten system, ponieważ wynikiem jego musi być koniecznie wstręt do nauki. Już to skutkiem niemiłych wspomnień o uciążliwej pracy, już to skutkiem stanu, w jaki umysł wprowadza, system ten nieraz sprawia zupełny wstręt do książek, i zamiast zachęcać do samouctwa i kształcenia się o własnych siłach, pobudza do stopniowego cofania się wstecz. Błędnym system ten dlatego jeszcze nazwać możemy, ponieważ sądzi, że nabywanie wiadomości jest wszystkim, ponieważ zapomina, że uporządkowanie wiadomości ma większą nierównie wartość, i że dla takiego uporządkowania koniecznie dwie rzeczy są potrzebne: czas i samodzielna praca umysłu. Jak to słusznie powiedział Humbold o postępie umysłu w ogólności: »tłumaczenie przyrody staje się bardzo trudnym jeżeli opisanie zaciemnia zbyt wielka ilość faktów odosobnionych«, a w ten sam sposób zupełnie po-I stęp umysłowości każdej jednostki krępuje nagromadzenie wiadomości źle nabytych i przez umysł nieprzetrawionych. Nie te wiadomości wartość rzeczywistą posiadają, które się gromadzą w umyśle, jak tłuszcz w ciele, lecz te, które przetwarzają się w mięśnie umysłowe.
Nie na tym jednak koniec; błąd pomienionego systemu sięga głębiej jeszcze. Nawet gdyby dał się on zastosować do właściwego rozwoju umysłowości (co w rzeczywistości nie jest), i wtedy jeszcze byłby on wadliwym, ponieważ, jakeśmy już to widzieli, zgubnym jest dla tej siły fizycznej, która stanowi konieczny warunek zwycięstwa w walce życiowej. Ludzie zbyt wychowaniem urny słowem zajęci i przez to zapominający zupełnie o potrzebach ciała, nie chcą się nad tym zastanowić, że na tym świecie powodzenie zależy bardziej od energii niż od ilości wiadomości zdobytych, i że podkopywać swe zdrowie — znaczy samym sobie przegraną gotować. Silna wola, niestrudzona działalność, będące przymiotem organizmów silnych i zdrowych, w wysokim stopniu wynagradzają wielkie nawet luki w wychowaniu: w połączeniu zaś z wychowaniem należytym, które da się osiągnąć bez szkody dla zdrowia, przymioty te zapewniają łatwe zwycięstwo nad współzawodnikami, osłabionymi nadmiarem pracy umysłowej. Machina, stosunkowo mała i źle zbudowana, lecz działająca przy Wysokiem ciśnieniu, może zrobić daleko więcej, niż machina wielka i doskonałej budowy, lecz działająca przy ciśnieniu stosunkowo bardzo niewielkim. Każdy więc przyzna, że niedorzecznością byłoby zwracać uwagę jedynie na budowę części składowych machiny, zapominając zupełnie o kotle, który parę wytwarza.
System w mowie będący dlatego jeszcze błędnym nazwać musimy, ponieważ daje on mylne pojęcie o szczęściu w życiu. Gdyby nawet w istocie system ten zdolny był zapewnić ludziom powodzenie w świecie, zawsze jednak, rujnując ich zdrowie, stać by się musiał dla nich przyczyną nieszczęścia, którego żadne powodzenie powetować nie może. Na co się mogą przydać bogactwa, jeżeli im ciągłe cierpienia towarzyszą? Jakąż wartość mogą posiadać wszelkie odznaczenia się i zajmowanie wybitnego stanowiska w społeczeństwie, jeżeli w parze z niemi idzie hipochondria? Czyż potrzebujemy o tym mówić, że dobre trawienie, potężne krwi krążenie, usposobienie wesołe, są to czynniki naszego szczęścia, których żadnym powodzeniem zewnętrznym zastąpić nie można. Cierpienia chroniczne zaciemniają najbardziej jasne widnokręgi; przeciwnie, żywość umysłu, dobry humor, towarzyszący zdrowiu, ozłacają chwile, które najmniej nawet do szczęśliwych policzyć możemy. Utrzymujemy więc, że takie przyśpieszone i nadmierne kształcenie umysłu szkodliwym jest pod każdym względem; jest ono szkodliwym, bo daje takie wiadomości, które się w prędkim czasie zapominają; jest szkodliwym, ponieważ zaniedbuje uporządkowania wiadomości, uporządkowania, które większą, niż samo nabywanie wiadomości, wartość przedstawia; jest szkodliwym, ponieważ osłabia a nawet niszczy zupełnie energię, bez której wy chowanie umysłowe staje się zupełnie niepożytecznym; jest wreszcie szkodliwym dlatego jeszcze, bo sprowadza zły stan zdrowia, którego żadne powodzenie w świecie wynagrodzić nie może i które czyni niepowodzenie podwójnie dotkliwym.
Taki system zbytecznego obarczania pracą umysłową, zgubniej jeszcze, być może na kobiety, niż na mężczyzn oddziaływa. Ponieważ małe dziewczynki zupełnie prawie bywają pozbawione tych ćwiczeń zdrowych i przyjemnych, które dla chłopców w pewnym przynajmniej stopniu umiarkowują zgubne następstwa zbyt wielkiego oddawania się pracy umysłowej, przeto muszą one w zupełności następstwa te odczuwać. Stąd to pochodzi, że mała tylko liczba dziewcząt wyrasta na kobiety zdrowe i dobrze zbudowane. Na zaludniających salony Londynu młodych kobietach, bladych, szczupłych, o wklęsłych piersiach, spostrzegamy skutki tego surowego systemu, którego nie urozmaicały nigdy zabawy dziecinne; a takie wyrodzenie się fizyczne bardziej ich powodzeniu szkodzi, niżby mogły pomagać posiadane przez nie wiadomości i talenty. Matki pracujące tak bardzo nad tym, aby córki powabnymi uczynić, nie mogły do tego gorszej drogi obrać, jak poświęcać w ten sposób ciało umysłowi. Albo nie dbają wcale o upodobanie mężczyzn, albo się grubo co do tych upodobań mylą. Mężczyźni mało w kobiecie cenią zbyt wielką naukowość, a poszukują przede wszystkim piękności, dobrego charakteru i zdrowego rozsądku. Czyż wiele bowiem zwycięstw kobieta uczona zawdzięcza głębokiej znajomości historii? któryż mężczyzna zakochał się kiedykolwiek w pannie dlatego, że umiała po włosku? Znajdźcie mi Edwina, któryby się rzucił do nóg Angelinie z tego powodu, iż posiada język niemiecki! Lecz różowe policzki i oczki błyszczące mają w sobie wiele powabu. Na figurkę, pięknie zaokrągloną, spoglądamy z zachwytem. Wesołość i dobry humor, będące wynikiem doskonałego zdrowia, nieraz wzbudzić zdołały uczucie, które się małżeństwem kończyło.
Wszystkim są znane wypadki, w których jedyną przyczyną uczuć niezmiernie silnych była doskonałość form i piękność twarzy, lecz zaiste, rzadko bardzo uczucia takie mogły powstać jedynie tylko pod wpływem zachwytu, jaki sprawia wysokie wykształcenie kobiety, bez względu na jej fizyczne i moralne przymioty. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że z pomiędzy wszystkich pierwiastków, łączących w piersi mężczyzny dla wytworzenia bardzo złożonego wzruszenia, noszącego miano miłości, najbardziej potężnymi są te, które powstają pod wpływem przymiotów zewnętrznych, drugie po nich miejsce zajmują te, które bywają wywołane przez przymioty moralne osoby ukochanej; przymioty zaś te mniej zależą od wykształcenia nabytego, niż od zdolności wrodzonych, jako to: bystrości umysłu, dowcipu i przenikliwości.
Jeżeli to nasze twierdzenie wyda się komu nie-dość podniosłem i ubliżającym charakterowi człowieka, na to mu odpowiedzieć możemy, że robić podobne zarzuty prawom przedwiecznym, znaczy wcale kwestii tej nie rozumieć. Nawet gdyby z budowy organizmu nie można było wyraźnie wnioskować o jego przeznaczeniu; zawsze jednak moglibyśmy być pewni, że musi on mieć jakiś cel niezmiernie ważny. Lecz to przeznaczenie organizmu, dla osób, które się chcą nad kwestią tą zastanowić, jest zupełnie widocznym. Jeżeli sobie przypomnimy, że jednym z celów przyrody, a raczej jej celem najwyższym, jest jak największa szczęśliwość potomstwa, że następnie umysł doskonale wykształcony przy słabo rozwiniętym ciele, dla potomstwa niewiele bardzo korzyści przedstawia, a to, ponieważ w tym wypadku potomkowie wymrą w ciągu jednego lub dwu pokoleń; i że przeciwnie organizm piękny i zdrowy, chociaż nieposiadający wysokiego umysłu, daleko jest pożądanym, ponieważ umysłowość, w pokoleniach przyszłych będzie mogła nieskończenie się wykształcić, przekonamy się, jak wielkiego znaczenia jest równowaga wyżej opisanych przez nas instynktów.
Lecz nawet pomimo korzyści, jakie równowaga taka przedstawia, czyż nie jest niedorzecznością uporczywie stosować system, który podkopuje zdrowie dziewcząt, a to jedynie w celu przeciążania ich pamięci? Wychowujcie je jak można najlepiej, najbardziej wykwintne wychowanie będzie najlepszym, byle byście tylko przez to ich zdrowiu nie szkodzili. (Nawiasem tutaj zaznaczymy, że wychowanie należyte łatwiej by się dało osiągnąć, gdyby mniej kształcono pamięć, jak u papugi, a natomiast więcej zwracano uwagi na zdolności człowieka, i gdyby wychowanie obejmowało dłuższy okres czasu, a mianowicie czas pomiędzy ukończeniem szkoły a pójściem za mąż). Lecz kształcić zdolności umysłowe w stopniu i sposobem, obecnie powszechnie przyjętym, sprowadzając przez to wy-rodzenie się fizyczne, znaczy zniszczyć główny cel wszelkich starań, wydatków i zachodów, towarzyszących koniecznie wychowaniu dzieci. Poddając swe córki temu surowemu systemowi, rodzice często całą przyszłość przed niemi zamykają, skazują je bowiem nie tylko na rozmaitego rodzaju cierpienia, lecz nieraz nawet na celibat.
Tak więc wychowanie fizyczne dzieci wadliwym jest pod wielu względami. Jest ono wadliwym z powodu niedostatecznego żywienia dzieci, z powodu nie dość ciepłego ich ubierania, z powodu braku ćwiczeń cielesnych (przynajmniej odnośnie do dziewczynek), wreszcie z powodu przeciążania dzieci pracą umysłową. Rozważając ten system jako całość, widzimy, że wymagania jego są zbyt wielkie. Wymaga on zbyt wiele, daje zaś bardzo mało. Szafując tak nieumiarkowanie siłami żywotnymi, czyni on życie dzieci i młodzieży bardziej niż po-, trzeba, podobnym do życia osób dorosłych. System ten o tym zapomina, że skoro u płodu wszystkie siły żywotne bywają obrócone na jego „wzrost, a następnie, w pierwszym okresie życia, również wszystkie prawie siły żywotne użytkują się w tym samym celu, tak, iż mało ich bardzo pozostaje na czynności umysłowe i fizyczne; przeto i w okresach dzieciństwa i młodości wzrost nie przestaje być przedmiotem panującym, któremu wszystkie inne ulegać muszą. Ażeby wzrostu nie powstrzymać, potrzeba organizmowi wiele sił dawać, a mało odeń odejmować. Potrzeba zmniejszać czynności cielesne i umysłowe w stosunku do szybkości, z jaką dany osobnik rośnie, i przeciwnie; powiększać te czynności tylko w miarę zmniejszania się jego wzrostu.
Istnienie tego surowego i niewłaściwego systemu wychowawczego da się tym objaśnić, iż jest on naturalnym wynikiem stanu przejściowego, w jakim się cywilizacja nasza obecnie znajduje. W czasach pierwotnych, gdy napadanie i obrona były głównymi czynnościami społecznymi, siła fizyczna stanowiła w wychowaniu cel upragniony. Mało się wówczas troszczono o wykształcenie umysłu i zarówno jak później, w czasach feudalizmu, pogardliwie na nie patrzano. Dziś jednak, wobec stanu stosunkowo pokojowego, gdy siła fizyczna przydać się może tylko do pracy ręcznej, powodzenie zaś w życiu w zupełności prawie od siły umysłu zawisło, wychowanie nasze stało się całkowicie umysłowym. Zamiast, jak dawniej, troszczyć się o ciało i zaniedbywać zupełnie umysł, troszczymy się o umysł a zaniedbujemy zupełnie ciało. Obie te ostateczności są szkodliwe. Nie rozumiemy jeszcze tej prawdy, że ponieważ życie moralne od życia fizycznego zawisło, nie powinno więc rozwijać się kosztem tego ostatniego. Dwa rozmaite pojęcia o wychowaniu — dawne i teraźniejsze, powinny się w jedną całość połączyć.
Być może, że do przyśpieszenia czasu, kiedy ciało i umysł w równym stopniu staną się przedmiotem starań i troskliwości, najbardziej się przyczynić zdoła przekonanie, że poszanowanie zdrowia należy do naszych obowiązków. Mało jest osób, które by się zdawały rozumieć, iż w świecie istnieje rzecz, którą by moralnością fizyczną nazwać można. Ze słów i postępowania ludzi staje się widocznym, iż podług ich zdania mają oni prawo tak ze swym ciałem postępować, jak im się podoba. Cierpienia, które na siebie sprowadzają skutkiem nieuległości prawom natury, uważają jako nieszczęśliwe wypadki, nie zaś jako skutki ich własnego mniej lub więcej nagannego postępowania. Chociaż następstwa takiego postępowania dla ludzi, którzy sami zawinili, zarówno jak i dla ich potomstwa, są nieraz niemniej zgubne od następstw zbrodni, ludzie ci jednak nie zdają się wcale do winy poczuwać.
Prawda, że w wypadkach opilstwa, ludzie uznają, że przekroczenie praw fizycznych jest występnym; lecz nikomu na myśl nie przyszło postawić wniosku, że skoro przekroczenie to jest występnym, przeto wszelkie inne przekroczenia tej samej natury również występnymi być muszą. Niewątpliwie jest prawdą, że wszelkie dobrowolne uszkodzenie własnego zdrowia jest grzechem fizycznym. Kiedy ludzie powszechnie prawdę tę poznają, wtedy, lecz zapewne nie wcześniej, wychowanie fizyczne zwróci na siebie taką uwagę wychowawców, do jakiej słuszne prawo posiada.
[1] Encyklopedya medycyny praktycznej.
[2] Encyklopedya medycyny praktycznej.
[3] Encyklopedya anatomii i fizyologii.
[4] Morthon. Encyklopedya rolnictwa.
[5] Zobacz w polskim przekładzie: »Układ społeczny i Jego prawa p. Quetelet’a«, przekład słuchaczów prawa. Warszawa 1874 r. (P. t.)
[6] Zobacz w polskim przekładzie: »Układ społeczny i Jego prawa p. Quetelet’a«, przekład słuchaczów prawa. Warszawa 1874 r. (P. t.)
[7] Musimy tu zwrócić uwagę na to, iż dzieci, których nogi i ręce od początku samego wystawiano na powietrze bez okrycia, nie czują już chłodu na powierzchniach nagich, tak samo, jak my go nie czujemy na twarzy. Stąd jednak nie wynika, aby chłód nie miał już szkodliwie na te powierzchnie oddziaływać, tak samo, jak z tego, iż mieszkaniec Ziemi Ognistej znosi śnieg, który topnieje na jego nagim ciele, nie wynika wcale, aby chłód nie działał zgubnie na cały jego organizm.
[8] Autor ma tu na myśli mile angielskie.
[9] Bardzo być może, że szczepienie ospy jest przyczyną rozpowszechniania się, w. postaci złagodzonej, wielu chorób ustrojowych. Rozmaite fakty patologiczne stwierdzają, ie organizm dziecka, którym zaszczepiono ospę, wydzielając za pomocą wyrzutów skórnych pierwiastek zaraźliwej ospy, za pomocą tych samych wyrzutów wydziela również inne materie niezdrowe, szczególniej jeżeli te materie mają własność wydzielania się zawsze przez skórę (a taką własność posiadają niektóre najbardziej z pomiędzy nich szkodliwe). Jest przeto rzeczą bardzo prawdopodobną, że dziecko, mające organizm zakażony, chociaż w tak słabym stopniu, że zakażenie to nie objawia się widocznie w postaci choroby, może za pomocą wziętej od niego dla szczepienia ospy, udzielić zakażenia tego innym dzieciom, którym ją zaszczepiono, a te znów innym itd.
[10] Encyklopedya medycyny praktycznej, tom I, strona 697, 698.
jest to opracowanie pierwszego rozdziału podesłane przez studenta