Rozdział IV. O wychowaniu fizycznem

Po kwestiach politycznych, hodowla zwierząt domowych stanowi najulubieńszy przedmiot roz­mowy zarówno u stołu bogatego właściciela ziem­skiego, gdy damy już wstaną, a zostaną sami męż­czyźni, jako też w oberży miejskiej podczas jar­marku, i w karczmie wiejskiej w dniu świątecznym. Myśliwi, wracając z polowania z chartami, najchętniej rozmawiają o sposobach, polepszenia rasy koni, o krzyżowaniu ras i wyścigach. Myśliwi, od­poczywając po polowaniu na ptactwo błotne, ko­niecznie muszą rozprawiać o sztuce układania wy­żłów. Farmerzy, wracając w niedzielę ze mszy przez pola, chętnie od uwag nad kazaniem prze­chodzą do uwag nad stanem powietrza, żniwami i inwentarzem; a kończą zwykle na rozprawie o rozmaitych rodzajach karmu i jego własnościach pożywnych. Rozprawiając o hodowli trzody chle­wnej, włościanie starają się dowieść, iż dobrze są obeznani ze sposobami tej hodowli i że wiedzą, jak najlepiej wieprza utuczyć. Nie tylko dla mie­szkańca wsi urządzenie psiarni, stajni, obory lub owczarni stanowi ulubiony przedmiot rozmowy. I w miastach młodzi ludzie, którym środki pozwa­lają używać rozrywki polowania i psy utrzymywać, zarówno jak ich bardziej poważni ojcowie, rozpra­wiający o postępach rolnictwa, czytający sprawo­zdanie roczne p. Nechi i korespondencję p. Caird do »Timesa«, wszyscy razem stanowią dość znaczną część ludności.

Weźmy dorosłych mężczyzn z całego Królestwa, a przekonamy się, że większość ich chętnie zajmuje się kwestiami krzyżowania, hodowli i wychowania zwierząt tego lub innego rodzaju. Lecz czyż się komu zdarzyło, w takiego rodzaju zgromadzeniach towarzyskich, chociażby jedno słówko posłyszeć o wychowaniu dzieci? Czyż się kiedy zdarza, aby obywatel ziemski, po zwiedzeniu stajni i obory i wy­daniu rozporządzeń względem karmienia i utrzymy­wania zwierząt, zajrzał następnie do dziecinnego pokoju i chciał się tutaj dowiedzieć, w jakich go­dzinach dzieci jego jedzą, co na obiad lub na śnia­danie dostają, czy pokój ich dostatecznie bywa prze­wietrzany? W bibliotece jego znajdujemy rozprawę »O kuciu koni« White’a; »Podręcznik dla dzierżaw­ców« Stephens’a; »Rozprawę o polowaniu« Nemroda, i zwykle treść tych dzieł bywa mu mniej więcej znaną; lecz czy kiedy czytał jakie dzieła, traktujące o wychowaniu małych i starszych dzieci? Własno­ści pożywne makuchów rzepakowych i konopnych, pożywność siana i sieczki, niebezpieczeństwo uży­wania koniczyny w zbyt wielkiej ilości: oto są rze­czy, znane dobrze każdemu obywatelowi ziemskiemu, każdemu koloniście i włościaninowi. Lecz któryż z nich zapytał siebie kiedy, czy właściwym jest po­karm, jaki swym dzieciom daje, czy sprzyja on fizycznemu rozwojowi ich ciała? Dla wytłumaczenia tego nienaturalnego zjawiska, powiedzą, być może, że ludzie ci dbają tak o zwierzęta i tak się niemi zajmują jedynie dlatego, że zwierzęta te są dla nich pożyteczne.

Tłumaczenie to nie jest wystarczającym, bo po­stępują w ten sposób ludzie wszelkich stanów, a więc i ludzie zamożni. Pomiędzy mieszkańcami miasta, mało kto o tym nie wie, że niedobrze jest konia zaprzęgać do pracy natychmiast po nakar­mieniu; a jednak nie wiem, czy pomiędzy ojcami dużo się znajdzie takich, którzy by się zastanawiali nad tym, jak szkodliwym jest dla zdrowia dzieci zasadzanie ich do nauki natychmiast po jedzeniu. Jeżeli zechcemy kwestię tę gruntownie zbadać, prze­konamy się, że zawsze prawie mężczyzna uważa, że to, co się w dziecinnym pokoju dzieje, dla niego zupełnie obcem pozostać musi. «Eh! pozostawiam to wszystko kobietom!« oto jest odpowiedź, jakiej zwykle spodziewać się możemy; ton zaś, z jakim te słowa wymawia, dostatecznym już jest dowodem, że takie zajęcie uważa jako niezgadzające się z go­dnością mężczyzny.

Z każdego innego punktu widzenia, prócz tego, z jakiego przyjęto zapatrywanie się na świat i po­stępowanie ludzi, wydać się musi rzeczą niezmier­nie dziwną, że podczas, gdy np. hodowli pięknych byków ludzie rozumni tyle czasu i pracy poświę­cają, wychowanie pięknej rasy ludzi milcząco bywa uważane jako rzecz, której nie warto uwagi najbar­dziej nawet rozumnych ludzi poświęcać. Na matki, które się nigdy niczego, oprócz języków i muzyki nie uczyły, jak również na niańki, mające głowę zapchaną starymi zabobonami, patrzymy jak na sę­dziów nieomylnych w kwestii karmienia, ubierania i ćwiczeń cielesnych dzieci. Ojcowie zaś tymczasem czytają książki i artykuły z gazet, zgromadzają się razem, robią doświadczenia, wszczynają rozprawy, a to wszystko w celu wynalezienia najlepszego spo­sobu tuczenia wieprzów, przeznaczonych na wy­stawę. Widzimy, jak wielkie usiłowania czynią się w celu wytworzenia wyścigowca, zdolnego wielką stawkę wygrać, i jak się nic nie przedsiębierze w celu wytworzenia współczesnego atlety. Gdyby Guliwer opowiadał, że Laputanie starają się wza­jemnie prześcignąć w umiejętności najlepszego wy­chowania młodych pokoleń innych stworzeń, nie troszcząc się wcale o wychowanie fizyczne własnych swych dzieci, wydałoby się to nam równie śmie­sznym i niedorzecznym, jak wszystko co o obycza­jach i życiu Laputanów podaje.

A tymczasem sprawa to nader ważna. Jakkol­wiek powyższy fakt, sam przez się, może się wy­dać bardzo śmiesznym, niemniej jednak wyniki jego nader smutne być muszą. Jak to słusznie pewien myśliciel zauważył, pierwszym warunkiem powo­dzenia w świecie jest być zdrowym zwierzęciem; dla pomyślności zaś narodu potrzeba przede wszystkim, aby naród ten składał się ze zdrowych, dobrych zwierząt. Nie tylko w wojnie pomyślny lub niepo­myślny koniec zawisł od siły i odwagi żołnierzy, lecz nawet w walce przemysłowej zwycięstwo sprzyja sile fizycznej i wytrwałości wytwórców. Dotychczas nie mieliśmy powodu obawiać się przewagi innych ludów na tych rozmaitych polach walki, lecz słu­sznie można przewidywać, iż wkrótce będziemy na cięższe daleko próby wystawieni. Walka o byt, w czasach najnowszych, stała się tak uporczywą, że mało jest ludzi, którzy by z niej potrafili wyjść zwycięsko. Już teraz tysiące ludzi padają pod cięża­rem zbyt wielkim, którymi podołać nie są w sta­nie. Jeżeli ciężar ten będzie się ciągle zwiększał, a tego można się łatwo spodziewać, niewątpliwie dotknie on najbardziej nawet silne i potężne bu­dowy. Nabiera więc szczególnego znaczenia wycho­wywanie dzieci takie, aby nie tylko okazały się zdolnymi do prowadzenia walki umysłowej, jaka ich w przyszłości oczekuje, lecz aby także mogły stawiać czoło tym niezmiernym wysiłkom i zmęczeniu fizycznemu, z jakimi w życiu koniecznie będą się musiały spotkać.

Na szczęście, ludzie zaczynają już nad tym się zastanawiać. Prace p. Kingsley’a wykazują, że w pu­bliczności objawia się reakcja przeciwko zbyt wcze­snemu umysłowemu kształceniu dzieci, reakcja która jak zresztą wszystkie reakcje, posuwa się, być może, zbyt daleko. Od czasu do czasu jakiś list lub artykuł, w pismach publicznych, dowodzi zajęcia się wychowaniem fizycznym; powstanie zaś szkoły, przezwanej charakterystycznie szkołą »mu­skularnego chrześcijaństwa«, stanowi dowód, że ogół zaczyna już żałować tego, iż w zwykłym trybie wychowania dzieci, nie dość zwracał uwagi na wy­chowanie fizyczne i na wynikające stąd korzyści.

Celem, do któregośmy powinni dążyć nasze desideratum, być musi pogodzenie porządku przy­jętego w wychowaniu domowym i w szkole, czyli tak zwanej dyetyki dziecięcej, z zasadami nauki tegoczesnej. Czas już, aby nie tylko byki i owce, lecz i dzieci nasze mogły korzystać z odkryć naukowych, poczynionych w pracowniach chemicznych. Nie po­dając wcale w wątpliwość znaczenia hodowli ule­pszonej rasy koni i świń, sądzimy jednak, że i wy­twarzanie pięknych mężczyzn i kobiet też pewną wartość przedstawia, i że zasady naukowe, stwier­dzone przez praktykę, zarówno w tym drugim, jak i w pierwszym przypadku przydać się mogą. Wielu zapewne zdziwi, a nawet być może obrazi takie zestawienie pojęć. Lecz faktem jest niezaprzeczonym, na który każdy zgodzić się musi, że człowiek ulega tym samym prawom ustrojowym, jakim ulegają twory niższe. Każdy anatom, fizjolog i chemik bez wahania przyzna, że to, co pod względem biologi­cznym da się o zwierzęciu powiedzieć, to samo da się powiedzieć i o człowieku. Ze szczerego przyzna­nia tej zasady ta korzyść wynika, iż wszelkie uogól­nienia, wynikające ze spostrzeżeń i doświadczeń, nad zwierzętami, możemy z korzyścią do człowieka zastosować. Chociaż nauka o życiu dotąd tak mało jeszcze jest opracowaną, doszła ona już jednak do poznania wielu zasad niezmiernie ważnych, które tłumaczą rozwój wszelkiego ustroju, a więc i ustroju człowieka. Zastanówmy się obecnie nad wpływem tych zasad na wychowanie dzieci i młodzieży.

Wyraźna w życiu społecznym skłonność do prze­rzucania się z jednego kierunku do kierunku wprost przeciwnego, z jednej ostateczności do drugiej, skłon­ność, pod której wpływem despotyzm następuje po rewolucjach, epoki postępu i reform po epokach konserwatyzmu, wieki ascetyczne po wiekach roz­wiązłości obyczajowej, która w handlu sprowadza kolejno ufność bez granic lub też popłoch po­wszechny, która ludziom od jednej do drugiej osta­teczności przerzucać się każe; skłonność ta wywiera wpływ swój nawet na nasze nawyknienia gastro­nomiczne, a tym samem i na przepisy, jakie pod tym względem do dzieci stosujemy. Po okresie, w którym potężnie jedzono i więcej jeszcze wypi­jano, nastał okres stosunkowej wstrzemięźliwości, a powstałe w tym ostatnim okresie sekty »umiarkowanych«[1] i ludzi »używających tylko pokarmów ro­ślinnych«, stanowią najwyraźniejszą przeciwko nie-umiarkowaniu czasów poprzednich protestacją.

Ze zmianą nawyknień osób dorosłych, nastąpiła też zmiana w postępowaniu z dziećmi. Ojcowie nasi byli przekonani, że im więcej dziecko zjeść może, tym szczęśliwiej to na zdrowie jego musi oddziałać; a dziś nawet, pomiędzy włościanami w prowincjach odległych, gdzie zawsze dłużej się przechowują zastarzałe pojęcia, znaleźć można ro­dziców, zmuszających swe dzieci jeść aż do obżar­stwa. Lecz w wyższych warstwach ludności, gdzie zwrot ku wstrzemięźliwości jest bardziej widocznym, da się raczej dostrzec kierunek pojęć wprost prze­ciwny. Prawda, że wstręt, jaki te klasy ludności czują do obżarstwa i opilstwa czasów dawniejszych, objawia się daleko więcej w sposobie postępowania z dziećmi, niż w sposobie zachowania się osób do­rosłych; bo dorośli odstępują sami ciągle od zasad tego kłamanego ascetyzmu, dla zaspokojenia swych zachcianek, lecz nieubłagani są względem dzieci i zmuszają je ciągle do uległości tym ascetycznym zasadom. Dlatego to nieraz rodzicom się zdaje, iż lepiej jest, aby dzieci głodne od stołu wstawały, niż aby jadły zbyt wiele.

Oczywistą jest rzeczą, że jedzenie w zbyt małej ilości, zarówno jak i zbyteczne objadanie się, są zarówno szkodliwe. Z dwojga złego jednak, daleko gorszym jest pierwsze. Jak to powiedział pewien uczony, którego w tym względzie jako powagę uważać możemy, »skutki niestrawności, byle ona nie była ciągłą, mniej są zgubne i łatwiej się da­dzą naprawić, niż skutki wycieńczenia[2]. Co wię­cej, jeżeli dorośli nie zachęcają dzieci do obżarstwa, te ostatnie same rzadko się aż do niestrawności objadają. »Niewstrzemięźliwość w jedzeniu jest ra­czej wadą osób dorosłych, niż dzieci; dzieci rzadko bywają łakome i chciwe, chyba je do tego przy­zwyczaiły osoby starsze«. Ten system wstrzemię­źliwości zbytecznej, tak często do dzieci stosowany, oparty jest na doświadczeniach niedokładnych i na błędnym rozumowaniu. Zbyt wielka liczba przepi­sów odnoszących się do trybu postępowania z dzie­ćmi, zarówno jest szkodliwą, jak dla państwa szkodliwą jest zbyt wielka liczba ustaw i rozporządzeń ustawodawczych; do na zgubniejszych zaś należy powstrzymywanie dzieci od jedzenia w dostatecznej ilości. »Lecz, powiedzą, czyż należy pozwalać, aby dzieci przeładowywały żołądki, opychały się łako­ciami, a następnie, co musi niezawodnie nastąpić chorowały?« Na zapytanie w ten sposób sformu­łowane, jedną tylko możemy dać odpowiedź, która zresztą mieści się już w samem tym zapytaniu. Utrzymujemy, że ponieważ głód jest niewątpliwym przewodnikiem dla wszystkich zwierząt i ludzi wszel­kich ras, a to zarówno dla niemowląt, osobników chorych i dla osobników dorosłych, prowadzących normalny tryb życia; stąd przeto możemy stanow­czo wnioskować, że dla dzieci również musi on być przewodnikiem niemniej pewnym. Dziwnym by było, zaiste, gdyby w tym jedynym wypadku prze­wodnik ten ufności nie wzbudzał.

Być może, ktoś z niecierpliwością odpowiedź tę przeczyta w przekonaniu, iż potrafi przytoczyć przykłady, będące w zupełnej sprzeczności z naszym twierdzeniem; a jednak twierdzenie nasze niczym obalić się nie da. Rzecz cała na tym polega, że nadużycia, które by chciano na obalenie naszego twierdzenia przytoczyć, zwykle bywają właśnie wy­nikiem potępionego przez nas systemu zbytecznej wstrzemięźliwości. Są to oddziaływania zmysłowe, wywołane zbytecznym ascetyzmem i sztuczną po­wściągliwością. Stwierdzają one tę zasadę ogólną, że ci, którzy w dzieciństwie poddani byli najbar­dziej surowym środkom karnym, następnie prze­rzucają się do największych ostateczności i dopusz­czają się niezmiernych nadużyć. Mają one wspólną przyczynę z tak pospolitym niegdyś w życiu klasztornym, a tak ohydnym zjawiskiem, a mianowi­cie, że zakonnice od niezmiernej surowości obycza­jowej przechodziły do szatańskiej niemal rozwią­złości. Dowodzą one nieprzezwyciężonej siły długo tłumionych pragnień.

A teraz zastanówmy się nad skłonnościami dzieci i nad tym, jak się z niemi obchodzą. Gust do słodyczy w dzieciach bardzo jest wyraźny i po­spolity. Niewątpliwie, dziewięćdziesiąt dziewięć osób na sto sądzi, iż on jest tylko wynikiem przyjemnego podrażnienia zmysłu smaku, i że zatem jak wszel­kie uczucie zmysłowe, powinien być powstrzymy­wanym. Fizjolog tymczasem, który ciągłym odkry­ciom coraz to gruntowniejszą znajomość natury ludzkiej zawdzięcza, przypuszcza, że upodobanie do rzeczy słodkich musi być wynikiem nie tylko przy­jemnego podrażnienia nerwów smaku, lecz innych jeszcze przyczyn, a poszukiwania jego wkrótce rze­czywiście przypuszczenie to stwierdzają. Odkrywa on, że cukier niezmiernie ważną gra rolę w roz­woju organizmu. Materie cukrowe i tłuszczowe cią­gle się w naszym ciele utleniają, a z tego wywią­zuje się ciepło. Wiele innych ciał złożonych musi wprzód się w cukier zamienić, dla możności dostar­czenia ciału naszemu ciepła zwierzęcego; takie zaś tworzenie się cukru odbywa się we własnym na­szym ciele. Nie tylko, że krochmal podczas trawienia zamienia się w cukier, lecz, jak to Klaudiusz Ber­nard dowiódł, wątroba nasza jest narządem prze­znaczonym do przerabiania na cukier cząstek skła­dowych naszego pokarmu. Cukier dla ciała tak jest potrzebny, iż tworzy on się nawet z pierwiastków azotowych, jeżeli się inaczej do żołądka dostać nie może. Jeżeli zaś obok tego, że dzieci widocznie okazują upodobanie do rzeczy słodkich, jako bę­dących tak obfitym źródłem ciepła zwierzęcego, za­znaczymy inny fakt, a mianowicie, że niemniej wy­raźny czują wstręt do pokarmu, wytwarzającego podczas swego utleniania największą ilość ciepła t. j. do wszelkich materii tłuszczowych, słusznie stąd możemy wnosić, że zbytek pierwszych wyna­gradza brak drugich, że organizm więcej cukru po­trzebuje, ponieważ nie może z łatwością tłuszczów przetworzyć.

Również dzieci lubią kwasy roślinne. Wszelkie owoce stanowią dla nich przysmak pożądany, a w braku lepszego, chętnie zjadają niedojrzałe porzeczki i najbardziej cierpkie jabłka. Otóż, kwasy roślinne, zarówno jak i kwasy mineralne, użyte w ilości umiarkowanej, nie tylko, że wzmacniają ciało, lecz nadto, przyjmowane przez organizm w postaci naturalnej, inne jeszcze korzyści przed­stawiają. »Dojrzałe owoce, powiada lekarz Andrew Combę, w większym są daleko na lądzie, niż u nas, użyciu, i skuteczne są bardzo przy leczeniu narzą­dów trawienia«. Spójrzmy teraz, jaka zachodzi sprzeczność pomiędzy tymi naturalnymi potrzebami dzieci a sposobem, w jaki się z niemi zwykło po­stępować. Te dwa upodobania, o jakich dopiero co mówiliśmy, są objawem pewnych potrzeb na­tury dziecięcej, a jednak, nie tylko, że się o te po­trzeby nie troszczymy, lecz jeszcze sprzeciwiamy się im zwykle. Trzymamy się ściśle chleba i mleka na śniadanie, herbaty i chleba z masłem na pod­wieczorek, lub innych równie niesmacznych dla dziecka pokarmów. Wszelkie zadowolenie podnie­bienia uważamy za rzecz niepotrzebną a nawet występną. Cóż stąd wynika? Oto, jeżeli w dnie świąteczne dzieciom uda się dopaść do przyjemnego dla nich pokarmu, jeżeli podarunek pewnej kwoty pieniężnej daje im możność zakupienia tych wszyst­kich specjałów, jakie na wystawie sklepowej cu­kiernika widzą; lub jeżeli im pozwolą swobodnie biegać po ogrodzie owocowym: wówczas pragnie­nie zbyt długo tłumione popycha je do wielkich nadużyć. Są to dla nich niespodziane zapusty, które zawdzięczają chwilowemu ustaniu ciągłego rygoru; rozkoszują się też jak mogą, w przewidywaniu, że potem znowu długi post nastąpi. Kiedy zaś, skut­kiem takiego przeładowania, dostają niestrawności, my utrzymujemy, że nie należy dzieciom pozwalać rządzić się własnymi zachciankami i upodobaniem!

Te smutne wyniki sztucznej wstrzemięźliwości następnie przytaczamy zwykle na poparcie twier­dzenia, że jeszcze większy rygor potrzeba nad dzie­ćmi rozciągnąć. Naszym jednak zdaniem, dowodze­nia, podawane w celu usprawiedliwienia tego sy­stemu kontroli nieustannej, są zupełnie mylne. Prze­konani jesteśmy, że gdyby pozwolono dzieciom co­dziennie używać tych bardziej pożywnych i smacznych pokarmów, których ich organizm potrzebuje, rzadko by dopuszczały się takiego nieumiarkowania w jedzeniu, jakiego się obecnie nieraz dopuszczają. «Gdyby owoce, jak mówi dr. Combę, stanowiły część codziennego pożywienia dzieci (jedzone, po­dług jego rady, nie w przerwach pomiędzy godzi­nami jedzenia, lecz w czasie śniadania, obiadu, pod­wieczorku), nie znałyby dzieci tej chciwości, która im każe pożeraj niedojrzałe jabłka i śliwki«. To samo da – się i o innych tego rodzaju wypadkach powiedzieć.

Nie tylko mamy słuszne zasady, które nam każą a priori ulał upodobaniom i gustom dziecinnym; nie tylko .powody, przytaczane na poparcie zdania przeciwnego w żądnej wartości nie posiadają; nadto utrzymujmy jeszcze, iż w tym wypadku nie można by znaleźć żadnego innego przewodnika, żadnej innej wskazówki, którym by można zaufać. Bo ja­kąż może być wartość tych tak rozmaitych sądów rodzicielskich, podnoszonych nieraz do znaczenia powagi w, kwestii wychowania? Na czym swe zdanie opiera matka lub nauczycielka, odpowiadając «nie można« dziecku, które prosi, aby mu po raz drugi pozwolono wziąć smacznej potrawy? Oto, sądzi, iż dziecko dość już jadło; lecz na jakiej za­sadzie tak sądzi? Czy wie, co się w żołądku dzie­cka dzieje? Czy może posiada zdolność jasnowidze­nia, i przy pomocy tej zdolności rozpoznaje ciele­sne potrzeby dziecka? Jeżeli nie, w takim razie, jak może z taką pewnością wyrokować! Czyż nie wie, o tym, że potrzeba pokarmu zależy od wielu nie­zmiernie powikłanych przyczyn, że się zmienia wraz ze zmianą temperatury, ze stanem nasycenia po­wietrza wilgocią lub elektrycznością; że również oddziaływają na nią poprzednie ćwiczenia i zabawy, ilość spożytego poprzednio pokarmu, szybkość tra­wienia tego pokarmu itd. W jakiż więc sposób może obliczyć wyniki tylu i tak różnorodnych przy­czyn?

Pewien ojciec, mówiąc o swym pięcioletnim dziecku, które głową przerosło wszystkich rówieśników, a jednocześnie było silnie zbudowane, zdrowe i różowe, tak się wyrażał: »Nie mogę znaleźć ża­dnej sztucznej miary, która by mi dała możność poznania jak wielkiej ilości pokarmu potrzebuje. Jeżeli mówię: »tyle pokarmu wystarczy«, będzie to tylko przypuszczenie; a przypuszczenie może być równie mylnym, jak słusznym. Skutkiem tego, nie ufam sobie i pozwalam dziecku jeść tyle, ile mu się podoba«.

Niewątpliwie, musimy przyznać słuszność ta­kiemu ojcu, jeżeli będziemy sądzili podług wyni­ków jego postępowania. W rzeczy samej, ta niczym niezachwiana wiara w siebie, z jaką rodzice dyktują prawa żołądkom swych dzieci, dowodzi, iż obce im są zupełnie prawa fizjologii: gdyby je byli lepiej znali, nie postępowaliby z taką pewno­ścią. „Zarozumiałość z nauki jest niczym w porównaniu z zarozumiałością nieuctwa«. Gdyby się’ kto chciał przekonać, jak mało należy polegać na, są­dach ludzkich, a natomiast jak należy zaufać ist­niejącemu w przyrodzie porządkowi rzeczy, niech porówna płochość niedoświadczonego lekarza z ostrożnością lekarza najbardziej słynnego, albo niech przejrzy dzieło Sir John Forbes’a:o naturze i sztuce leczenia chorób; zobaczy wówczas, że w miarę nabywania coraz głębszej znajomości praw życia, lu­dzie coraz mniej ufają samym sobie, a natomiast coraz bardziej ufają przyrodzie.

Przechodząc od kwestii ilości do kwestii jako­ści pokarmów, spostrzegamy, że i pod tym wzglę­dem istnieje ascetyczny kierunek wychowania. Lu­dzie nie tylko sądzą, iż należy dzieciom dawać po­karm w ilości niedostatecznej, lecz jeszcze są prze­konani, iż potrzeba go używać w gorszym gatunku. Powszechnie sądzą, iż dzieci mało pokarmu zwie­rzęcego potrzebują. W mniej zamożnych Warstwach ludności, przekonanie to zdaje się być natchnionym względami oszczędności: tutaj ludzie uwierzyli temu, czego pragnęli. Rodzice, którym na mięso nie star­czy, odpowiadają dzieciom: »Mięso szkodzi małym dzieciom«; a to co, w początku było tylko zręczną wymówką, skutkiem ciągłego powtarzania, stało się artykułem wiary. Klasy zamożne, które nie potrze­bowały krępować się takimi względami oszczędności, uległy wpływowi, już to większości, już to nianiek wyszłych z ludu, już to po części reakcji prze­ciwko zwierzęcości dawniejszych pokoleń. A jednak rozsądnych podstaw zdanie to nie posiada wcale. Jest to dogmat, który ludzie powtarzają i przyj­mują, nie pytając się o jego dowody, tak samo jak dawniej bez wszelkiej krytyki przyjmowali zasady spowijania dzieci.

Być bardzo może, iż dla małych dzieci, których żołądek nie ma jeszcze dość wyrobionych mięśni, mięso, potrzebujące dla przemiany swej w soki pożywne mechanicznego roztarcia na miazgę, nie jest jeszcze pokarmem właściwym. Lecz zarzutu tego nie można zrobić pokarmom zwierzęcym, z których usunięto części włókniste, ani też stosować go do wieku późniejszego, bo żołądek dzieci, po upły­wie dwu lub trzech lat, posiada już znaczną siłę mięśniową. Podczas, gdy dowody przytaczane na poparcie powyższego dogmatu, tylko odnośnie do wieku bardzo małych dzieci jakąkolwiek wartość przedstawiają, zresztą zaś wszelkiej podstawy są pozbawione (co jednak nie przeszkadza podług za­sad tego dogmatu wychowywać dzieci starsze), do wody przeciwne są mocne i niewątpliwe. Sąd nauki i powszechne mniemanie w zupełnej z sobą sprze­czności zostają. Zapytywaliśmy dwóch najznakomit­szych naszych lekarzy i kilku niemniej rozgłośnych fizjologów, a wszyscy jednomyślnie przyznali, iż pokarm dzieciom dawany powinien być równie, a być może bardziej nawet pożywnym, jak pokarm, przez osoby dorosłe używany.

Słuszność tego zdania jest bardzo widoczną, a jego dowodzenie niezmiernie prostym. Dość jest porównać czynności żywotne dziecka i człowieka dorosłego, ażeby się przekonać, iż pierwsze daleko większej ilości pokarmu potrzebuje. Człowiek do­rosły potrzebuje pokarmu, bo ciało jego codziennie ulega utracie tkanki komórkowej, skutkiem czyn­ności trzewi, mięśni, nerwów i mózgu; tkanka zaś, w ten sposób zniszczenia, potrzebuje być od­nowioną. Codziennie więc skutkiem promieniowania, ciało jego traci pewną ilość ciepła, a ponieważ dla czynności żywotnych, potrzebnym jest ciągłe pod­trzymywanie pewnego stopnia temperatury, przeto ta strata musi się wynagradzać wytwarzaniem się coraz nowego ciepła. W tym właśnie celu odbywa się ciągłe utlenianie pewnych części składowych naszego ciała. Tak więc, człowiek dorosły potrze­buje pokarmu jedynie dla powetowania przez od­żywianie ciągłej straty tkanki komórkowej i ciepła organicznego.

Przyjrzyjmy się teraz organizmowi dziecka. Ciało, jego również zużywa cząstki swej tkanki komórko­wej wskutek rozmaitych czynności, a dość jest przy­pomnieć sobie niezmierną ruchliwość dziecka, ażeby zrozumieć, że w stosunku do swej objętości, ciało jego traci codziennie prawdopodobnie tyle tkanki, ile traci ciało człowieka dorosłego. Dziecko również wskutek promieniowania, traci ciągle pewną ilość ciepła; ponieważ zaś ciało jego, w stosunku do masy, przedstawia powierzchnię daleko większą, niż ciało człowieka dorosłego, i ponieważ skutkiem tego utrata ciepła jest daleko szybszą, przeto też, ilość pokarmu potrzebnego do wytworzenia ciepła, stosunkowo daleko większą być musi. Tak więc, gdyby nawet dziecko ulegało tym tylko czynnoś­ciom życiowym, jakim ulega człowiek dorosły, już w takim razie, w stosunku do swej wielkości, po­trzebowałoby większej daleko ilości pokarmu. Lecz organizm dziecka potrzebuje pokarmu nie tylko dla wynagrodzenia strat w tkance komórkowej i cieple, lecz jeszcze dla wytwarzania nowej tkanki, potrze­bnej do dalszego kształcenia i rozwijania budowy cielesnej.

Pokarm, który pozostaje po odnowieniu utra­conych cząstek i wytworzeniu odpowiedniego cie­pła, służy do wzrostu ciała, tak, iż wzrost ten tylko temu zbywającemu pokarmowi zawdzięczać należy. Jeżeli takiego zbytku pokarmu niema, wzrost od­bywa się kosztem ciała i sprawia widoczne osła­bienie organizmu. Prawda, że na mocy prawa me­chanicznego, którego tutaj tłumaczyć nie będziemy, w małym organizmie istnieje bardziej korzystny stosunek między przyczynami utraty i sposobami przywrócenia sił, niż w organizmie wielkim, i dzięki takiemu właśnie stosunkowi, możliwym jest wzrost ciała. Lecz stwierdza to tylko fakt, że chociaż dzie­cko może długo i w wysokim stopniu znosić brak odpowiedniej ilości pokarmu, nie tracąc przez to zupełnie nadmiaru sił żywotnych, niemniej jednak ciągłe głodzenie, zmniejszając o wiele ten nadmiar sił żywotnych, powstrzymać musi wzrost organizmu i wpłynąć ujemnie na jego rozwój. Dowodem tego, jak gwałtowną i ciągłą jest potrzeba pokarmu dla organizmu, który się rozwija i rośnie, jest tak zwany »wilczy apetyt« u dzieci, apetyt, nieznany już w pó­źniejszych okresach życia ludzkiego; dowodem tego jest również okoliczność, iż dzieciom tak prędko po jedzeniu znów się jeść zachciewa. Wreszcie, na do­wód tego możemy jeszcze przytoczyć fakt, iż pod­czas głodu, skutkiem rozbicia okrętu lub innych ja­kich nieszczęść, dzieci umierają pierwsze.

Skorośmy już uznali tę wielką prawdę, że dzieci większej stosunkowo ilości pokarmu potrzebują, pozostaje nam rozstrzygnąć pytanie, jak lepiej tej potrzebie zadość uczynić możemy, czy dając dzie­ciom większą ilość pokarmu rozrzedzonego, czy też przeciwnie, ilość mniejszą pokarmu zgęszczonego. Pożywność, jaką daje mały stosunkowo kawał mięsa, otrzymać możemy tylko od znacznie większego ka­wałka chleba lub jeszcze większej ilości ziemnia­ków itd., bo zawsze ilość pokarmu musi się po­większać w miarę zmniejszania się jego jakości. Czy więc należy dawać dzieciom w dostatecznej ilości pokarm tak pożywny, jakim jest pokarm osób dorosłych; czy też przeciwnie, bez względu na to, iż żołądek dzieci zdolny jest przyjmować większą stosunkowo ilość nawet tego tak pożywnego po­karmu, należy go obładowywać jeszcze większą ilością pokarmu mniej pożywnego?

Odpowiedź jest bardzo jasną. Im mniejsza bę­dzie praca trawienia, tym więcej sił pozostaje na rzecz wzrostu i rozwoju cielesnego. Czynności żo­łądka oraz kiszek wymagają współudziału krwi i nerwów; znużenie zaś następujące po jedzeniu zbyt obfitym, dowodzi, iż utrata krwi i siły ner­wowej zbyt jest wielką i odbywa się kosztem ca­łego ustroju. Jeżeli głód nasz zaspakajamy wielką ilością mniej pożywnych pokarmów, natenczas praca trzewi będzie większą daleko, aniżeli przy spo­żywaniu pokarmów w ilości mniejszej ale za to bardziej pożywnych. W pierwszym wypadku nad­miar pracy żołądka jest stratą, wynikiem zaś ta­kiej straty w dzieciach być musi osłabienie lub mały wzrost ciała, a nieraz i jedno i drugie zara­zem. Z tego więc wynika, że dzieciom, o ile mo­żności, należy dawać pokarm, jak najbardziej po­żywny, a zarazem łatwy do strawienia.

Nie ulega wątpliwości, iż można karmić dzieci pokarmem wyłącznie roślinnym. W rodzinach na­leżących do wyższych warstw społeczeństwa, mo­żna nieraz widzieć dzieci, którym bardzo mało mięsa dają, a które pomimo to jednak, rosną i zdają się być zupełnie zdrowe. Pokarm zwierzęcy obcy jest prawie zupełnie dzieciom wyrobników, a jednak wyrastają one nieraz na ludzi zdrowych i silnych. Lecz fakty te, pozornie sprzeczne z na­szymi poglądami, w rzeczywistości nie mają tak wielkiego znaczenia, jakie im się zwykło przypisy­wać. Przede wszystkim, nie wynika stąd wcale, aby ci, co się żywią chlebem i ziemniakami, dochodzili do doskonałego rozwoju fizycznego, a porównanie klasy wyrobniczej ze szlachtą w Anglii, lub proletariatu z mieszczaństwem we Francji, wcale nie wyjdzie na korzyść klas, które wyłącznie prawie pokarmów roślinnych używają.

Po wtóre, nie chodzi tu tylko o objętość, lecz także, a może więcej nawet, o jakość budowy ciała. Ciało miękkie na pozór, tak samo prawie wygląda, jak i ciało mocne, muskularne. Lecz chociaż dla oka niedoświadczonego, dziecko mające mięśnie roz­lazłe, flakowate, może się wydać równie dobrze zbudowanym, jak dziecko, mające silne, żylaste członki; najmniejsza jednak próba natychmiast wy­każe, jak wielka między niemi zachodzi różnica. Otyłość u osób dorosłych nieraz jest oznaką słabo­ści. Atleci i szybkobiegi tracą wagę, przysposabia­jąc się do zapasów lub wyścigów. Tak więc, nie stanowi żadnego jeszcze dowodu ta okoliczność, że dzieci źle odżywiane dobrze nieraz wyglądają. Po trzecie oprócz wzrostu i otyłości, należy też zwra­cać uwagę na siłę. Pod .tym względem wyraźna istnieje różnica pomiędzy dziećmi, żywiącymi się mięsem, a dziećmi, używającymi za pokarm chleba i kartofli. Dziecko włościańskie stoi zawsze niżej od dziecka szlacheckiego pod względem żywości fizycznej i bystrości umysłu.

Porównanie rozmaitych gatunków zwierząt, oraz rozmaitych ras ludzkich, albo też ludzi i zwierząt, należących do jednej rasy lub gatunku, lecz roz­maitego używających pokarmu, bardziej nas jeszcze utwierdzi w przekonaniu, te stopień siły zależy za­wsze od własności pożywnych pokarmów.

Widzimy, że u krowy, która się żywi trawą, t.j. pokarmem stosunkowo mało bardzo cząstek pożywnych zawierającym, niezmiernie wielka ilość spożywanego codziennie pokarmu wymaga złożo­nego bardzo systemu trawienia; że jej kończyny, małe w stosunku do ciała, zanadto są jego cięża­rem obarczone; że znaczna część sił żywotnych musi się wydatkować na dźwiganie tak wielkiego ciała i na trawienie niezmiernej ilości pożywienia; że wreszcie mało pozostaje sił zbywających, skut­kiem czego zwierzę jest niezmiernie powolnym. Po­równajmy krowę z koniem, zwierzęciem lubo zbliżonym do niej z budowy, lecz żywiącym się zwy­kle pokarmem, w którym cząstki pożywne bardziej już są skupione. Ciało jego, szczególnie zaś okolica brzucha, w stosunku do kończyn, o wiele mniejszym jest niż u krowy, a kończyny nie mają już tak wielkiego ciężaru do dźwigania; trawienie również nie jest tak trudnym, bo ilość pokarmu stosunkowo znacznie jest mniejszą, skutkiem tego zwierze, samo bardziej jest czynnym, posiada więcej zwinności i żywości, i łatwiej zmienia miejsce pobytu.

Takąż, lecz bardziej jeszcze wyraźną różnicę możemy dostrzec, porównując bezmyślną ocię­żałość trawożernej owcy z żywością psa, karmią­cego się mięsem lub pokarmami mącznymi. Dość jest przypomnieć sobie żywość i zwinność ruchów zamkniętych w klatkach ogrodu zoologicznego zwie­rząt drapieżnych, oraz ospałość i nieruchomość zwierząt trawożernych, na których nie znać tego nadmiaru sił żywotnych, ażeby zrozumieć, jak dalece stopień siły i żywości w zwierzęciu zawisł od stopnia skupienia w pokarmie cząstek pożywnych.

Że różnice te nie są bezpośrednim wynikiem rozmaitej budowy zwierząt, jak to zapewne nie­którzy zechcą utrzymywać, lecz wynikiem rodzaju używanego pokarmu i stopnia jego pożywności, stwierdzają to doświadczenia, robione nad zwierzę­tami jednego gatunku. Jako przykład możemy przy­toczyć rozmaite odmiany koni: porównajmy cięż­kiego pociągowego konia, o ogromnym brzuchu, powolnych ruchach, z wyścigowcem lub koniem myśliwskim, mającym wysmukłą postać, i potężne kończyny, i pamiętajmy o tym, że pokarm przez pierwszego używany mniej jest daleko pożywnym, niż pokarm, którym się żywi drugi. Albo też we­źmy przykład z pomiędzy ludzi: Australijczycy, Buszmeni, żywiący się korzonkami, jagodami, gąsieni­cami owadów i inną również lichą strawą, stosun­kowo są bardzo mali, mają ogromne brzuchy, mię­śnie miękkie i słabo rozwinięte i bezwarunkowo niezdolni są opierać się Europejczykom na polu bitwy, zarówno jak w życiu. Przeciwnie spójrzmy na dzikie plemiona, pięknej budowy ciała, mocne, czynne, jakimi są Kafrowie, Indianie Ameryki pół­nocnej, Patagończycy, są to plemiona używające głównie mięsa za pokarm. Hindus, używający li­chej bardzo strawy, ulega Anglikowi, którego po­karm więcej cząstek pożywnych zawiera.

Dzieje świata przekonywają nas, że ludy odwa­żne i panujące, zawsze dobrze były odżywiane. Do­wodzenie nasze stanie się bardziej jeszcze przekonywającym, jeżeli na to zwrócimy uwagę, że zdol­ność do pracy jednego i tegoż samego osobnika zmienia się wraz ze zmianą pokarmu. Przekonano się o tym na koniach. Jakkolwiek koń, karmiony trawą, może stać się bardziej tłustym, traci jednak swe siły, co łatwo można dostrzec, używając go wówczas do pracy. »Pierwszym skutkiem karmie­nia koni świeżą trawą, jest osłabienie ich systemu mięśniowego«. Trawa doskonale przydać się może do utuczenia wołu, przeznaczonego na targ w Smithfieldzie; lecz nie ma żadnej wartości, jako pokarm dla konia myśliwskiego. Rzeczywiście, konie my­śliwskie, które w ciągu lata były na pastwisku, musiano następnie w ciągu kilku miesięcy karmić w stajni owsem i sianem, zanim stawały się zdolne do wycieczek myśliwskich; z wiosną dopiero w zu­pełności do dawnych sił powracały. To też p. Apperley, na zasadzie najnowszych doświadczeń, za­leca, »aby konia myśliwskiego lub wyścigowca ni­gdy na pastwisko nie oddawać, wyjąwszy chyba szczególne i bardzo przyjazne okoliczności, lecz trzymać go zawsze w stajni«, co znaczy, iż nie na­leży nigdy dawać mu pokarmu lekkiego.

Znaczna siła wytwarza się tylko dzięki długiemu użyciu pokarmów pożywnych, a zasada ta tak da­lece jest prawdziwą, iż podług p. Apperley’a, koń o zwykłej budowie i sile, karmiony przez długi czas pokarmem niezmiernie pożywnym, w pracy może dorównać koniowi pierwszorzędnemu pod względem budowy i siły, lecz którego w zwykły sposób karmiono. Do tych wszystkich dowodów dodajemy jeszcze ten powszechnie .dobrze znamy fakt, że koniowi, który zbyt długo i ciężko praco­wał, zwykło się dawać groch lub bób, jako zawie­rające w sobie ilość materii azotowych (t.j. materii służących głównie do wytworzenia tkanki mię­śniowej), większą daleko od tej, jaką owies zawiera.

Prawda ta, odnośnie do ludzi, jeszcze bardziej wyraźną się staje. Nie chcemy tu mówić o pokar­mie, przez atletów używanym, którzy się ściśle do powyższych zasad stosują. Mówimy tu tylko o do­świadczeniach poczynionych przez przedsiębiorców budowy dróg żelaznych na robotnikach, do budowy tej używanych. Od dawna już przekonano się, że robotnik angielski, używając głównie mięsa za po­karm, bardziej jest czynnym i lepiej pracować po­trafi, niż robotnik z lądu Europy, żywiący się prze­ważnie pokarmem mącznym. Powszechnie znanym jest fakt, iż przedsiębiorcy angielscy, którzy się po­dejmowali budowy kolei żelaznych na stałym lą­dzie, woleli robotników z Anglii sprowadzić, niż miejscowych używać. Że taką siłę i wytrwałość za­wdzięczać należy różnicy używanego pokarmu, nie zaś różnicy plemiennej, dowodzi ta okoliczność, iż robotnicy lądowi, żywieni przez czas długi mięsem, pod względem wytrwałości i siły nie ustępowali prawie robotnikom angielskim. Do powyższych do­wodów dodajemy wreszcie własne nasze sześcio­miesięczne doświadczenie nad własnościami pokarmu wyłącznie roślinnego, a mianowicie, że nieużywanie mięsa za pokarm pociąga za sobą osłabienie sił fizycznych i umysłowych.

Czyż więc rozmaite te dowody nie wspierają dostatecznie naszego zdania o tym, jaki pokarm dla dzieci jest najwłaściwszym? Czyż nie wynika stąd koniecznie, że, nawet gdyby przez użycie po­karmów mało pożywnych dała się osiągnąć taka zewnętrzna postawa i tusza, jak i przez użycie po­karmów bardziej pożywnych, zawsze jednak wielka by w budowie tkanki mięśniowej zachodziła ró­żnica? Czyż dowody te nie stwierdzają tego wnio­sku a priori, że chociaż dla dzieci, od których mało czynności umysłowych i cielesnych wymagają, wy­starcza pokarm mączny, dla dzieci jednak, oddają­cych się rozmaitym ćwiczeniom fizycznym i umy­słowym, potrzebnym jest koniecznie pokarm bar­dziej pożywny, bo inaczej wzrost ich zostanie wstrzy­manym. Czyż nie wynika stąd wreszcie, że pozba­wiając dzieci takiego lepszego pokarmu, zgubnie oddziaływamy na ich wzrost i siłę fizyczną, na ich zdolności umysłowe i hart duszy, a to odpowiednio do okoliczności i ich budowy cielesnej? Jesteśmy przekonani, iż żaden człowiek rozumny o tym wąt­pić nie będzie. Myśleć inaczej, znaczyłoby to pota­jemnie uprawiać tak rozpowszechnioną niegdyś błę­dną teorię wiecznego ruchu (perpettium mobile), znaczyłoby to wierzyć w możność wytworzenia siły z niczego.

Zanim skończymy mówić o pokarmach, należy jeszcze słów kilka o potrzebie ich urozmaicenia po­wiedzieć. Pod tym względem, postępowanie ż dzie­ćmi niezmiernie jest wadliwym. Jeżeli dzieci nie są, jak nasi żołnierze, skazane na »dwadzieścia lat go­towanej wołowiny«, zawsze jednak muszą znosić niezmierną jednostajność w jedzeniu, jednostajność, która również w sprzeczności z zasadami higieny zostaje. Prawda, że na obiad dostają pokarm mniej więcej urozmaicony i zmieniający się dość często. Lecz w każdym dniu tygodnia, w każdym tygodniu i w każdym miesiącu, zawsze a zawsze, bez naj­mniejszej zmiany, na śniadanie jeść muszą mleko z chlebem albo owsiankę; wieczorem zaś, również bez żadnej zmiany, następuje powtórne wydanie zupy mlecznej, albo czasami herbata z dodatkiem chleba z masłem.

Zwyczaj taki sprzeciwia się zupełnie wskazów­kom fizjologii. Przesyt, jaki sprawia potrawa, zbyt często podawana, i przyjemność, wywołana ukaza­niem się na stole potrawy, której dawno już nie kosztowaliśmy, nie jest faktem, pozbawionym zna­czenia, jak się to wielu ludziom wydaje; owszem jest to sposób, w jaki natura wyraża potrzebę czę­stej zmiany pokarmów. Liczne bardzo doświadcze­nia przekonały, że nie istnieje prawie wcale taki pokarm, któryby sam przez się dostarczał w .odpo­wiedniej ilości wszelkich pierwiastków potrzebnych do podtrzymania życia, z czego znów wynika, iż rozmaitość w pokarmach koniecznie jest dla ciała potrzebną. Niemniej znanym przez wszystkich fizjologów jest ten drugi fakt, że przyjemność, jaką uczuwamy, jedząc ulubiony pokarm, jest środkiem pobudzającym, który, sprawiając przyśpieszone bi­cie serca i szybszy krwi obrót, tym samem trawie­nie ułatwia. Prawdy te, przez nas tu przytoczone, zgadzają się z najnowszymi zasadami hodowli zwie­rząt domowych, gdzie również wymaganą jest ko­lejna zmiana pokarmu.

Nie tylko kolejna zmiana pokarmu jest pożądana, lecz z tej samej przyczyny pożądanym jest także, aby każdy obiad składał się z rozmaitych pokar­mów. Korzyść, jaką stąd otrzymujemy, polega na utrzymaniu równowagi pomiędzy rozmaitymi pier­wiastkami pokarmowymi i na zwiększonym pobu­dzaniu nerwowym. Dla przekonania się o tym, dość jest zwrócić uwagę na stosunkową łatwość, z jaką żołądek trawi obiad francuski, ogromny co do ilo­ści, lecz niezmiernie urozmaicony pod względem potraw. Nie zechce nikt pewno utrzymywać, iż z ró­wną łatwością żołądek mógłby strawić takąż samą co do wagi ilość pokarmu jednego i tegoż samego gatunku, chociażby nawet pokarm ten najdoskona­lej został przyrządzony. Inne dowody znaleźć mo­żemy w każdej nowszej rozprawie o hodowli by­dła. Zwierzęta daleko są zdrowsze, jeżeli’ każde ich jedzenie składa się z kilku pokarmów rozmaitych. Doświadczenia Goss’a i Stark’a są najbardziej prze­konywającym dowodem korzyści, a raczej potrzeby mieszania pokarmów rozmaitego gatunku, dla utwo­rzenia całości, którą żołądek najłatwiej i z najwięk­szą korzyścią przetrawić zdoła[3].

Gdyby ktoś chciał zarzucić, że dla rodziców zbyt uciążliwą byłaby codzienna zmiana i urozmai­cenie potraw; na to mu odpowiedzieć możemy, iż skoro rodzice żadnych starań i trudów w celu naj­lepszego wychowania umysłowego dzieci, nie szczę­dzą, przeto nie należy też starań tych żałować, pra­gnąc dzieci do należytego rozwoju fizycznego do­prowadzić. Zresztą smutnym i dziwnym musi się wydać każdemu, iż pracując chętnie nad tuczeniem wieprzów, uważamy jako rzecz zbyt dla nas ucią­żliwą, prowadzenie dzieci podług zasad fizjologii i higieny.

Mamy tu jeszcze jedną przestrogę dla tych, któ­rzy, podzielając podane przez nas zasady, chcieliby je w życiu zastosować. Zmiana nie powinna być zbyt szybką i gwałtowną, bo pokarm mało poży­wny, przez długi czas używany, zwykle do takiego stopnia osłabia organizm, iż następnie przez długi czas nie może się on przyzwyczaić do pokarmu bardziej pożywnego. Niedostateczne odżywianie samo przez się staje się przyczyną trudnego trawienia. Prawda ta stosuje się nawet do zwierząt: »Cielęta, karmione mlekiem zbieranym, serwatką lub innym jakim słabym pokarmem, łatwo ulegają niestrawno­ści«[4]. Stąd więc w wypadku, gdy siły osobnika zbyt są małe, przejście do pokarmu zawierającego wiele cząstek pożywnych, musi się odbywać sto­pniowo: im więcej sił przybywa, tym więcej mo­żna pokarmu takiego dawać.

Należy następnie o tym pamiętać, iż skupienie w pokarmie cząstek pożywnych nie powinno być zbyt wielkim. Potrzeba koniecznie, aby przy je­dzeniu żołądek został napełniony pokarmem, z czego wynika, iż pokarm zjedzony, stosunkowo dość zna­czną zawsze objętość mieć powinien. To też nie­właściwym jest pokarm tak bardzo pożywny, iż tylko w niezmiernie małej ilości może być użytym bo pokarm taki żołądka napełnić nie potrafi. Cho­ciaż zdolność do trawienia znacznie jest mniejszą u plemion ucywilizowanych, niż u plemion dzikich, i chociaż zdolność ta w przyszłości bardziej jeszcze może się zmniejszyć: jednak w czasach obecnych, objętość pokarmu musi odpowiadać objętości- żo­łądka. Tak więc, naszym zdaniem, pokarm, dzie­ciom dawany, musi być w wysokim stopniu po­żywnym, musi się często zmieniać i składać się za­wsze z pierwiastków różnorodnych; wreszcie, po­winien być obfitym.

W kwestii odzieży, zapatrywanie ogółu równie jest błędnym, jak i w kwestii pokarmu. Tutaj także widocznym jest ten zbyteczny ascetyzm. Istnieje na świecie teoria, którą wiele osób chętnie przyjmuje, nie zastanawiając się nad jej wartością, a miano­wicie, iż do wrażeń zmysłowych nie należy zbyt, wielkiej wagi przywiązywać! Sprowadzona do swej formy najprostszej, teoria ta uczy, że wrażenia zmysłowe nie mogą w sposób właściwy postępo­waniem naszym kierować, lecz przeciwnie, zdolne są zawsze w błąd nas wprowadzić. W gruncie je­dnak rzeczy, wystawiamy ciało nasze na tle cier­pień nie z tego powodu, iż ulegamy tym wraże­niom zmysłowym, lecz raczej dlatego, że posłuszni im być nie chcemy.

Nie jest szkodliwym jedzenie, gdy głodni jesteśmy, lecz przeciwnie szkodliwym jest jedzenie wtedy, kiedy się nam jeść nie chce. Tak samo i w piciu: niedobrze jest opijać się, kiedy się nam pić nie chce, nie zaś wtedy, kiedy jesteśmy spragnieni. Nie-oddychanie powietrzem świeżym, tak miłym dla każdego człowieka zdrowego, może być szkodliwym; lecz przeciwnie szkodliwym jest oddychanie powie­trzem zepsutym i chłodnym, pomimo wyraźnego płuc, naszych protestu. Nie mogą zaszkodzić ćwi­czenia fizyczne, którym się dzieci chętnie oddają, lecz szkodzi zbyteczny wysiłek i zmęczenie fizyczne, jeżeli się na nie uwagi nie zwraca. Nie jest szko­dliwą praca umysłowa, której się dzieci dobrowol­nie i chętnie oddają, lecz raczej ta, do której dzieci zmuszamy bez względu na ich znużenie, ból głowy i palenie w twarzy. Praca cielesna sama przez się nie szkodzi, lecz szkodzi praca, która prowadzi do zupełnego sił wyczerpania; Prawda, że dla ludzi, których tryb życia jest nieprawidłowym, wrażenia zmysłowe przestają-być niewątpliwymi przewodni­kami. Ludzie, którzy w ciągu lat całych żyją w zam­knięciu, którzy wiele pracują umysłowo, zaniedbu­jąc wszelkich ćwiczeń cielesnych, którzy jedzą po­dług zegarka, nie zaś stosując się do potrzeb żo­łądka, łatwo mogą być przez swe spaczone wraże­nia zmysłowe w błąd wprowadzeni; taki jednak stan nienaturalny jest właśnie wynikiem nadużyć popełnionych względem tych wrażeń zmysłowych. Gdybyśmy od dzieciństwa zawsze byli posłuszni temu, co sumieniem fizycznym nazwać możemy, nie przestałoby ono nigdy być naszym najlepszym doradcą.

Do wrażeń zmysłowych, które postępowaniem naszym kierują, policzyć wypada wrażenia ciepła i zimna, to też w wyborze odzieży zawsze je trzeba mieć na względzie. Rozpowszechnione przekonanie iż należy »ciało hartować«, jest tylko smutnym złu­dzeniem. Wiele dzieci tak doskonale hartowano, że je aż na tamten świat wyprawiono; te zaś, które próbę wytrwały, w ciągu życia całego cierpieć mu­szą smutne tego systemu następstwa: takie harto­wanie albo zdrowie rujnuje, albo tamuje wzrost i rozwój ciała. »Wątła postać dzieci, powiada dr. Combę, dowodzi najlepiej, jak dalece szkodliwym jest ten system wychowania fizycznego, tak częste zaś choroby dziecinne powinny być przestrogą dla nierozważnych rodziców«.

Dowodzenia, na jakich się opiera teorią harto­wania ciała, niezmiernie są powierzchowne. Ludzie dostatni, którym się zdarza widzieć, jak dzieci wło­ściańskie bawią się na dworze na wpół nago, a je­dnak zdrowo wyglądają, taki stąd wniosek wypro­wadzają, że zdrowie jest wynikiem lekkiego ubra­nia i że zatem, własne dzieci należy lekko bardzo ubierać. Zapominają o tym, że dzieci te, bawiące się na ulicach wioski, „pod pewnym względem żyją w okolicznościach przyjaznych, że bawią się ciągle prawie, że w ciągu całego dnia oddychają świeżym powietrzem, i że ustrój ich nie wycieńcza się pracą umysłową. Tak więc, pozory mylą, bo nie zbyt lekkie ubranie jest przyczyną ich zdrowia, lecz ow­szem, są one zdrowe nawet pomimo nie dość cie­płego ubrania. Sądzimy, że nasz wniosek jest zu­pełnie słusznym, i że utrata ciepła zwierzęcego, na jaką bywają narażane zbyt lekko ubrane dzieci, za­wsze szkodliwie na organizm oddziaływać musi.

Jeżeli dziecko jest tak silnej budowy, że potrafi znieść wszelkie próby i rzeczywiście staje się na chłód wytrzymałem, zawsze jednak hartowanie ta­kie odbywa się kosztem wzrostu i rozwoju orga­nizmu dziecięcego. O prawdzie tej łatwo się prze­konać możemy, zastanawiając się nad ludźmi i zwie­rzętami.

Konie z wysp Shetland, tak zwane kucyki (po­nieś), znosić muszą większy daleko chłód, niż ko­nie południowej Anglii; z tego też właśnie powodu są tak małego wzrostu. Owce z gór Szkocji są karłowate w porównaniu z owcami angielskimi. Mieszkańcy krajów podbiegunowych o wiele są niżsi od mieszkańców innych krajów. Lapończycy i Eskimosi są bardzo małego wzrostu, a mieszkańcy Ziemi Ognistej, którzy w bardzo zimnym klimacie chodzą nago zupełnie, podług świadectwa Darwina, tak są szpetni i karłowaci, iż nie chce się wierzyć, aby naszymi bliźnimi być mogli.

Nauka tłumaczy taką karłowatość utratą zbyt wielkiej ilości ciepła zwierzęcego. Rzeczywiście, ja­keśmy już to powiedzieli, dla powetowania ciągłego oziębiania się, jakiemu ciało wskutek promieniowa­nia ulega, potrzebnym jest nieustanne utlenianie się pewnych materii, które inaczej, do budowy ciała posłużyć by mogły. Tak więc, im większą jest utrata ciepła, tym większą się staje potrzeba ma­terii, zdolnych do utleniania się w organizmie. Lecz czynność narządów trawienia ma też swe granice; z czego wynika, że kiedy narządy te potrzebują zbyt wielką ilość materiałów dla podtrzymania cie­pła w ciele przygotować, zbyt mało mogą przygo­tować materiałów służących do żywienia ciała. Zbyt wielki wydatek materiałów opałowych pociąga za sobą brak materiałów budulcowych; skutkiem tego ciało nie może się rozwijać, lecz pozostaje małym, wątłym.

Widzimy więc, jak wielkie znaczenie ubranie nasze przedstawia. Jak to powiedział Liebig: »dla człowieka odzież, pod względem temperatury ciała, jest po prostu równoważnikiem pewnej ilości po­karmu^ Zmniejszając utratę ciepła, odzież zmniej­sza też ilość opału potrzebnego do podtrzymania w ciele pewnego stopnia temperatury. Wniosek ten stwierdzają liczne doświadczenia, poczynione przez hodowców zwierząt. Zwierzęta znoszą chłód kosz­tem swego tłuszczu, swych mięśni lub też swego wzrostu, stosownie do okoliczności. »Jeżeli zwie­rzęta, przeznaczone na utuczenie, będziemy trzy­mali w nie dość ciepłem pomieszczeniu, proces tu­czenia stanie się bardziej powolnym, albo też trzeba będzie o wiele zwiększyć ilość dawanego im pokarmu«[5]. P. Apperley stanowczo twierdzi, iż chcąc konia myśliwskiego w dobrym stanie utrzymać, na­leży go w ciepłej stajni chować. Hodowcy zaś koni wyścigowych dobrze o tym wiedzą, iż konie należy chronić od chłodu.

Prawda naukowa, stwierdzona w ten sposób przez etnologię i uznana przez rolników i hodow­ców zwierząt, tym więcej się jeszcze da do dzieci zastosować. Im dzieci są mniejsze i im prędzej ro­sną, tym bardziej im zimno szkodzi. We Francji nowonarodzone dzieci umierają nieraz z tego po­wodu, że je zimą noszą do mera dla zapisania do ksiąg ludności. Cjuetelet[6] wykazał, że w Belgii na dwoje dzieci umierających w styczniu, w lipcu je­dno tylko umiera«.

W Rosji śmiertelność dzieci jest niezmiernie wielką. Nawet przy zbliżaniu się do wieku dojrza­łości, ciało źle rozwinięte, bywa niezdolne do zno­szenia wielkiego zmęczenia; dowodem tego wielka ilość młodych żołnierzy, zapadających na zdrowiu lub umierających w czasie trudnych wypraw wo­jennych. Przyczyna tego bardzo jest jasną. Powie­dzieliśmy już, że skutkiem innego stosunku po­wierzchni do masy ciała, dziecko traci większą da­leko ilość ciepła, niż osoba dorosła; obecnie zaś musimy na to zwrócić uwagę, że utrata taka dla dziecka bardzo jest niekorzystną. Lehman powiada: »Jeżeli ilość kwasów jakie dzieci wydzielają, obli­czać będziemy podług wagi ich ciała, przekonamy się, że dzieci stosunkowo dwa razy tyle, co osoby dorosłe, kwasu węglanego wydzielając ilość zaś kwasu węglanego, wydzielanego z ciała, prawie za­wsze stale odpowiada ilości wytworzonego ciepła. Widzimy więc, że nawet w zwykłych przyjaznych warunkach, organizm dziecka musi podwójną ilość materiałów dla wytwarzania się ciepła dostarczać.

Teraz więc zrozumieć zdołamy całą niedorze­czność zbyt lekkiego ubierania dzieci. Czy który­kolwiek ojciec, pomimo, że już jest człowiekiem dorosłym, że przeto mniej traci ciepła zwierzęcego i potrzebuje pokarmu tylko dla podtrzymania da­wnych tkanek, nie zaś do budowy nowych, odwa­żyłby się jednak wyjść na chłód z gołymi nogami, rękami i szyją? A lubo sam niezawodnie cofnąłby się przed taką próbą, poddaje jej jednak małe istoty, mniej daleko od niego próbę taką wytrzy­mać zdolne, albo co najmniej pozwala innym bez­karnie takie próby stosować! Niech pamięta o tym, iż każda uncja pokarmu, wydana na podtrzymanie ciepła organicznego, inaczej byłaby użytą do bu­dowy ciała; i że wynikiem takiego hartowania dzieci, chociaż byśmy rzeczywiście zdołali je przez to od katarów, uderzeń krwi do głowy i innych chorób uchronić, musi być zawsze mniejszy wzrost i bar­dziej wątła budowa ciała. »Tak więc, nie należy zawsze być jednakowo ubranym, lecz przeciwnie, stosownie do pory roku nosić odzienie takiego ro­dzaju i takiej grubości, aby zawsze mogło uchronić ciało od najlżejszego chociażby uczucia chłodu«.

Prawidło to, na które dr. Combę szczególną uwagę czytelników swych zwraca, uznają wszyscy bez wyjątku uczeni i praktycy. Ludzie kompetentni, których zapytywaliśmy w tym względzie, wszyscy bez wyjątku potępili metodę obnażania ramion i nóg u dzieci. Metodę taką śmiało możemy nazwać zgubną i pracować nad jej wykorzenieniem.

Smutno zaiste widzieć, jak matki, aby się do niedorzecznej metody zastosować, rujnują zdrowie swych dzieci. Nie dość, że same stosują się niewol­niczo do wszelkich dziwacznych wymysłów naszych sąsiadów Francuzów, lecz jeszcze stroją swe dzieci jak arlekinów, podług wskazówek »Petit Courier des Dameso., nie dbając wcale o to, że strojenie takie jest nadzwyczaj niewygodnym i niedostatecznym. Narażają przez to dzieci na mniejszą lub większą niewygodę, na częste choroby; powstrzy­mują ich wzrost lub podkopują zdrowie; a nieraz nawet śmierć przedwczesną sprowadzają, a to wszystko, ponieważ wydaje im się koniecznym kro­jenie sukien z materii i podług wzorów, wymyślo­nych przez modę francuską. Matki, z chęci naśla­dowania mody, nie tylko zbyt lekko dzieci swe ubierają, lecz nadto dają im suknie tak dziwnego kroju, że dzieci nie mogą się. swobodnie poruszać i natu­ralnej ruchliwości oddawać. Ażeby dzieci nie mo­gły powalać lub zniszczyć kosztownego ubrania, matki zabraniają im bawić się swobodnie. »Wstań zaraz, bo powalasz nową sukienkę«, mówi matka do dziecka, tarzającego się po ziemi. »Proszę tam nie chodzić, powalasz pończochy«, woła nauczy­cielka na dziecko, które zeszło z drożynki i chce się na wał wdrapać. W ten sposób złe staje się podwójnie wielkim.

W celu uczynienia zadość swym pojęciom o elegancji i pięknie, matka sprawia dzieciom ubranie, które je niedość dobrze okrywa i nie grzeje; dla zaszanowania zaś tego lubo lekkiego, ale za to wy­kwintnego ubrania, krępuje wrodzoną w dziecku a tak potrzebną ruchliwość, nie pozwalając mu biegać i bawić się swobodnie. Ruch, który podwój­nie potrzebnym się staje przy braku dość ciepłego ubrania, zostaje dziecku wzbronionym, a to z obawy aby nie podarło lub nie powalało strojnej sukienki. Kiedyż wreszcie ludzie trzymający się niewolniczo tego systemu, poznają całe jego okrucieństwo. Bez wahania utrzymujemy, iż co rok tysiące istot ludz­kich, zapadając na zdrowiu, tracąc siły, i łatwiej skutkiem tego ulegając rozmaitym cierpieniom, stają się ofiarą nieszczęścia, a to jedynie z powodu zbyt wielkiego poszanowania dla pozorów i piękna ze­wnętrznego, inne znów tysiące swą śmierć przed­wczesną również próżności matek zawdzięczają. Nie lubimy napomnień surowych, lecz złe jest tak wiel­kim, iż usprawiedliwia ono, a nawet wymaga, aby ojcowie natychmiast przyszli dzieciom z pomocą i wpłynęli na zmianę trybu postępowania.

Przychodzimy więc do wniosku, że ubranie dzie­cinne nigdy nie powinno być tak ciężkim, aby miało aż do znużenia ciało rozgrzewać, lecz z dru­giej znów strony powinno być o tyle ciepłem, aby mogło uchronić od wszelkiego uczucia chłodu[7]; że zamiast bawełny, płócienek lub jakiejś fantazyj­nej tkaniny musi być uszyte z materii, będącej złym przewodnikiem ciepła, na przykład, z grubej materii wełnianej; że powinno być dość mocnym, aby nie ulegało prędkiemu zniszczeniu wskutek swobodnych ruchów i zabaw dziecinnych; że wre­szcie takiego powinno być koloru, aby się lada czym nie plamiło.

W ostatnich czasach powszechną zwrócono uwagę na ćwiczenia cielesne. Mniej może potrzebujemy mó­wić o tym dziale wychowania fizycznego, przyna­mniej odnośnie do chłopców, niż o wszystkich in­nych. Szkoły publiczne i prywatne, wszystkie pra­wie posiadają sale do ćwiczeń i gimnastyki, urzą­dzone dość dobrze; zwykle też część pewną dnia poświęca się przechadzkom na świeżym powietrzu, wszyscy zresztą na to się zgadzają, że wycieczki takie są bardzo dla zdrowia potrzebne. W tym względzie przynajmniej, powszechnie uznaną jest potrzeba stosowania się do instynktu naturalnego chłopców; od niedawna zaś rozpowszechniający się zwyczaj robienia krótkich przerw w ciągu długich porannych i poobiednich lekcji, dowodzi, iż wycho­wawcy starają się regulamin szkolny do potrzeb fizycznych ucznia zastosować. Mało więc mamy pod tym względem do powiedzenia, i nie wiele możemy rad praktycznych udzielić.

Lecz mówiąc o tym, iż potrzeba ćwiczeń ciele­snych powszechnie uznaną została, zmuszeni by­liśmy powiedzieć, iż została ona uznaną tylko od­nośnie do chłopców«. Na nieszczęście, w wycho­waniu dziewcząt dzieje się zupełnie inaczej. Przy­padkiem mamy sposobność osobiście robić pod tym względem ciągłe porównania: przed oknami naszymi znajdują się dwie szkoły, jedna dla chłopców, druga dla dziewcząt, a różnica jest godną uwagi. W szkole męskiej, obszerny ogród wysypany pia­skiem, przedstawia miejsce bardzo dogodne dla roz­maitych zabaw, dokoła stoją słupy i trapezy, słu­żące do ćwiczeń gimnastycznych. Codziennie przed śniadaniem, następnie o godzinie jedenastej, wre­szcie wieczorem po ukończeniu nauk, daleko wkoło słyszeć się dają wesołe krzyki i śmiechy chłopców którzy wybiegają do ogrodu i zaczynają się bawić; dość jest przysłuchać się tym krzykom, dość jest spojrzeć przez okno na ten tłum wesoły i hałaśliwy, aby się przekonać, iż całą duszą oddają się tej mi­łej dla nich czynności, która krążenie krwi przy­śpiesza i przez to ciału zdrowia dodaje. Jakże od­mienny widok przedstawia zakład wychowania młodych panien«.

Zanim nas o tym powiadomiono, nie wiedzie­liśmy wcale, iż w tak bliskiem sąsiedztwie znajduje się szkoła dla dziewcząt. Ogród, niemniej od tam­tego rozległy, nie przedstawia jednak nic takiego, co by zabawę młodzieży ułatwić i uprzyjemnić mo­gło. Są trawniki, ścieżki wysypane piaskiem, kępy drzew i grzędy kwiatów, jak zresztą we wszystkich ogrodach. W ciągu pięciu miesięcy, nie zdarzyło się nam ani razu posłyszeć wesołego krzyku lub śmiechu. Czasami widać młode osoby, chodzące zwolna po alejach, z książką w ręku, lub przecha­dzające się parami. Raz tylko widzieliśmy, jak dwie dziewczynki goniły się nawzajem po ścieżkach ogrodu. Z wyjątkiem jednak tego jedynego wypadku, nie zda­rzyło nam się nigdy dostrzec, aby się kiedy wychowanice zakładu jakimś żywszym zabawom od­dawały.

Skąd pochodzi taka zadziwiająca różnica? Czyż ustrój cielesny dziewczynki tak bardzo się od ustroju chłopca różni, że aż nie potrzebuje tych ćwiczeń ruchliwych? Czy być może, dziewczęta inne mają usposobienia, nie lubią zabaw hałaśliwych? Czy wreszcie, należy przypuszczać, że zamiłowania te, dla chłopców tak bardzo pożyteczne, bo pobudza­jące ich do ruchliwości, bez której doskonały roz­wój cielesny nie jest możliwym, dla dziewcząt na nic się nie zdały, chyba na to, aby dręczyć prze­łożone i nauczycielki?

Być bardzo może, że źle pojmujemy cel, jaki mają osoby, trudniące się wychowaniem dziewcząt; podejrzewamy je jednak o to, iż nie pragną wcale aby dziewczęta wyrosły na mocno zbudowane i silne kobiety; że mocne zdrowie i siłę w kobiecie uwa­żają jako coś, co się z jej godnością nie zgadza, co stanowi cechę niższego pochodzenia: że podług nich pewna wątłość ciała, siła, wystarczająca tylko do niewielkich jedno lub dwumilowych[8] przecha­dzek, mały apetyt, który łatwo bardzo najmniejszą ilością pokarmu zaspokoić, wreszcie nieśmiałość, towarzysząca zawsze słabości, bardziej przystają kobiecie światowej. Nie oczekujemy wcale wyzna­nia; zdaje nam się jednak, że nauczycielka, zajęta wychowaniem młodych panien, pragnie, aby mniej więcej były do takiego ideału zbliżone. Jeżeli tak jest rzeczywiście, musimy przyznać, iż system istniejący najlepiej potrzebom odpowiada i najbardziej do urzeczywistnienia takiego ideału może się przy­czynić. Myliłby się jednak bardzo kto by sądził, że takim jest ideał kobiety dla mężczyzny. Prawda, iż powszechnie mężczyznom nie podobają się kobiety, zbyt mało do kobiet a zbyt do mężczyzn podobne. Wszyscy się na to zgadzamy, że pewna słabość, wymagająca opieki, niezmiernie jest w kobiecie po­wabną. Lecz różnica ta, tak bardzo dla mężczyzn przyjemna, jest już z góry ustanowioną i sama się przez się wykaże, bez potrzeby uciekania się do środków sztucznych. Kiedy zaś, skutkiem użycia środków sztucznych, różnica ta przekracza granicę, jaką jej przyroda zakreśliła, i staje się nazbyt wielką, wówczas kobieta przestaje już być dla mężczyzn miłą i odpycha ich raczej, zamiast przyciągać.

»Czyż więc należy pozwalać, aby dziewczynki jak szalone latały, aby jak chłopcy dokazywały«, zawoła jakiś gorliwy stronnik konwenansów. Nam się zdaje, iż tego się właśnie zawsze obawiają prze­łożone zakładów naukowych. Z pewnego źródła wiemy, iż w tak zwanych »zakładach wychowania młodych panienek«, wszelkie zabawy hałaśliwe, po­dobne do tych, jakim się codziennie chłopcy oddają, bywają uważane jako wykroczenia karygodne; a przekonani jesteśmy, że dziewczynkom bronią oddawać się tym zabawom z obawy, aby nie rozwinęły w nich nawyków, które się zwykło dla kobiety światowej jako niestosowne uważać. A jednak obawa ta pozbawioną jest .zupełnie podstawy. Bo dlaczegóż wesołe i ruchliwe zabawy, które nie przeszkadzają chłopcom stać się z czasem ludźmi dobrze wychowanymi i mającymi wykwintny układ, mają tak źle na dziewczynki oddziaływać i pozba­wiać je układu światowego? Chociaż zabawy chło­pców w szkole bywają najmniej wykwintne, nigdy jednak młodzi ludzie, po wyjściu ze szkoły nie wy­wracają koziołków na ulicy i nie skaczą na jednej nodze w salonie. Wraz ze zrzuceniem kusych porteczek zaprzestają swych gier dziecinnych, i starają się nieraz aż do śmieszności, udawać mężczyzn dorosłych. Jeżeli więc po dojściu do pewnego wieku, uczucie godności człowieka dorosłego zmusza chło­pców do zaprzestania gier i zabaw dziecinnych; czyż nie zmusi do tego dziewczynki uczucie skro­mności niewieściej, przy dojściu do wieku dojrza­łości? Czyż kobiety nie więcej jeszcze od mężczyzn na pozory uwagi zwracają? A wskutek tego, czyż nie więcej od mężczyzn będą się starały unikać ru­chów gwałtownych i niewłaściwych? Niedorzecznie jest sądzić, że instynkty kobiety same ujawnić się nie mogą, i że do tego potrzebują pomocy suro­wych środków kar szkolnych.

W tym wypadku, zarówno jak w innych, chcąc naprawić złe, będące wynikiem postępowania nie­naturalnego i sztucznego, chwytamy się innych, niemniej sztucznych sposobów postępowania. Po­nieważ zabroniono oddawać się ćwiczeniom natu­ralnym, a następnie dostrzeżono zgubne skutki, wynikające z braku wszelkich ćwiczeń, przyjęto przeto system sztucznych ćwiczeń cielesnych — gimnastykę. Zgadzamy się na to, że zawsze lepszą jest ona niż zupełny brak ruchu; lecz stanowczo utrzymujemy, iż gimnastyka nigdy zabawom na­turalnym dorównać nie może i nigdy tak pożyte­czną być nie może. Gimnastyka posiada strony do­datnie i ujemne. Przede wszystkim, te ruchy mia­rowe z konieczności mniej urozmaicone, niż ruchy w zabawie naturalnej, nie zapewniają równego po­działu czynności pomiędzy wszystkimi częściami ciała; z czego wynika, że ćwiczenie przypadające tylko na pewną część systemu mięśniowego, mę­czy ją prędzej od innych.  Nawiasem tu możemy zaznaczyć, że zbyt długie oddawanie się takim ćwi­czeniom sztucznym prowadzi do zbyt wielkiego i nieproporcjonalnego rozwoju niektórych części ciała. Następnie, ćwiczenia te, jako pozbawione ce­chy rozrywki, mniej są zbawienne; chociaż nawet nie nudzą uczniów w takim stopniu, jak lekcje właściwe, zawsze jednak nużą swą jednostajnością. Prawda, że zwykle jako bodźcem posługują się tutaj współzawodnictwem; lecz bodziec taki nie może być tak ciągłym i doskonałym jak przyjem­ność w zabawach naturalnych.

Największy jednak zarzut, jaki gimnastyce uczy­nić możemy, jest następujący: nie może ona dorównać zabawom naturalnym nie tylko pod wzglę­dem ilości ćwiczeń mięśniowych, lecz także pod względem ich jakości. Brak przyjemności, który sprawia, iż dzieci tak chętnie ćwiczenia sztuczne porzucają, staje się zarazem przyczyną bardzo nie­wielkiego ich na ustrój cielesny oddziaływania. Mylnym jest zdanie, jakoby znaczenie miała tylko sama ilość ćwiczeń fizycznych, i jakoby okolicz­ność, czy ćwiczenia te są przyjemne lub przykre, była zupełnie obojętną. Przyjemne podniecenie umy­słu wywiera na ciało wpływ wzmacniający. Spój­rzcie, jak działa na chorego dobra nowina lub od­wiedziny przyjaciela!  Zważcie, jak często lekarze zalecają chorym wesołe towarzystwo! Przypomnij­cie, jak zmiana miejsc nieraz na zdrowie oddzia­ływa. Niezaprzeczoną pozostaje prawdą, iż najle­pszym środkiem leczniczym jest szczęście. Wesołość przyśpiesza krwi krążenie, Ułatwia wszelkie inne czynności żywotne i tern samem zdrowym zdro­wia dodaje, a chorych uzdrawia. Na tern więc po­lega oczywiście wyższość zabaw naturalnych nad gimnastyką.

Nadzwyczajne zajęcie, z jakiem się dzieci za­bawom oddają, niepohamowana niczym i szczera wesołość, same przez się d1a rozwoju ciała znaczą tyle, co i towarzyszące im ćwiczenia fizyczne. Gi­mnastyka zaś, której brakuje tej zachęty umysło­wej, koniecznie musi pozostać wadliwą. Tak więc przyznając, iż sztuczny ruch lepszym jest od braku wszelkiego ruchu;  że następnie można skutecznie nim się posługiwać jako uzupełnieniem ruchu na­turalnego, utrzymujemy jednak, iż nigdy nie zdoła W zupełności zastąpić ćwiczeń naturalnych. Zabawy, którym się dzieci pod wpływem instynktu wrodzo­nego oddają, są koniecznie dla zdrowia dziewcząt, zarówno jak chłopców, potrzebne. Broniąc dzie­ciom oddawania się tym zabawom, nie pozwalamy im korzystać ze środków, jakie Opatrzność dla ich rozwoju fizycznego obmyśliła.

Pozostaje nam zastanowić się nad jedną je­szcze kwestią; kwestią, która być może, większego od poprzednich wymaga zastanowienia.

Wiele osób jest tego przekonania, że w wyż­szych warstwach społecznych dorastająca młodzież nie jest ani tak dorodną, ani tak silną jak jej oj­cowie. Kiedy nam po raz pierwszy zdarzyło się zdanie to posłyszeć, gotowi byliśmy policzyć je na karb skłonności wielu osób do chwalenia czasów przeszłych i ganienia teraźniejszości. Pomnąc, że ludzie, jak o tern sądzić można ze starożytnych zbroi, obecnie wyżsi są wzrostem od pokoleń da­wniejszych, i że statystyka śmiertelności stwierdza większą trochę w naszych czasach długość życia ludzkiego, żadnej prawie nie zwróciliśmy na zda­nie to uwagi i uważaliśmy je jako pozbawione wszelkich podstaw. Następnie jednak zmieniliśmy nasze zdanie, przyjrzawszy się lepiej tej kwestii. Pozostawiając na stronie klasę włościańską, zau­ważyliśmy, iż w większej liczbie wypadków, dziecinie dorównywają swym rodzicom pod względem wzrostu i budowy ciała; pomnąc nawet o różnicy wieku, trzeba przyznać, że stoją one o wiele niżej od rodziców. Lekarze powiadają, iż obecnie ludzie nie zdołaliby znosić takich krwotoków, jakie da­wniej znosili. Przedwczesne łysienie teraz częściej się daleko zdarza niż dawniej, a młode pokolenia nadzwyczaj często ulegają psuciu i kruszeniu się zębów.

Zarówno wyraźną jest różnica pod względem ogólnej siły cielesnej. Ludzie zeszłego wieku, po­mimo rozwiązłego życia jakie prowadzili, mogli je­dnak znosić trud i zmęczenie, którym by nie podo­łały obecne pokolenia, odznaczające się wielką wstrzemięźliwością w życiu. Chociaż pili bez miary, chociaż jedli o każdej porze, mieszkali w źle prze­wietrzanych domach i zapominali nieraz o czysto­ści, ojcowie nasi jednak aż do późnej starości zdolni byli wiele pracować umysłowo, jak o tym, świadczą kroniki dyplomatyczne i sądowe. My tymczasem, którzy więcej daleko jesteśmy o swe zdrowie dbali, jemy umiarkowanie, nie pijemy do zbytku, troszczymy się o przewietrzanie mieszkań, często się kąpiemy, używamy wiele ruchu, a wre­szcie, w każdej chwili korzystać możemy z po­mocy nauki lekarskiej, która za naszych czasów tak daleko postąpiła, pomimo to wszystko ciągle upadamy pod ciężarem pracy. Bardziej od ojców naszych zajęci badaniem praw higieny, zdajemy się być słabszymi od nich. Jeżeli zaś o pokoleniu, które po nas nastąpi, mamy sądzić z postaci ze­wnętrznej i częstego zapadania na zdrowiu dzieci naszych, staje się bardzo prawdopodobnym wnio­sek, iż będzie ono jeszcze od nas słabszym.

Cóż to wszystko ma znaczyć? Może niezmierne obżarstwo dawnych czasów mniej zdrowiu szko­dziło, niż zbyt wielkie umiarkowanie w jedzeniu pokoleń teraźniejszych? Może przyczyny złego na­leży szukać w użyciu nie dość ciepłego odzienia, ja­kie pod wpływem błędnej teorii hartowania ciała dzieciom nosić każemy? A może na wyrodzenie się pokoleń obecnych wpływa sztuczne prowadzenie dzieci, powstrzymywanie ich od zabaw naturalnych, od ruchów swobodnych, a to przez wzgląd niedo­rzeczny na przyzwoitość i elegancją. Naszym zda­niem, każdej z tych przyczyn w pewnym stopniu wpływ przypisać należy[9]; jest jednak inna jeszcze przyczyna zdrowiu naszemu szkodząca; przyczyna może od wszystkich innych potężniejsza: chcemy tu mówić o zbytecznej pracy umysłowej.

Potrzeby życia coraz bardziej ludzi wszelkiego wieku do pracy zmuszają. W rzemiosłach, w spra­wach majątkowych, objawia się coraz większe współ­zawodnictwo; dlatego zaś, aby młodzież do wy­trwania w takim współzawodnictwie uzdolnić, ka­żemy im więcej, niż dawniej, umysłowo pracować, Złe więc staje się podwójnie wielkim. Ojcowie, którzy muszą toczyć ciągłą walkę na polu przemy-słowem, handlowym itd., i pracując przy tak nieprzyjaznych warunkach, dostarczać środków dla utrzymania rodziny, naturalnie zmuszeni są w ciągu całego roku, od rana aż do późnej nocy, mozol­nie pracować, używają mało ruchu i skracają o ile możności chwile wypoczynku. Dzieci odziedziczają po ojcach nadwątlony zbyteczną pracą ustrój cie­lesny, a następnie, same będąc już stosunkowo słabe i usposobione do chorób, muszą przechodzić kurs nauk, bez porównania więcej obszerny, niż ten, jaki przechodziły w pokoleniach poprzednich dzieci zawczasu nieosłabione i nieusposobione do chorób.

Widzimy dokoła opłakane skutki takiego wy­siłku pracy umysłowej. Dokoła słyszymy o dzieciach lub młodych ludziach,. którzy stracili swe zdrowie skutkiem zbyt gorliwego oddawania się naukom. Tutaj, lekarze nakazali pobyt na wsi w ciągu roku całego, dla wzmocnienia osłabionego w ten sposób organizmu; tam znów widzimy chro­niczne zapalenie mózgu, trwające już od kilku mie­sięcy i niełatwe do usunięcia; ówdzie znów mówią nam o młodym człowieku, którego już raz mu­siano od nauk oderwać, i który od czasu, kiedy znów do nauk powrócił, ulega częstemu omdlewaniu. Przytaczamy tu fakty, których nie wyszukaliśmy wcale, lecz które same się nam w ciągu paru lat nastręczyły. A fakty te nie wyczerpują jeszcze wszystkiego! Niedawno mieliśmy sposobność robie­nia spostrzeżeń nad tym, do jakiego stopnia choroba staje się dziedziczną;  mówimy tu o pewnej osobie, zrodzonej z rodziców silnych i zdrowych, lecz która w młodości straciła swe zdrowie na pensji w Szkocji, gdzie ją źle karmiono i nie dość ciepło ubierano. Od tego czasu codziennie z rana dostawała zawrotu głowy. Dzieci jej do takiego sto­pnia usposobienie to, będące skutkiem osłabienia mózgu, odziedziczyły, że umiarkowana nawet praca umysłowa sprawia w nich ból głowy i odurzenie.

Pisząc te wyrazy, mamy przed sobą młodą osobę, której zbyteczny wysiłek w naukach na całe życie zaszkodził. Zawsze tak bardzo ją pracą obar­czano, iż nie miała nigdy czasu do ćwiczeń ciele­snych; obecnie zaś, po ukończeniu wychowania, jest nieustannie cierpiącą. Apetyt słaby i wybredny; ciągły prawie wstręt do mięsa; kończyny zimne nawet w lecie; łatwe męczenie się przy chodzeniu; bicie serca przy wstępowaniu na schody; wzrok osłabiony, wzrost wstrzymany, wątła budowa, oto są niektóre z pomiędzy wyników jej wychowania. Możemy dodać, że jej przyjaciółka, która razem z nią była na pensyi, także w takim zupełnie znaj duje się stanie; osłabienie tak jest wielkim, że przy najmniejszym hałasie łatwo omdlewa i lekarz stanowczo zabronił jej czymkolwiek bądź się zajmować.

Jeżeli zupełna i wyraźna utrata zdrowia jest tak pospolitą, o ileż pospolitszymi być muszą cier­pienia mniejsze i bardziej ukryte! Na jeden wypa­dek, w którym chorobę stanowczo możemy przy­pisać zbytecznej pracy umysłowej, przypada co-najmniej sześć innych, w których choroba nie wy­stępuje tak jawnie, lecz zwolna się w organizmie rozwija; w których rozstrój czynności zwykliśmy przypisywać raz tej, drugi raz innej przyczynie, najczęściej zaś wątłej budowie ciała. Zwróćmy na to uwagę, jak pospolitymi są wypadki opóźnienia lub wstrzymania wzrostu; jak częstą jest skłonność do chorób umysłowych, skutkiem wysiłku pracy umysłowej w wieku dojrzałym. Dość jest zastano­wić się nad tym, jak często zapadają na zdrowiu ludzie, oddający się pracy biurowej lub handlowej, ażeby zrozumieć, o ile zgubniejszymi jeszcze być muszą skutki zbyt wielkiej pracy umysłowej dla niedojrzałego organizmu dzieci, jak często praca ..ta musi ich zdrowie podkopywać. Dzieci nie mogą wytrzymać ani tak wielkiego zmęczenia, ani tak długich ćwiczeń fizycznych, ani tak ogromnej pracy umysłowej, jakie znoszą ludzie dorośli. Jeżeli osoby dorosłe cierpią tak wyraźnie od zbyt wielkiego wy­tężenia umysłu, osądźcież więc, jak zgubnie musi wytężenie takie na zdrowie dzieci oddziaływać.

Zastanawiając się nad nielitościwym środkiem karności szkolnej, dziwimy się doprawdy, że do­tychczas może być ona tolerowaną. Weźmy przy­kład, jaki nam John Forbes podaje, przykład oparty na własnym jego doświadczeniu. Mówi on o pew­nej szkole dla dziewcząt i zapewnia nas, że przy­jęty tam tryb postępowania nie jest wyjątkowy, lecz znany jest we wszystkich zakładach Anglii, przeznaczonych do wychowania panien z klasy mieszczańskiej. Pomijając szczegóły, podajemy tutaj w ogólnych zarysach podział czasu w ciągu doby całej.

Spanie zajmuje ………………………… 9 godzin czasu (młodsze 10).

Lekcje i uczenie się na dzień następny  9 «

Roboty kobiece, szycie i sztuki piękne 3 1/2   (młodsze 2 1/2)

Czas przeznaczony na jedzenie . .   l 1/2 «

Ćwiczenia na wolnym powietrzu, jak oto przechadzki, często z książką w ręku i tylko w razie pięknej pogody … 1

Razem 24 godzin

Jakież są skutki tego »zadziwiającego postępo­wania*, jak je nazywa John Farbes? Naturalnie bladość cery, brak ożywienia, stan zdrowia ogól­nie niezadowalający. Lecz ważniejszym jeszcze jest zrobione przezeń doświadczenie, że takie zupełne zaniedbanie ciała i zbyt długie ćwiczenia umysłowe sprawiają nie tylko zamieszanie w czyn­nościach organizmu, lecz prowadzą nawet do nie-kształtności lub ułomności ciała. »Niedawno zwie­dzaliśmy powiada, w jednym z naszych miast wiel­kich, zakład naukowy, w którym się znajdowało czterdzieści panien, i ze smutkiem dowiedzieliśmy się, iż pomiędzy pannami, które się w zakładzie więcej niż dwa lata znajdują (a to takich większość należała), niema ani jednej, która by nie miała fi­gury skrzywionej!«[10].

Być może, że od roku 1833, w którym te słowa były pisane, zaszły pewne zmiany w systemie wychowania panien. Cieszymy się przynaj­mniej myślą, że tak być musi. Lecz że system ten powszechnie jeszcze jest w użyciu, że nieraz po­suwają go aż do ostateczności, o tym sami osobiście zaświadczyć możemy.

 

Ostatnimi czasy zwiedziliśmy seminarium nau­czycielskie, zakład, mający na celu przygotowanie zdolnych nauczycieli do szkół ludowych. Rozkład zajęć w tym zakładzie (pomimo bezpośredniego wpływu rządu, od którego większego światła, niż od przełożonych zakładów prywatnych żeńskich można by się spodziewać) jest następujący:

O godzinie 6 rano budzą uczniów; od 7 do 8 — nauka; od 8 do 9 — czytanie Biblii, modli­twa i śniadanie; od 9 do 12 — nauka; od 12 do l 1/4 — odpoczynek i czas przeznaczony niby na przechadzkę, lecz nieraz dobrowolnie przez wychowańców do nauki użyty; od l*/4 do 2 godziny obiad (jedzenie samo zwykle tylko 20 minut czasu zabiera); od 2 do 5 popołudniu nauka; od 5 do 6 — herbata i podwieczorek; od 6 do 8ł/2 nauka; od 8 1/2 do 9 1/2 uczenie się lekcji, zadanych na dzień następny. O godzinie 10 uczniowie udają się na spoczynek.

Tak więc, w ciągu doby, osiem godzin przezna­cza się na spanie; cztery godziny i kwadrans na modlitwę, jedzenie, ubieranie się i krótkie towa­rzyszące im chwile wypoczynku; w ciągu dziesięciu godzin i pół trwa nauka, a godzina i kwadrans zaledwo pozostaje na ćwiczenia cielesne, nieobo­wiązkowe i zwykle zaniedbywane. Przy tym urzę­dowa liczba 10 1/2 godzin nauki, nie tylko zwykle dochodzi do 11 1/2, ponieważ wychowańcy czas wolny od zajęć poświęcają jeszcze uczeniu się, lecz nadto niektórzy z nich wstają o godzinie czwartej rano, aby się dobrze lekcji nauczyć; a do tego za­chęcają ich sami profesorowie! Ilość przedmiotów, które przejść trzeba, tak jest wielką, a profesoro­wie, którym chodzi o to, aby uczniowie dobrze egzaminy zdali, tak się z wykładem śpieszą, iż czę­sto bardzo ci ostatni bywają zmuszeni codziennie dwanaście lub trzynaście godzin pracy umysłowej poświęcać.

Nie trzeba być prorokiem, aby zrozumieć, jak bardzo taki tryb życia musi zdrowiu szkodzić, ja­koż jeden z wychowańców przyznał się nam, że ci co do zakładu ze zdrową cerą przybywają, prędko bardzo bledną. Choroby są pospolite; brak ape­tytu i niestrawność zwyczajne. Dyarya zwłaszcza często tu panuje, i często trzecia część wychowań­ców naraz na nią zapada. Uskarżają się oni, po­wszechnie na ból głowy, a niektórzy doświadczają go codziennie w ciągu całych miesięcy. Pewna li­czba uczniów nie może znieść takiego trybu życia i musi wydalać się z zakładu.

Dziwić się należy, że takim jest tryb postępo­wania w zakładzie, założonym i zostającym pod opieką najbardziej oświeconych ludzi naszego wieku. Nadzwyczajna surowość egzaminów i mały stosun­kowo przeciąg czasu przeznaczonego na przygoto­wanie się do nich, skutkiem czego uczniowie tak niezmiernie pracować muszą i tak swe zdrowie ruj­nują, dowodzi okrucieństwa, a co najmniej, smutnej niewiadomości ze strony osób przodujących w kwestii wychowania młodzieży.

Zapewne, przykład to do pewnego stopnia wy­jątkowy; taki tryb postępowania w tego tylko ro­dzaju zakładach napotkać możemy. Lecz już sam fakt, że przykłady tego rodzaju istnieją, aż nadto wymownie świadczy, jak wielkiego wysiłku od umysłu dorastającej młodzieży wymagamy i jak w oświeceńszych klasach ludności przeważa zawsze dążność do zbyt pośpiesznego kształcenia dzieci.

Dziwną jest zaiste rzeczą, iż ludzie, pojmując, jak bardzo szkodliwą jest zbyteczna praca umy­słowa dla dzieci, nie chcą zrozumieć, że również szkodliwą jest ona dla młodzieży. Niema rodziców, którzy by w pewnym przynajmniej stopniu, nie wie­dzieli o niebezpieczeństwie zbyt wczesnego rozwi­jania dzieci. Dokoła słyszymy nagany osób, które w bardzo małych dzieciach starają się umysł wy­kształcić, a im więcej znanym jest złe, jakie stąd wyniknąć może, tym więcej się tego przedwcze­snego rozbudzenia umysłowego wystrzegamy. Jako dowód możemy przytoczyć zdanie jednego ze znakomitych profesorów fizjologii, który nas zape­wniał, iż syna swego nie każe uczyć aż do ośmiu lat wieku. Lecz podczas, gdy wszyscy dobrze wiedzą o tym, że zbyt pośpieszny rozwój umysłu po­ciąga za sobą osłabienie cielesne, niedołężność umy­słową, albo nawet śmierć przedwczesną, nikt się nad tym nie zastanawiał, że dla młodzieży skutki wysiłku pracy umysłowej niemniej są, jak dla dzieci, zgubne. A jednak, nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Zdolności rozwijają się stopniowo w pe­wnym stałym porządku. Jeżeli wykład nauki od­powiada temu stopniowemu rozwijaniu się zdolno­ści, w takim razie nie pozostaje nic do życzenia. Jeżeli zaś przeciwnie, wyższe zdolności obarczamy coraz to nowymi wiadomościami, które są bardziej abstrakcyjne i oderwane, niż te, jakie by umysł mógł bez wysiłku przyjąć; albo, jeżeli umysł mło­dociany kształcimy zbyt wysoko, nieodpowiednio do wieku: w takim razie sztucznie otrzymanej ko­rzyści koniecznie towarzyszyć musi równa jej a na­wet większa daleko strata.

Przyroda jest to bowiem nieubłagany rachmistrz, jeżeli od niej w pewnym względzie więcej niż po­trzeba zażądamy, potrąci to sobie z innych naszych potrzeb. Jeżeli nie tamując naturalnego jej biegu, poprzestaniemy tylko na dostarczaniu materiałów surowych do umysłowej i cielesnej budowy ciała, a to w ilości odpowiadającej potrzebom każdego wieku, w takim razie przyroda niewątpliwie wy­tworzy osobnika, którego rozwój we wszystkich częściach będzie mniej lub więcej harmonijnym. Jeżeli będziemy uparcie dążyli do jednostronności, przyroda, po niewielkim oporze, ulegnie; lecz pra­cując nad tym, cośmy jej nakazali, zaniedba innej, równie potrzebnej roboty.

Nie należy nigdy o tym zapominać, że siły ży­wotne w każdym okresie życia są ograniczone, i że zatem tylko pewną liczbę wyników otrzymać mo­żemy. W dziecku i młodzieńcu — potrzeby, na ja­kie te siły żywotne starczyć muszą, bardzo są na­glące i rozmaite. Jak to już wyżej powiedzieliśmy, codzienna utrata tkanki mięśniowej skutkiem ćwi­czeń cielesnych musi być natychmiast powetowane, zarówno jak muszą być niezwłocznie powetowaną, zniszczone skutkiem pracy umysłowej komórki tkanki mózgowej; dalej, potrzeba materiału do bu­dowy nowych tkanek; a do tego wszystkiego do­dać jeszcze należy rozchód siły na przetrawienie stosunkowo tak znacznej ilości pokarmu. Otóż zbyt wielki wydatek siły żywotnej w jednym kierunku, pozbawia inne potrzebnej ilości tej siły. Przeko­nywa nas o tym zarówno rozumowanie a priori, jak doświadczenie a posteriori. Powszechnie na przykład wiadomo, że trawienie pokarmu ciężkiego sprawia ociężałość ciała i umysłu, która nieraz na­wet w sen przechodzi. Wszyscy również wiedzą, że zbytek pracy fizycznej osłabia zdolność myśle­nia, że upadek sił, będący wynikiem nadzwyczaj­nych wysiłków lub zbyt dalekich wycieczek, uspo­sabia umysł do lenistwa; że po całomiesięcznej po­dróży, odbytej pieszo, bezwładność umysłu staje się tak wielką, że potrzeba aż kilku dni, aby ją przezwyciężyć; że wreszcie u włościan, którzy ży­cie całe pracują fizycznie, słabą jest stosunkowo czynność umysłu. Niemniej także znanym jest fakt, że w wypadkach nadzwyczaj szybkiego wzrostu ciała, co się często pomiędzy dziećmi zdarza, na­stępuje podwójny upadek sił: moralnych i fizycz­nych. Okoliczność, że gwałtowne ćwiczenia fizyczne natychmiast po jedzeniu wstrzymują trawienie i że dzieci, zbyt wcześnie zasadzone do uciążliwej pracy, karłowacieją, również dowodzi, że wysiłek pracy w jednym kierunku pociąga za sobą utratę sił w drugim.

Prawo, tak wyraźne w tych kilku wypadkach, również wyraźnym jest we wszystkich innych. Ten zgubny upadek energii ma miejsce zarówno wtedy, gdy wysiłek pracy jest lubo niezbyt wielki, lecz ciągły, jak i wtedy, gdy wysiłek taki trwa krócej, lecz za to jest niezmiernym. Jeżeli więc w młodo­ści, wydatek sił na pracę umysłową przewyższa skalę naturalną, w takim razie ilość sił, przezna­czonych na inne potrzeby, staje się mniejszą od tej, jaką by być powinna; wynikiem zaś niezawo­dnie muszą być tego lub innego rodzaju cierpienia. Zastanówmy się nad rozmaitymi rodzajami tych cierpień.

Jeżeli praca umysłowa w nieznacznym tylko stopniu przewyższa skalę naturalną, w takim ra­zie jej wpływ ujemny na rozwój ciała nie będzie też zbyt wielki, wzrost trochę tylko zostanie wstrzymany, albo tylko trochę wątlejszą będzie budowa tkanki. Zawsze jednak skutki te, jakkolwiek niezbyt wyraźne, są nieuniknione.  Krew, która w zbyt wielkiej ilości dopływa do mózgu w chwili pracy umysłowej i następującego po niej spoczynku, inaczej zasilałaby członki i wnętrzności. Krew ta zostaje straconą dla wzrostu i dla odnowienia tkanki mięśniowej ciała. Ponieważ takie oddzia­ływanie fizyczne nie ulega żadnej wątpliwości, pozostaje więc tylko rozstrzygnąć pytanie, czy korzyści zbyt wysokiego wykształcenia umysłowego o wiele przewyższają szkody, będące jego wynikiem; czy nadmiar wiadomości nabytych wynagradza nędzny wzrost ciała lub brak tej doskonałości kształtów, która ciało robi silnym i trwałem.

Jeżeli wysiłek umysłu jest o wiele większym, w takim razie następstwa jego stają się też daleko bardziej zgubnymi, oddziaływają one nie tylko na wzrost ciała, lecz mają wpływ na samą budowę mózgu. Prawo to fizjologiczne po raz pierwszy odkrył p. Izydor Saint-Hilaire, p. Lewes zaś w pracy swej »0 karłach i olbrzymach« usiłował wykazać przeciwieństwo, istniejące między wzrosłem i rozwojem.

W takim przeciwstawieniu pojęć, wzrost ozna­cza wzrastanie, powiększanie się objętości, rozwój zaś — doskonalenie się budowy; prawo zaś na tym polega, że zbyt wielki wzrost ciała wstrzymuje jego rozwój i na odwrót. Gąsienica i poczwarka dają nam w tym względzie doskonały przykład. U gąsienicy widzimy niezmiernie szybkie wyrastanie ciała; lecz budowa w miarę wyrastania, wcale się nie pole­psza. U poczwarki ciało już się nie powiększa, waga zmniejsza się w ciągu trwania tego okresu, lecz rozwój organizmu odbywa się bezustannie. Przeciwieństwo to, tak widoczne w tym wypadku, nie jest już tak wyraźnym u istot wyższych, a to dlatego, że tutaj obie czynności, t.j. wzrost i ro­zwój, odbywają się jednocześnie. Lecz odnośnie do ludzi, przeciwieństwo to dostrzec możemy, porównując ze sobą obie płci. Dziewczynki szybko niezmiernie rozwijają się jak fizycznie tak też umysłowo, lecz wcześnie rosnąć przestają. Rozwój fi­zyczny i umysłowy chłopców jest o wiele powol­niejszym, lecz za to rosną oni więcej i dłużej. W wieku, kiedy dziewczynki dochodzą już do zupełnej dojrzałości doskonałego rozwoju zdolności, chłopcy, których siły żywotne były do wzrostu ciała użyte, pod względem jego budowy stosunko­wo nie są jeszcze doskonali; dowodem tego ich niezgrabne ruchy i umysł nierozwinięty.

Prawo to stosuje się nie tylko do pojedynczych części ciała, lecz i jego całości. Nieprawidłowy a zbyt szybki rozwój pewnego jakiegoś narządu (organu) wzrost jego wstrzymuje, a stosuje się to zarówno do narządów mózgowych, jak i do wszel­kich innych. Mózg, który w stosunku do reszty ciała u dzieci jest bardzo wielkim, lecz zarazem bardzo niedoskonałym pod względem swej budowy wewnętrznej, w krótkim przeciągu czasu rozwinie się i wykształci, jeżeli powiększymy o wiele zwy­kłą jego czynność i każemy dziecku zbyt wiele umy­słowo pracować. Ostatecznym jednak wynikiem ta­kiego forsowania być musi niedostateczna wielkość i zbyt mała siła mózgu. Okoliczność ta właśnie tłumaczy, dlaczego dzieci, zbyt wcześnie uczone, które od pewnego wieku celowały w naukach i nie miały współzawodników, następnie nagle się za­czynają źle uczyć i zawodzą wielkie oczekiwania rodziców.

O wiele smutniejszym jeszcze jest wpływ zbyt wielkiej pracy umysłowej na ogólny stan zdrowia.

Najnowsze odkrycia fizjologiczne wykazały, jak niezmiernie wielkim jest wpływ mózgu na czynno­ści narządów ciała. Trawienie, krążenie krwi, i sku­tkiem tego wszelkie czynności ciała w wysokim bardzo stopniu zależą od pobudzenia umysłowego. Kto widział doświadczenie, po raz pierwszy przez Webera robione, nad skutkami podrażnienia nerwu błędnego, przechodzącego od mózgu do trzewi; kto pamięta, jak serce skutkiem podrażnienia tego nerwu nagle bić przestawało, a następnie, gdy po­drażnienie ustało, wracało znów do swych czynno­ści itd., a to po kilkakrotnie: ten zrozumieć po trafi, jak wielkim jest wpływ przygnębiający zmę­czonego umysłu na ciało. Przykłady tego rodzaju, które nam fizjologia objaśnia, codziennie widzieć możemy. Bo któż z nas nie doznawał bicia serca w chwilach oczekiwania, gniewu, strachu lub wiel­kiej radości? Któż nie uważał, jak bardzo czynność serca bywa podniecaną, gdy te wstrząśnienia są silne? I chociaż wielu z pomiędzy nas nie doznało nigdy tego nadzwyczajnego wzruszenia, któremu towarzyszy zawieszenie czynności serca i omdlenie, wszyscy jednak wiemy o tym, że pierwsze jest przyczyną drugiego.

Wiadomo również, że zepsucie żołądka nieraz bywa wynikiem rozdrażnienia umysłowego, prze­kraczającego pewną granicę. Brak apetytu towa­rzyszy zwykle zbyt wesołemu albo też zbyt smu­tnemu usposobieniu umysłu. Jeżeli wiadomość, która nas w bardzo zły humor wprawia, nadcho­dzi wkrótce po jedzeniu, nieraz się zdarza, że żo­łądek albo nie chce przyjąć pokarmu zjedzonego, albo go trawi z wielką trudnością. Ktokolwiek się zbyt wiele pracy umysłowej oddawał, może nieza­wodnie zaświadczyć, że dla wywołania zjawisk ta­kiego rodzaju niekoniecznie są potrzebne wzrusze­nia, i że sama nawet praca umysłowa do tego wystarczy. Związek pomiędzy mózgiem a ciałem istnieje nie tylko w tych krańcowych, lecz także i we wszystkich innych codziennych wypadkach lubo tutaj mniej może jest wyraźnym.

Jak bardzo silne, lecz chwilowe podrażnienia umysłowe sprawiają wielkie bardzo, lecz chwilowe zamieszania w czynnościach ciała, tak znów podrażnienia umysłu lubo mniej silne, ale ciągle, sprawiają mniej silne, ale za to chroniczne zamieszanie w czynnościach organizmu. Nie jest to przypuszczenie tylko, lecz prawda, którą lekarze dobrze bardzo znają i o której sami, na podstawie długiego i smutnego zarazem doświadczenia, zaświadczyć możemy. Po­trzeba nieraz zupełnego wypoczynku w ciągu lat całych, ażeby w pewnym przynajmniej stopniu po­zbyć się rozmaitych cierpień, spowodowanych dłu­giem nadużyciem pracy umysłowej. Często bardzo serce bywa dotknięte: doznaje się ciągłego bicia serca, znacznego bardzo osłabienia pulsu: zwykle liczba uderzeń z 72 zmniejsza się do 60 i mniej nawet. Czasami znów cierpi głównie żołądek: tru­dność w trawieniu, która robi życie nieznośnym i niełatwo da się usunąć. W wielu bardzo razach żołądek i serce bywają dotknięte jednocześnie. Zawsze prawie sen bywa krótki i przerywany i do­znaje się w mniejszym lub większym stopniu znużenia umysłowego.

Zastanówmy się więc nad tym, jak wiele złego dzieciom i młodzieży wyrządzamy, pobudzając nad potrzebę ich zdolności umysłowe. Ogólne zamiesza­nie w organizmie, mniej lub więcej wyraźne, ko­niecznie i zawsze musi towarzyszyć wszelkim wy­siłkom umysłu, które przekraczają miarę potrze­bną, i chociaż skutkiem tego niekoniecznie będzie choroba wyraźna, zawsze jednak nastąpić musi po­wolny upadek sił fizycznych i karłowacenie ciała. Bo w jakiż sposób ciało może się szczęśliwie rozwijać, gdy apetyt jest mały i wybredny, trawie­nie trudne, a krążenie krwi słabe? Czynność do­skonała każdego organizmu zawisła od obfitego przypływu krwi, zawierającej wszystkie pierwiastki potrzebne. Bez dostatecznego dopływu zdrowej krwi żaden gruczoł nie jest w stanie należycie soków wy­dzielać, żadna część wnętrzności nie może prawi­dłowo wypełniać swego przeznaczenia. Dla powe­towania zużytej tkanki mięśniowej lub nerwowej potrzebną jest koniecznie zdrowa krew w dostate­cznej ilości. Jeżeli krew nie zawiera w sobie wszyst­kich cząstek potrzebnych, wzrost nie będzie ani prawidłowym, ani dostatecznym. Osądźmy, jakie mogą być skutki w wypadku, gdy zepsuty żołądek wytwarza krew nędzną co do jakości, w ilości nie­wystarczającej, osłabione zaś serce z trudnością i niezmiernie powolnie posyła tę krew do członków, które jej do swej budowy potrzebują.

Jeżeli zaś, jak to muszą przyznać wszyscy, któ­rzy się nad tą kwestia zastanawiali, wyradzanie się i karłowacenie fizyczne jest wynikiem pracy umysłowej, czyż więc nie należy w zupełności po­tępić tego systemu wychowawczego, polegającego na zbytecznym obarczaniu umysłu pracą, systemu, którego próbki podaliśmy wyżej! Z jakiegokolwiek bądź stanowiska na system ten będziemy się za­patrywali, zawsze błędnym wydać się nam musi. Jest on błędnym pod względem nabywania wia­domości, ponieważ umysł, zarówno jak ciało, pe­wną tylko ograniczoną ilość materiałów nabyć jest w stanie; z tego powodu, gdy umysłowi zbyt wielką liczbę faktów podajemy, w prędkim czasie znów je odrzuca i zapomina. Tak więc zamiast stać się kamieniem węgielnym budowy umysłowej, fakty te ulatniają się z pamięci natychmiast po ukończeniu egzaminów, dla których jedynie ich się uczono.

Błędnym jest ten system, ponieważ wynikiem jego musi być koniecznie wstręt do nauki. Już to skutkiem niemiłych wspomnień o uciążliwej pracy, już to skutkiem stanu, w jaki umysł wprowadza, system ten nieraz sprawia zupełny wstręt do ksią­żek, i zamiast zachęcać do samouctwa i kształcenia się o własnych siłach, pobudza do stopniowego cofania się wstecz. Błędnym system ten dlatego jeszcze nazwać możemy, ponieważ sądzi, że naby­wanie wiadomości jest wszystkim, ponieważ za­pomina, że uporządkowanie wiadomości ma wię­kszą nierównie wartość, i że dla takiego uporząd­kowania koniecznie dwie rzeczy są potrzebne: czas i samodzielna praca umysłu. Jak to słusznie po­wiedział Humbold o postępie umysłu w ogólności: »tłumaczenie przyrody staje się bardzo trudnym jeżeli opisanie zaciemnia zbyt wielka ilość faktów odosobnionych«, a w ten sam sposób zupełnie po-I stęp umysłowości każdej jednostki krępuje nagromadzenie wiadomości źle nabytych i przez umysł nieprzetrawionych. Nie te wiadomości wartość rzeczywistą posiadają, które się gromadzą w umyśle, jak tłuszcz w ciele, lecz te, które przetwarzają się w mięśnie umysłowe.

Nie na tym jednak koniec; błąd pomienionego systemu sięga głębiej jeszcze. Nawet gdyby dał się on zastosować do właściwego rozwoju umysłowości (co w rzeczywistości nie jest), i wtedy jeszcze byłby on wadliwym, ponieważ, jakeśmy już to wi­dzieli, zgubnym jest dla tej siły fizycznej, która stanowi konieczny warunek zwycięstwa w walce życiowej. Ludzie zbyt wychowaniem urny słowem zajęci i przez to zapominający zupełnie o potrze­bach ciała, nie chcą się nad tym zastanowić, że na tym świecie powodzenie zależy bardziej od energii niż od ilości wiadomości zdobytych, i że podkopy­wać swe zdrowie — znaczy samym sobie przegraną gotować. Silna wola, niestrudzona działalność, bę­dące przymiotem organizmów silnych i zdrowych, w wysokim stopniu wynagradzają wielkie nawet luki w wychowaniu: w połączeniu zaś z wycho­waniem należytym, które da się osiągnąć bez szkody dla zdrowia, przymioty te zapewniają łatwe zwy­cięstwo nad współzawodnikami, osłabionymi nad­miarem pracy umysłowej. Machina, stosunkowo mała i źle zbudowana, lecz działająca przy Wyso­kiem ciśnieniu, może zrobić daleko więcej, niż ma­china wielka i doskonałej budowy, lecz działająca przy ciśnieniu stosunkowo bardzo niewielkim. Ka­żdy więc przyzna, że niedorzecznością byłoby zwra­cać uwagę jedynie na budowę części składowych machiny, zapominając zupełnie o kotle, który parę wytwarza.

System w mowie będący dlatego jeszcze błę­dnym nazwać musimy, ponieważ daje on mylne pojęcie o szczęściu w życiu. Gdyby nawet w isto­cie system ten zdolny był zapewnić ludziom po­wodzenie w świecie, zawsze jednak, rujnując ich zdrowie, stać by się musiał dla nich przyczyną nie­szczęścia, którego żadne powodzenie powetować nie może. Na co się mogą przydać bogactwa, jeżeli im ciągłe cierpienia towarzyszą? Jakąż wartość mogą posiadać wszelkie odznaczenia się i zajmo­wanie wybitnego stanowiska w społeczeństwie, je­żeli w parze z niemi idzie hipochondria? Czyż po­trzebujemy o tym mówić, że dobre trawienie, po­tężne krwi krążenie, usposobienie wesołe, są to czynniki naszego szczęścia, których żadnym powo­dzeniem zewnętrznym zastąpić nie można. Cierpie­nia chroniczne zaciemniają najbardziej jasne wi­dnokręgi; przeciwnie, żywość umysłu, dobry hu­mor, towarzyszący zdrowiu, ozłacają chwile, które najmniej nawet do szczęśliwych policzyć możemy. Utrzymujemy więc, że takie przyśpieszone i nad­mierne kształcenie umysłu szkodliwym jest pod każdym względem; jest ono szkodliwym, bo daje takie wiadomości, które się w prędkim czasie za­pominają; jest szkodliwym, ponieważ zaniedbuje uporządkowania wiadomości, uporządkowania, które większą, niż samo nabywanie wiadomości, wartość przedstawia; jest szkodliwym, ponieważ osłabia a nawet niszczy zupełnie energię, bez której wy chowanie umysłowe staje się zupełnie niepożytecznym; jest wreszcie szkodliwym dlatego jeszcze, bo sprowadza zły stan zdrowia, którego żadne po­wodzenie w świecie wynagrodzić nie może i które czyni niepowodzenie podwójnie dotkliwym.

Taki system zbytecznego obarczania pracą umy­słową, zgubniej jeszcze, być może na kobiety, niż na mężczyzn oddziaływa. Ponieważ małe dziewczynki zupełnie prawie bywają pozbawione tych ćwiczeń zdrowych i przyjemnych, które dla chłopców w pewnym przynajmniej stopniu umiarkowują zgubne następstwa zbyt wielkiego oddawa­nia się pracy umysłowej, przeto muszą one w zupełności następstwa te odczuwać. Stąd to pocho­dzi, że mała tylko liczba dziewcząt wyrasta na ko­biety zdrowe i dobrze zbudowane. Na zaludniają­cych salony Londynu młodych kobietach, bladych, szczupłych, o wklęsłych piersiach, spostrzegamy sku­tki tego surowego systemu, którego nie urozmaicały nigdy zabawy dziecinne; a takie wyrodzenie się fi­zyczne bardziej ich powodzeniu szkodzi, niżby mogły pomagać posiadane przez nie wiadomości i talenty. Matki pracujące tak bardzo nad tym, aby córki powabnymi uczynić, nie mogły do tego gorszej drogi obrać, jak poświęcać w ten sposób ciało umysłowi. Albo nie dbają wcale o upodobanie mężczyzn, albo się grubo co do tych upodobań mylą. Mężczyźni mało w kobiecie cenią zbyt wielką naukowość, a poszukują przede wszystkim piękności, dobrego charakteru i zdrowego rozsądku. Czyż wiele bowiem zwycięstw kobieta uczona zawdzięcza głębokiej zna­jomości historii? któryż mężczyzna zakochał się kie­dykolwiek w pannie dlatego, że umiała po wło­sku? Znajdźcie mi Edwina, któryby się rzucił do nóg Angelinie z tego powodu, iż posiada język niemiecki! Lecz różowe policzki i oczki błyszczące mają w sobie wiele powabu. Na figurkę, pięknie zaokrągloną, spoglądamy z zachwytem. Wesołość i dobry humor, będące wynikiem doskonałego zdro­wia, nieraz wzbudzić zdołały uczucie, które się mał­żeństwem kończyło.

Wszystkim są znane wypadki, w których jedyną przyczyną uczuć niezmiernie silnych była doskona­łość form i piękność twarzy, lecz zaiste, rzadko bardzo uczucia takie mogły powstać jedynie tylko pod wpływem zachwytu, jaki sprawia wysokie wy­kształcenie kobiety, bez względu na jej fizyczne i moralne przymioty. Nie ulega najmniejszej wąt­pliwości, że z pomiędzy wszystkich pierwiastków, łączących w piersi mężczyzny dla wytworzenia bar­dzo złożonego wzruszenia, noszącego miano miło­ści, najbardziej potężnymi są te, które powstają pod wpływem przymiotów zewnętrznych, drugie po nich miejsce zajmują te, które bywają wywołane przez przymioty moralne osoby ukochanej; przy­mioty zaś te mniej zależą od wykształcenia naby­tego, niż od zdolności wrodzonych, jako to: by­strości umysłu, dowcipu i przenikliwości.

Jeżeli to nasze twierdzenie wyda się komu nie-dość podniosłem i ubliżającym charakterowi czło­wieka, na to mu odpowiedzieć możemy, że robić podobne zarzuty prawom przedwiecznym, znaczy wcale kwestii tej nie rozumieć. Nawet gdyby z budowy organizmu nie można było wyraźnie wnio­skować o jego przeznaczeniu; zawsze jednak mo­glibyśmy być pewni, że musi on mieć jakiś cel niezmiernie ważny. Lecz to przeznaczenie organi­zmu, dla osób, które się chcą nad kwestią tą za­stanowić, jest zupełnie widocznym. Jeżeli sobie przy­pomnimy, że jednym z celów przyrody, a raczej jej celem najwyższym, jest jak największa szczęśliwość potomstwa, że następnie umysł doskonale wykształcony przy słabo rozwiniętym ciele, dla po­tomstwa niewiele bardzo korzyści przedstawia, a to, ponieważ w tym wypadku potomkowie wymrą w ciągu jednego lub dwu pokoleń; i że przeciwnie organizm piękny i zdrowy, chociaż nieposiadający wysokiego umysłu, daleko jest pożądanym, ponieważ umysłowość, w pokoleniach przyszłych bę­dzie mogła nieskończenie się wykształcić, przeko­namy się, jak wielkiego znaczenia jest równowaga wyżej opisanych przez nas instynktów.

Lecz nawet pomimo korzyści, jakie równowaga taka przedstawia, czyż nie jest niedorzecznością uporczywie stosować system, który podkopuje zdro­wie dziewcząt, a to jedynie w celu przeciążania ich pamięci? Wychowujcie je jak można najlepiej, najbardziej wykwintne wychowanie będzie najlepszym, byle byście tylko przez to ich zdrowiu nie szkodzili. (Nawiasem tutaj zaznaczymy, że wycho­wanie należyte łatwiej by się dało osiągnąć, gdyby mniej kształcono pamięć, jak u papugi, a nato­miast więcej zwracano uwagi na zdolności czło­wieka, i gdyby wychowanie obejmowało dłuższy okres czasu, a mianowicie czas pomiędzy ukończe­niem szkoły a pójściem za mąż). Lecz kształcić zdol­ności umysłowe w stopniu i sposobem, obecnie powszechnie przyjętym, sprowadzając przez to wy-rodzenie się fizyczne, znaczy zniszczyć główny cel wszelkich starań, wydatków i zachodów, towarzy­szących koniecznie wychowaniu dzieci. Poddając swe córki temu surowemu systemowi, rodzice często całą przyszłość przed niemi zamykają, skazują je bowiem nie tylko na rozmaitego rodzaju cierpienia, lecz nieraz nawet na celibat.

Tak więc wychowanie fizyczne dzieci wadliwym jest pod wielu względami. Jest ono wadliwym z powodu niedostatecznego żywienia dzieci, z po­wodu nie dość ciepłego ich ubierania, z powodu braku ćwiczeń cielesnych (przynajmniej odnośnie do dziewczynek), wreszcie z powodu przeciążania dzieci pracą umysłową. Rozważając ten system jako ca­łość, widzimy, że wymagania jego są zbyt wielkie. Wymaga on zbyt wiele, daje zaś bardzo mało. Szafując tak nieumiarkowanie siłami żywotnymi, czyni on życie dzieci i młodzieży bardziej niż po-, trzeba, podobnym do życia osób dorosłych. System ten o tym zapomina, że skoro u płodu wszystkie siły żywotne bywają obrócone na jego „wzrost, a następnie, w pierwszym okresie życia, również wszystkie prawie siły żywotne użytkują się w tym samym celu, tak, iż mało ich bardzo pozostaje na czynności umysłowe i fizyczne; przeto i w okresach dzieciństwa i młodości wzrost nie przestaje być przedmiotem panującym, któremu wszystkie inne ulegać muszą. Ażeby wzrostu nie powstrzy­mać, potrzeba organizmowi wiele sił dawać, a mało odeń odejmować. Potrzeba zmniejszać czynności cielesne i umysłowe w stosunku do szybkości, z jaką dany osobnik rośnie, i przeciwnie; powiększać te czynności tylko w miarę zmniejszania się jego wzrostu.

Istnienie tego surowego i niewłaściwego systemu wychowawczego da się tym objaśnić, iż jest on na­turalnym wynikiem stanu przejściowego, w jakim się cywilizacja nasza obecnie znajduje. W czasach pierwotnych, gdy napadanie i obrona były głównymi czynnościami społecznymi, siła fizyczna sta­nowiła w wychowaniu cel upragniony. Mało się wówczas troszczono o wykształcenie umysłu i za­równo jak później, w czasach feudalizmu, pogar­dliwie na nie patrzano. Dziś jednak, wobec stanu stosunkowo pokojowego, gdy siła fizyczna przydać się może tylko do pracy ręcznej, powodzenie zaś w życiu w zupełności prawie od siły umysłu za­wisło, wychowanie nasze stało się całkowicie umysłowym. Zamiast, jak dawniej, troszczyć się o ciało i zaniedbywać zupełnie umysł, troszczymy się o umysł a zaniedbujemy zupełnie ciało. Obie te ostateczno­ści są szkodliwe. Nie rozumiemy jeszcze tej pra­wdy, że ponieważ życie moralne od życia fizycznego zawisło, nie powinno więc rozwijać się kosztem tego ostatniego. Dwa rozmaite pojęcia o wychowaniu — dawne i teraźniejsze, powinny się w jedną całość połączyć.

Być może, że do przyśpieszenia czasu, kiedy ciało i umysł w równym stopniu staną się przed­miotem starań i troskliwości, najbardziej się przy­czynić zdoła przekonanie, że poszanowanie zdro­wia należy do naszych obowiązków. Mało jest osób, które by się zdawały rozumieć, iż w świecie istnieje rzecz, którą by moralnością fizyczną nazwać można. Ze słów i postępowania ludzi staje się widocznym, iż podług ich zdania mają oni prawo tak ze swym ciałem postępować, jak im się podoba. Cierpienia, które na siebie sprowadzają skutkiem nieuległości prawom natury, uważają jako nieszczęśliwe wy­padki, nie zaś jako skutki ich własnego mniej lub więcej nagannego postępowania. Chociaż następ­stwa takiego postępowania dla ludzi, którzy sami zawinili, zarówno jak i dla ich potomstwa, są nieraz niemniej zgubne od następstw zbrodni, lu­dzie ci jednak nie zdają się wcale do winy po­czuwać.

Prawda, że w wypadkach opilstwa, ludzie uznają, że przekroczenie praw fizycznych jest występnym; lecz nikomu na myśl nie przyszło posta­wić wniosku, że skoro przekroczenie to jest występnym, przeto wszelkie inne przekroczenia tej samej natury również występnymi być muszą. Nie­wątpliwie jest prawdą, że wszelkie dobrowolne uszkodzenie własnego zdrowia jest grzechem fizy­cznym. Kiedy ludzie powszechnie prawdę tę po­znają, wtedy, lecz zapewne nie wcześniej, wychowa­nie fizyczne zwróci na siebie taką uwagę wycho­wawców, do jakiej słuszne prawo posiada.


[1] Encyklopedya medycyny praktycznej.

[2] Encyklopedya medycyny praktycznej.

[3] Encyklopedya anatomii i fizyologii.

[4] Morthon. Encyklopedya rolnictwa.

[5] Zobacz w polskim przekładzie: »Układ społeczny i Jego prawa p. Quetelet’a«, przekład słuchaczów prawa. Warszawa 1874 r. (P. t.)

[6] Zobacz w polskim przekładzie: »Układ społeczny i Jego prawa p. Quetelet’a«, przekład słuchaczów prawa. Warszawa 1874 r. (P. t.)

[7] Musimy tu zwrócić uwagę na to, iż dzieci, których nogi i ręce od początku samego wystawiano na powietrze bez okry­cia, nie czują już chłodu na powierzchniach nagich, tak samo, jak my go nie czujemy na twarzy. Stąd jednak nie wynika, aby chłód nie miał już szkodliwie na te powierzchnie oddzia­ływać, tak samo, jak z tego, iż mieszkaniec Ziemi Ognistej znosi śnieg, który topnieje na jego nagim ciele, nie wynika wcale, aby chłód nie działał zgubnie na cały jego organizm.

[8] Autor ma tu na myśli mile angielskie.

[9] Bardzo być może, że szczepienie ospy jest przyczyną rozpowszechniania się, w. postaci złagodzonej, wielu chorób ustrojowych. Rozmaite fakty patologiczne stwierdzają, ie or­ganizm dziecka, którym zaszczepiono ospę, wydzielając za pomocą wyrzutów skórnych pierwiastek zaraźliwej ospy, za pomocą tych samych wyrzutów wydziela również inne materie niezdrowe, szczególniej jeżeli te materie mają własność wydzielania się zawsze przez skórę (a taką własność posiadają niektóre najbardziej z pomiędzy nich szkodliwe). Jest przeto rzeczą bardzo prawdopodobną, że dziecko, mające organizm zakażony, chociaż w tak słabym stopniu, że zakażenie to nie objawia  się  widocznie w postaci choroby, może  za pomocą wziętej od niego dla szczepienia ospy, udzielić zakażenia tego innym dzieciom, którym ją zaszczepiono, a te znów innym itd.

[10] Encyklopedya medycyny praktycznej, tom I, strona 697, 698.

5/5 - (3 głosów)